No i
stało się. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, myśląc o tym wszystkim co działo
się w przeszłości. Zaczynałem sobie przypominać najmniejsze szczegóły. Nawet to,
że po tym całym wydarzeniu, spotykaliśmy się z hyungiem jeszcze wiele razy i
był dla mnie miły, ale ja nie potrafiłem być sobą. Kiedy dołączał do nas Taemin
z Yun, nie umiałem zdobyć się na miły ton, więc po kilku razach psucia im
atmosfery i gryząc się z Lee, dałem sobie spokój. Zależało mi na brunecie,
jednak nie byłem w stanie znosić widoku, kiedy całował się z dziewczyną, bądź
trzymali się za rękę. Z czasem nasz ograniczony kontakt po prostu samoistnie
się rozpłynął. Hyung miał inne priorytety, a ja się poddałem, jak ostatni
dzieciak. Nigdy po tym nie dowiedziałem się, czy może jednak miałbym szansę.
Stchórzyłem, nadal żywiąc do niego jakieś uczucia. Myślałem, że to już
przeszłość, ale gdzieś w środku czułem, że to jeszcze nie zakończony rozdział.
Westchnąłem,
patrząc na siebie w lustro. Ręce podpierałem o umywalkę, mając je wyprostowane
w łokciach. Przyjrzałem się swojej twarzy i stwierdziłem, że ostatnio wyglądam
jak jakiś menel. Przestałem o sobie dbać, a po nocy z panem Lee w głowie, na
nowo czułem frustrację. Ten szczyl wkroczył w moje życie i rozpieprzył je bez
mrugnięcia okiem. Jak mniemam, teraz ma zamiar zrobić dokładnie to samo,
doskonale się przy tym bawiąc. W końcu odzyskał swój obiekt do drwin. Ciekawi
mnie tylko, czemu ta cała elita przyjmowała kogoś z patologii. Nadrabiał
charakterem? Nie wiem, ale sama myśl o leczeniu mężczyzny przyprawiała mnie o
niemiłe dreszcze.
Walnąłem
dłońmi w twarz, żeby odpędzić niemiłe odczucia. Złapałem opuszkami za swoje
jedwabiste kosmyki i pociągnąłem je, chcąc samego siebie oszukać i zwrócić
kierunek rozmyślań w drugą stronę. Chwyciłem za maszynkę, zaczynając golić już
dwudniowy zarost. Moje ręce były całe wysuszone od ciągłego trzymania ich w
rękawiczkach, bądź nieustającej dezynfekcji, dlatego też skrzywiłem się na
widok swojego stanu, który odbijał się bez cienia kłamstwa w lustrze. Nie mogę
się przecież teraz przejmować tą pijawką! Muszę się wziąć w garść…
- Ja pieprzę. – warknąłem do swojego odbicia,
kiedy dotarło do mnie, że dzisiaj jest sobota, a co za tym idzie – moje wolne.
Dokończyłem
wygładzanie twarzy, po czym walnąłem się na łóżko. Niby muszę się ogarniać tak
czy siak, ale moje wewnętrzne ‘ja’ stawia dzisiaj na lenia. Może gdzieś wyjdę,
czegoś się napiję, zrobię zakupy i wrócę do domu. Sam nie wiem. Zakryłem
przedramieniem oczy, wzdychając ciężko. Prawie że podskoczyłem, kiedy zawyła melodia
telefonu. Muszę ją zmienić, bo o ile w gabinecie przydaje się do słyszenia
czegokolwiek, tak w domu dostaję wiecznego zawału.
- Tak? – zapytałem znudzonym głosem.
- No hej
doktorku.
Słysząc ten
ton, zmroziło mnie, więc pospiesznie spojrzałem na wyświetlacz i rozłączyłem
się. Mam weekend do cholery! Już nie wnikam skąd ma numer, bo naprawdę mnie to
nie obchodzi. Kolejny punkt z listy Taemina ‘jak zdenerwować Minho część 1’
zaliczony. Ma szczęście i to ogromne, że nie odważył się zadzwonić nad ranem, bo
bym chyba znalazł jego lokum i ukręcił mu ten łeb przy samej szyi. Jak to Lee,
nigdy się nie poddawał i zawsze musiał dostać co chciał, więc po chwili głośnik
urządzenia fundował mi donośną serenadę. Wytrzymałem trzy takie fale, po czym
zagryzłem zęby i czując jak coś mi przeskakuje w szczęce, odebrałem.
- Nie
wiem czy wiesz, mamy sobotę. A sobota mój drogi, jest moim dniem wolnym, więc z
łaski swojej zajmij się sobą i przestań truć mi dupę.
- Może i sobota, ale mam wyniki! Twoi rodzice
powiedzieli, żebym niezwłocznie cię o nich informował albo będą chcieli złożyć
ci kika wizyt, by sprawdzić czy aby na pewno podołasz na swoim aktualnym
stanowisku. – kąsający jak jad ton jego głosu, coraz bardziej zagrzewał
temperaturę mojego ciała.
- Wal
się. – odburknąłem, nie mając najmniejszej ochoty na jakąkolwiek dyskusję z tym
typem.
- Ekhm.
Tak więc myślę, że powinnśmy się dzisiaj zobaczyć, ponieważ w przyszłym
tygodniu nie bardzo będę miał czas, a tak się składa, że też mam wolne!
- No
popatrz jaki przypadek. – sapnąłem, turlając się już aktualnie po ziemi.
Jeśli
się nie zgodzę, ta żmija zadzwoni do moich rodziców i wtedy zacznie się sajgon.
Nie dadzą mi spokojnie żyć, wbiją mi na chatę albo jeszcze lepiej! W
poniedziałek wywalą mnie ze szpitala, z zakazem wykonywania swojego zawodu, z najbardziej
błahego powodu, jakim jest Taemin.
- Też
tak sądzę. – nie widziałem tego, ale dałbym sobie rękę uciąć, że ten facet
teraz szczerzył się sam do siebie, odczuwając dość dużą dumę – Taemin, gdzie są
moje bokserki?! – zza słuchawki doleciał do mnie głos jakiegoś innego
mężczyzny, aż mnie zemdliło.
- Mam
dla ciebie kwadrans o siedemnastej i ani minuty dłużej, bo nie będę czekał.
Sms’em wyślę ci miejsce, w którym będziesz mnie napastował. – szybko
wypowiedziałem te słowa, nie chcąc skupiać się na przybyszu Taemina, ani na tym
co, gdzie, z kim i kiedy wyprawia.
- Oh,
więc tak o mnie myślisz?
Nie
odpowiedziałem. Po prostu się rozłączyłem, nie chcąc słyszeć kolejnych słów.
Wiedziałem, że przyjdzie. Nie przegapiłby okazji, żeby się zemścić za to, co
działo się lata temu. Woli przystanąć na moje warunki, niż odebrać sobie taką
wyborną możliwość, poprzez dzwonienie do
moich rodziców.
~ 2 민~
Poprawiłem
cienki szalik, który zaczął powoli zsuwać się z mojej szyi. W sumie było mi
gorąco, ale pobolewało mnie gardło, pewnie z nerwów i małej ilości odpoczynku.
Stałem oparty o kafelki wielkiej galerii. No cóż, wybrałem to miejsce, żeby
było jak najmniej kameralnie. Z Taeminem przebywanie w miejscach innych niż
publiczne, nie wchodziło w grę. Nie miałem pojęcia jakie były jego zamiary, ale
sam postanowiłem nie wdawać się w zbędne dyskusje. Jeśli ma wyniki, dobrze.
Skonsultujemy je, wytłumaczę mu co i jak, i tym oto sposobem będę miał wolne w
pracy, gdzie jeszcze mógłbym wpaść z nim na moich rodziców. Czepiają się
dosłownie wszystkiego, więc naprawdę... Im mniejsza ilość faktów o mnie jakimi
dysponują, tym lepiej.
O dziwo
przed czasem zobaczyłem blondyna, który machał do mnie i szczerzył się,
jakbyśmy byli najlepszymi kumplami. Bardzo szybko, rzekłbym nawet, że za
bardzo, zbliżył się do mnie i rzucił w moje ramiona. Nie spodziewałem się tego,
więc odsunąłem się odruchowo w tył. Moje ręce, które tkwiły w ciepłych
kieszeniach, nie zdążyły go odsunąć, więc niezdarnie walnąłem głową o płyty.
Syknąłem pod nosem, czując jak momentalnie narasta we mnie wściekłość.
- Łoooł,
łoł! Spokojnie, już, już panie Choi. Nie zbliżam się, ani nie dotykam. – uniósł
ręce w geście rozejmu, widząc jak bardzo poważną mam minę. – Przecież nie mamy
dużo czasu, więc usiądźmy gdzieś.
Uniosłem
brew, patrząc na niego podejrzliwie, jednak zacząłem prowadzić nas do ławki,
która stała pomiędzy drzewem, a parkingiem. Kiedy na niej usiedliśmy,
westchnąłem dość głośno. Zacząłem się denerwować, a nawet odrobinę stresować.
Chciałem to już załatwić i nie słyszeć żadnych nowych dogryzań, bądź
przypominania mi przeszłości, w której niezbyt nam się układało.
- No
słucham. – powiedziałem znudzonym głosem, pocierając palcami swoje skronie.
- Jezu,
jaki ty formalny jesteś. – mężczyzna wywrócił oczami, po czym położył na swoich
kolanach teczkę. Zręcznie odwinął gumkę, po czym przechylił kawałek grubszej
kartki – Tutaj mam wszystkie potrzebne wyniki. Sam niewiele z tego zrozumiałem,
a rezonans należał do średnio przyjemnego doznania. Strasznie tam głośno. Co by
było, jakbym nie daj boże musiał mieć kiedyś robiony rezonans klatki
piersiowej... Chyba bym się nabawił klaustrofobii.
Patrzyłem
na niego z niedowierzaniem. Rozmawiał sobie jak gdyby nigdy nic. To nieważne,
że dzisiaj mam do cholery wolne, ani nie ważne, że mógłby iść do innego
lekarza. Zagryzłem zęby i powoli, bezdźwięcznie wypuszczałem powietrze nosem,
by ogarnąć swoje zdenerwowanie. Złapałem za świstki papieru, na których było
wszystko, czego tylko potrzebowałem.
- No to
co? Czeka mnie operacja?
- To na
pewno, tylko nie wiem kiedy.
- Byle
jak najszybciej, potrzebne mi są nogi do długiego stania i schylania się. Nie
mogę sobie pozwolić na wieczne przerwy.
- No to
będziesz musiał, bo masz anemię, więc nieprędko zapiszę cię na operację.
- Matko,
niejedni ludzie mają operacje, które zagrażają życiu, bo trzeba je
przeprowadzić teraz albo nigdy. A ty mi teraz wykręcasz się anemią.
- Nie
no, jak chcesz odjechać na stole operacyjnym, to jestem za. Z chęcią przyłożę
do tego niewidzialną rękę.
- Nie
odważyłbyś się. – uśmiechnął się, jednak natychmiast po tym spoważniał, jak
gdyby usłyszał najgorszą wieść w swoim życiu – Niedobrze...
- Jak
wrócę do gabinetu, to wypiszę ci recepty i wszystko wytłumaczę. Jeśli wszystko
będzie okej, to może za pół roku zrobimy operację. Mogę cię wstępnie na nią
zapisać, ale jeśli nie będziesz stosował się do poleceń, to nie licz z mojej
strony na jakiekolwiek przywileje.
- Dobra,
ale niczego nie obiecuję.
- To ty
jesteś pacjentem czy ja?
- Zależy
jak na to spojrzeć.
Wyszczerzył
się w moim kierunku, a mi aż wyskoczyła żyłka. Naprawdę... Jest bezczelny! A
jednak zmartwił się, że operacja nie będzie przeprowadzona szybko. Owszem, nie
lubię go, wręcz nie trawię i najchętniej wyrzuciłbym go z kliniki, ale nie mogę
tego zrobić. Jest moim pacjentem i muszę o niego dbać, tak więc jak jutro wrócę
do pracy wieczorem, to zobaczę co mu przypisać. Westchnąłem, podnosząc się z
ławki.
- To
wszystko?
- Z
takich formalnych spraw tak. Ale mam jedno, prywatne pytanie.
- W
takim razie dziękuję za jakże przemiłą rozmowę. Czas na mnie. – ukłoniłem się z
grymasem na buzi. Na jego ‘prywatne pytanie’ od razu mnie zmroziło. Nie
chciałem tego słyszeć. – Do widzenia.
- Minho,
zaczekaj. – zerwał się z siedzenia, podchodząc do mnie od przodu – Od lat męczy
mnie w głowie pytanie, dlaczego wtedy zachowałeś się... – przygryzł wargę,
patrząc prosto w moje oczy – Jakbym kogoś ci zabił.
- To
nieistotne. Jesteśmy już dorośli. – wyminąłem go, czując jak zaczyna mi nawalać
serce, na samo wspomnienie tamtej sytuacji. Nie chcę tego rozpatrywać, po
prostu... Daj mi spokój...
- Minho!
– złapał mnie za rękę, przez co zamarłem – Porozmawiajmy.
- Nie
będę z tobą rozmawiał w innych sprawach, niż służbowe. Puść mnie. –
powiedziałem przez prawie zacisnięte zęby, odpychając jego kończynę, którą
trzymał mnie za ramię.
- Nie
puszczę cię. – powiedział pewnym tonem, patrząc na mnie zdecydowanym
spojrzeniem, które dawało do zrozumienia, że nie odpuści.
Krew
uderzyła mi do głowy, w której mi zawirowało. Źle ostatnio sypiałem, a
dzisiejsza noc była jedną z najgorszych w moim życiu, bo zapętlałem w głowie
gorzkie, pełne żalu i bólu wspomnienia. Nie panując nad sobą, kiedy tylko
poczułem, jak znowu dotyka mojego barku, uderzyłem w jego dłoń, by ją odsunął.
Moje spojrzenie było pełne nienawiści, która chyba zbiła go z tropu, bo uchylił
szeroko powieki, wpatrując się w moją twarz z niedowierzaniem.
- Zostaw
mnie powiedziałem. – warknąłem, wycofując się pospiesznym krokiem.
Nie
patrzyłem za siebie. W głowie znowu przewijały mi się obrazy, które wbijały się
w świadomość niczym nasączone jadem ciernie. Nie mogłem się od tego uwolnić,
spanikowałem. Straciłem swój spokój, zezwalając przeszłości na zawładnięcie
moim umysłem. Muszę jak najszybciej wrócić do domu i wziąć leki. Nie mogę sobie
pozwolić na powrót choroby. Wszystko, tylko nie to... Stanąłem w tramwaju tuż
przy drzwiach, kurczowo trzymając się rurki, łączącej sufit z podłogą.
Przymknąłem powieki, wydychając nierówno powietrze. Moje ręce zaczęły się
odrobinę trząść. Za bardzo się zdenerwowałem, uspokój się Minho.
(10 lat wcześniej)
Stałem
pośrodku grupki znajomych, z którą ostatnio przymusowo spędzałem czas.
Codziennie, bez wytchnienia czułem ucisk w klatce, kiedy mój hyung obściskiwał
się z tą blondyną. Spojrzałem na swoje dłonie, w których trzymałem balony.
Szykowaliśmy imprezę dla znajomego, który zażyczył sobie spotkania w naszym
gronie. Przed wszystkimi grałem spokojnego chłopaka, na którego twarzy gościł
łagodny uśmiech i któremu można wszystko rozkazać. Prawdą był fakt, że chciałem
robić wszystko, by nie myśleć o hyungu. Chciałem być blisko niego, poczuć jego
zapach, spojrzeć na uśmiech i to, jak wtedy układają mu się policzki... A
jednocześnie nie mogłem już tego znieść. Na moje usta wstąpił smutny uśmiech, a
oczy straciły swój blask. Nie wytrzymam już tego dłużej. W dodatku ten cały
Taemin wiecznie mi dogryza, a to wszystko przez niego. Każdego dnia boli mnie
klatka, zaczynam tracić na wadze, na niczym mi nie zależy... Ja... ja naprawdę
mocno się zakochałem. Przełknąłem ślinę, która przechodziła mi przez gardło
dość ociężale. Podniosłem głowę, spoglądając w stronę świeżej pary. Nie ma tu
dla mnie miejsca i chyba właśnie to do mnie dotarło. Zobaczyłem, jak zamazuje
mi się obraz, więc wystraszony prawie że wybiegłem z sali. Dotarłem na tył
budynku, w jakiś kącik, aby nikt przypadkiem tu nie zajrzał, po czym zjechałem
plecami wzdłuż cegieł, lądując pośladkami na betonie.
Nie
mogę... Dłużej już tak nie mogę. Zakryłem twarz dłońmi, a z moich ust wydobył
się głośny jak na mnie szloch. Moje ciało zaczęło się trząść, nie mając
najmniejszego zamiaru tracić na intensywności nieprzyjemnych doznań. Odechciało
mi się żyć, bo tak właściwie, to jedyne co miałem ze swojego życia, to uczucia
do hyunga. Wszystko inne było podporządkowane rodzinie. Sam nie wiedziałem kim
jestem.
- Minho?
W
momencie, gdy usłyszałem swoje imię, wyciągnąłem wilgotną twarz spomiędzy
palców. Nie obchodziło mnie, że ktoś, kto teraz mi przerwał, będzie mnie
widział w takim stanie. Nie, dopóki nie zorientowałem się, że to Taemin.
Chłopak, który wszystko zniszczył.
- Jejku,
co się stało? Przegiąłem z żartami? – przykucnął przede mną, kładąc chłodną
dłoń na moim kolanie. Poczułem przeszywający mnie nieprzyjemny dreszcz. –
Minho...?
- Zostaw
mnie. – powiedziałem niskim, pozbawionym życia głosem. Już dość zrobił, niech
odejdzie, zostawi mnie...
- Daj
spokój, wiem, że bywałem niemiły, ale to nie było celowo... To tylko takie
żarty...
-
Żarty?! – spojrzałem na niego z wyrzutem, odpychając rękę. – To nie było
celowo...
- No...
no tak.
Zagryzłem
wargi, podnosząc się do pozycji pionowej. Pociągnąłem nosem, wycierając rękawem
bluzy policzki i skórę nad ustami. Nie ma sensu z nim rozmawiać. On dalej
będzie uważał, że jest pępkiem świata. Coś mi się w tym momencie przestawiło.
Spojrzałem na niego z pogardą, tak, jakby nie istniał. Jakbym chciał, żeby
spotkało go wszystko, co najgorsze. Ruszyłem do przodu, cały czas lustrując go
wzrokiem. Stał zaskoczony, nie spodziewając się z mojej strony takiej postawy.
Mógłbym nawet rzec, że się wystraszył? Nieważne, dupek. Nigdy już się do niego
nie odezwę. Nawet nie będę reagował na jego zaczepki. Będzie po prostu tak,
jakby nie istniał. Zacisnąłem pięści, kierując się w stronę domu bocznymi
ścieżkami. Nie chce mi się żyć, ale muszę... A Taemin? Od dzisiaj, nie znam tej
istoty.
Przystanąłem
na wzgórzu, z którego było widać taflę wody, nadgryzioną szkarłatnym odcieniem.
Na samym dole, tuż przy wodzie biegał pies, któremu młody chłopak rzucał piłkę.
Tak sobie nas wyobrażałem... Zachodzące słońce, spacery, to by mi w zupełności
wystarczyło...
-
Hyung... – szepnąłem do siebie, po czym schowałem twarz w dłoniach, by nikt nie
widział mojej rozpaczy.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak Teamin się uparł na uprzykrznie życia Minho...
chyba bardzo często go będzie spotykał, ciekawe skąd miał jego numer telefonu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
BOŻE MINHO, JAK TY MNIE WKURZASZ! TY PIZDO GŁUPIA >:C.
OdpowiedzUsuńTak, nie ma to jak dobrze zacząć komentarz. Ale no irytuje mnie, jak on się zachowuje względem Taemina. Okej, humorki, humorkami, żarty żartami, ale nawet jak jest miły, to Minho już to traktuje, jak atak! :/. Wyżywa się za coś, co było kiedyś i hohoho, ale jestem super. To nie wina Taemina! Może trochę, ale skąd miał wiedzieć?! Ale nie, powiedzmy, że to on zniszczył całe życie. Wcale nie Minho, który się nie odważył, prawda? Nie. To Taemin! Minhoś tak na niego gada, a sam jak pępek świata. Ygh.
I jednocześnie też trochę mi szkoda, bo okej, wiadomo... Stracił coś cennego, właściwie kogoś, obwinia cały świat.. No i taki samotniusi i w ogóle.. fragment, że on nie wie kim tak naprawdę jest... dobra. dowaliło mi. Ale nadal.. Taemin go tu tak, że to tylko żarty, a on tak patrzy...
Serio, może coś ze mną nie tak, ale bardziej szkoda mi Taesia :<.
I CO TO ZA PAN W TLE?! HALO, HALO. Taemin B) Weź nie odwalaj, jest tylko jeden partner godzien Ciebie, więc weź się w garść, kup czekoladki i kwiaty i lecisz. Nawet jeśli Minho miałby to robić B)
Ahhh. Kocham 2miny. W Twoim wydaniu również B). To się tak lekko czyta, chociaż przecież to nie lekkie tematy. Lekko, ale przyjemnie. W tym sensie. Niby Minho mnie wkurza, ale lubię czytać z jego perspektywy. W końcu to Minhoś.
I podoba mi się (i irytuje strasznie no!!) jak opisujesz te jego przemyślenia i w ogóle wszystko. Aż się serio wściekam, a to znaczy, że jest dobrze napisane i mogę się ładnie wczuć.
Co tu dużo pisać. Czekam na kolejne historie tej mieszanki wybuchowej B). ihihihih.
W końcu to nadal dopiero początek i wprowadzenie, a znając już całkiem nieźle Twój styl pisania i pomysły, to... AHHH. Chcę już kolejny rozdział. I kolejny, kolejny, kolejny. Chcę przeczytać, że Minho się w końcu ogarnął i olał całkiem tego Hyunga no! ://
Buziaczki i pisz szybko ;***
CZEKAM!
Baseball też, więc wiesz.
Hej,
OdpowiedzUsuńbiedny Minho Teamin to się na niego uparł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga