10.08.2018

Rozdział 2



No i stało się. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, myśląc o tym wszystkim co działo się w przeszłości. Zaczynałem sobie przypominać najmniejsze szczegóły. Nawet to, że po tym całym wydarzeniu, spotykaliśmy się z hyungiem jeszcze wiele razy i był dla mnie miły, ale ja nie potrafiłem być sobą. Kiedy dołączał do nas Taemin z Yun, nie umiałem zdobyć się na miły ton, więc po kilku razach psucia im atmosfery i gryząc się z Lee, dałem sobie spokój. Zależało mi na brunecie, jednak nie byłem w stanie znosić widoku, kiedy całował się z dziewczyną, bądź trzymali się za rękę. Z czasem nasz ograniczony kontakt po prostu samoistnie się rozpłynął. Hyung miał inne priorytety, a ja się poddałem, jak ostatni dzieciak. Nigdy po tym nie dowiedziałem się, czy może jednak miałbym szansę. Stchórzyłem, nadal żywiąc do niego jakieś uczucia. Myślałem, że to już przeszłość, ale gdzieś w środku czułem, że to jeszcze nie zakończony rozdział.

Westchnąłem, patrząc na siebie w lustro. Ręce podpierałem o umywalkę, mając je wyprostowane w łokciach. Przyjrzałem się swojej twarzy i stwierdziłem, że ostatnio wyglądam jak jakiś menel. Przestałem o sobie dbać, a po nocy z panem Lee w głowie, na nowo czułem frustrację. Ten szczyl wkroczył w moje życie i rozpieprzył je bez mrugnięcia okiem. Jak mniemam, teraz ma zamiar zrobić dokładnie to samo, doskonale się przy tym bawiąc. W końcu odzyskał swój obiekt do drwin. Ciekawi mnie tylko, czemu ta cała elita przyjmowała kogoś z patologii. Nadrabiał charakterem? Nie wiem, ale sama myśl o leczeniu mężczyzny przyprawiała mnie o niemiłe dreszcze.

Walnąłem dłońmi w twarz, żeby odpędzić niemiłe odczucia. Złapałem opuszkami za swoje jedwabiste kosmyki i pociągnąłem je, chcąc samego siebie oszukać i zwrócić kierunek rozmyślań w drugą stronę. Chwyciłem za maszynkę, zaczynając golić już dwudniowy zarost. Moje ręce były całe wysuszone od ciągłego trzymania ich w rękawiczkach, bądź nieustającej dezynfekcji, dlatego też skrzywiłem się na widok swojego stanu, który odbijał się bez cienia kłamstwa w lustrze. Nie mogę się przecież teraz przejmować tą pijawką! Muszę się wziąć w garść…

 - Ja pieprzę. – warknąłem do swojego odbicia, kiedy dotarło do mnie, że dzisiaj jest sobota, a co za tym idzie – moje wolne.

Dokończyłem wygładzanie twarzy, po czym walnąłem się na łóżko. Niby muszę się ogarniać tak czy siak, ale moje wewnętrzne ‘ja’ stawia dzisiaj na lenia. Może gdzieś wyjdę, czegoś się napiję, zrobię zakupy i wrócę do domu. Sam nie wiem. Zakryłem przedramieniem oczy, wzdychając ciężko. Prawie że podskoczyłem, kiedy zawyła melodia telefonu. Muszę ją zmienić, bo o ile w gabinecie przydaje się do słyszenia czegokolwiek, tak w domu dostaję wiecznego zawału.

 - Tak? – zapytałem znudzonym głosem.
- No hej doktorku.

Słysząc ten ton, zmroziło mnie, więc pospiesznie spojrzałem na wyświetlacz i rozłączyłem się. Mam weekend do cholery! Już nie wnikam skąd ma numer, bo naprawdę mnie to nie obchodzi. Kolejny punkt z listy Taemina ‘jak zdenerwować Minho część 1’ zaliczony. Ma szczęście i to ogromne, że nie odważył się zadzwonić nad ranem, bo bym chyba znalazł jego lokum i ukręcił mu ten łeb przy samej szyi. Jak to Lee, nigdy się nie poddawał i zawsze musiał dostać co chciał, więc po chwili głośnik urządzenia fundował mi donośną serenadę. Wytrzymałem trzy takie fale, po czym zagryzłem zęby i czując jak coś mi przeskakuje w szczęce, odebrałem.

- Nie wiem czy wiesz, mamy sobotę. A sobota mój drogi, jest moim dniem wolnym, więc z łaski swojej zajmij się sobą i przestań truć mi dupę.
 - Może i sobota, ale mam wyniki! Twoi rodzice powiedzieli, żebym niezwłocznie cię o nich informował albo będą chcieli złożyć ci kika wizyt, by sprawdzić czy aby na pewno podołasz na swoim aktualnym stanowisku. – kąsający jak jad ton jego głosu, coraz bardziej zagrzewał temperaturę mojego ciała.
- Wal się. – odburknąłem, nie mając najmniejszej ochoty na jakąkolwiek dyskusję z tym typem.
- Ekhm. Tak więc myślę, że powinnśmy się dzisiaj zobaczyć, ponieważ w przyszłym tygodniu nie bardzo będę miał czas, a tak się składa, że też mam wolne!
- No popatrz jaki przypadek. – sapnąłem, turlając się już aktualnie po ziemi.

Jeśli się nie zgodzę, ta żmija zadzwoni do moich rodziców i wtedy zacznie się sajgon. Nie dadzą mi spokojnie żyć, wbiją mi na chatę albo jeszcze lepiej! W poniedziałek wywalą mnie ze szpitala, z zakazem wykonywania swojego zawodu, z najbardziej błahego powodu, jakim jest Taemin.

- Też tak sądzę. – nie widziałem tego, ale dałbym sobie rękę uciąć, że ten facet teraz szczerzył się sam do siebie, odczuwając dość dużą dumę – Taemin, gdzie są moje bokserki?! – zza słuchawki doleciał do mnie głos jakiegoś innego mężczyzny, aż mnie zemdliło.
- Mam dla ciebie kwadrans o siedemnastej i ani minuty dłużej, bo nie będę czekał. Sms’em wyślę ci miejsce, w którym będziesz mnie napastował. – szybko wypowiedziałem te słowa, nie chcąc skupiać się na przybyszu Taemina, ani na tym co, gdzie, z kim i kiedy wyprawia.
- Oh, więc tak o mnie myślisz?

Nie odpowiedziałem. Po prostu się rozłączyłem, nie chcąc słyszeć kolejnych słów. Wiedziałem, że przyjdzie. Nie przegapiłby okazji, żeby się zemścić za to, co działo się lata temu. Woli przystanąć na moje warunki, niż odebrać sobie taką wyborną  możliwość, poprzez dzwonienie do moich rodziców.

 ~ 2 ~

Poprawiłem cienki szalik, który zaczął powoli zsuwać się z mojej szyi. W sumie było mi gorąco, ale pobolewało mnie gardło, pewnie z nerwów i małej ilości odpoczynku. Stałem oparty o kafelki wielkiej galerii. No cóż, wybrałem to miejsce, żeby było jak najmniej kameralnie. Z Taeminem przebywanie w miejscach innych niż publiczne, nie wchodziło w grę. Nie miałem pojęcia jakie były jego zamiary, ale sam postanowiłem nie wdawać się w zbędne dyskusje. Jeśli ma wyniki, dobrze. Skonsultujemy je, wytłumaczę mu co i jak, i tym oto sposobem będę miał wolne w pracy, gdzie jeszcze mógłbym wpaść z nim na moich rodziców. Czepiają się dosłownie wszystkiego, więc naprawdę... Im mniejsza ilość faktów o mnie jakimi dysponują, tym lepiej.

O dziwo przed czasem zobaczyłem blondyna, który machał do mnie i szczerzył się, jakbyśmy byli najlepszymi kumplami. Bardzo szybko, rzekłbym nawet, że za bardzo, zbliżył się do mnie i rzucił w moje ramiona. Nie spodziewałem się tego, więc odsunąłem się odruchowo w tył. Moje ręce, które tkwiły w ciepłych kieszeniach, nie zdążyły go odsunąć, więc niezdarnie walnąłem głową o płyty. Syknąłem pod nosem, czując jak momentalnie narasta we mnie wściekłość.

- Łoooł, łoł! Spokojnie, już, już panie Choi. Nie zbliżam się, ani nie dotykam. – uniósł ręce w geście rozejmu, widząc jak bardzo poważną mam minę. – Przecież nie mamy dużo czasu, więc usiądźmy gdzieś.

Uniosłem brew, patrząc na niego podejrzliwie, jednak zacząłem prowadzić nas do ławki, która stała pomiędzy drzewem, a parkingiem. Kiedy na niej usiedliśmy, westchnąłem dość głośno. Zacząłem się denerwować, a nawet odrobinę stresować. Chciałem to już załatwić i nie słyszeć żadnych nowych dogryzań, bądź przypominania mi przeszłości, w której niezbyt nam się układało.

- No słucham. – powiedziałem znudzonym głosem, pocierając palcami swoje skronie.
- Jezu, jaki ty formalny jesteś. – mężczyzna wywrócił oczami, po czym położył na swoich kolanach teczkę. Zręcznie odwinął gumkę, po czym przechylił kawałek grubszej kartki – Tutaj mam wszystkie potrzebne wyniki. Sam niewiele z tego zrozumiałem, a rezonans należał do średnio przyjemnego doznania. Strasznie tam głośno. Co by było, jakbym nie daj boże musiał mieć kiedyś robiony rezonans klatki piersiowej... Chyba bym się nabawił klaustrofobii.

Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Rozmawiał sobie jak gdyby nigdy nic. To nieważne, że dzisiaj mam do cholery wolne, ani nie ważne, że mógłby iść do innego lekarza. Zagryzłem zęby i powoli, bezdźwięcznie wypuszczałem powietrze nosem, by ogarnąć swoje zdenerwowanie. Złapałem za świstki papieru, na których było wszystko, czego tylko potrzebowałem.

- No to co? Czeka mnie operacja?
- To na pewno, tylko nie wiem kiedy.
- Byle jak najszybciej, potrzebne mi są nogi do długiego stania i schylania się. Nie mogę sobie pozwolić na wieczne przerwy.
- No to będziesz musiał, bo masz anemię, więc nieprędko zapiszę cię na operację.
- Matko, niejedni ludzie mają operacje, które zagrażają życiu, bo trzeba je przeprowadzić teraz albo nigdy. A ty mi teraz wykręcasz się anemią.
- Nie no, jak chcesz odjechać na stole operacyjnym, to jestem za. Z chęcią przyłożę do tego niewidzialną rękę.
- Nie odważyłbyś się. – uśmiechnął się, jednak natychmiast po tym spoważniał, jak gdyby usłyszał najgorszą wieść w swoim życiu – Niedobrze...
- Jak wrócę do gabinetu, to wypiszę ci recepty i wszystko wytłumaczę. Jeśli wszystko będzie okej, to może za pół roku zrobimy operację. Mogę cię wstępnie na nią zapisać, ale jeśli nie będziesz stosował się do poleceń, to nie licz z mojej strony na jakiekolwiek przywileje.
- Dobra, ale niczego nie obiecuję.
- To ty jesteś pacjentem czy ja?
- Zależy jak na to spojrzeć.

Wyszczerzył się w moim kierunku, a mi aż wyskoczyła żyłka. Naprawdę... Jest bezczelny! A jednak zmartwił się, że operacja nie będzie przeprowadzona szybko. Owszem, nie lubię go, wręcz nie trawię i najchętniej wyrzuciłbym go z kliniki, ale nie mogę tego zrobić. Jest moim pacjentem i muszę o niego dbać, tak więc jak jutro wrócę do pracy wieczorem, to zobaczę co mu przypisać. Westchnąłem, podnosząc się z ławki.

- To wszystko?
- Z takich formalnych spraw tak. Ale mam jedno, prywatne pytanie.
- W takim razie dziękuję za jakże przemiłą rozmowę. Czas na mnie. – ukłoniłem się z grymasem na buzi. Na jego ‘prywatne pytanie’ od razu mnie zmroziło. Nie chciałem tego słyszeć. – Do widzenia.
- Minho, zaczekaj. – zerwał się z siedzenia, podchodząc do mnie od przodu – Od lat męczy mnie w głowie pytanie, dlaczego wtedy zachowałeś się... – przygryzł wargę, patrząc prosto w moje oczy – Jakbym kogoś ci zabił.
- To nieistotne. Jesteśmy już dorośli. – wyminąłem go, czując jak zaczyna mi nawalać serce, na samo wspomnienie tamtej sytuacji. Nie chcę tego rozpatrywać, po prostu... Daj mi spokój...
- Minho! – złapał mnie za rękę, przez co zamarłem – Porozmawiajmy.
- Nie będę z tobą rozmawiał w innych sprawach, niż służbowe. Puść mnie. – powiedziałem przez prawie zacisnięte zęby, odpychając jego kończynę, którą trzymał mnie za ramię.
- Nie puszczę cię. – powiedział pewnym tonem, patrząc na mnie zdecydowanym spojrzeniem, które dawało do zrozumienia, że nie odpuści.

Krew uderzyła mi do głowy, w której mi zawirowało. Źle ostatnio sypiałem, a dzisiejsza noc była jedną z najgorszych w moim życiu, bo zapętlałem w głowie gorzkie, pełne żalu i bólu wspomnienia. Nie panując nad sobą, kiedy tylko poczułem, jak znowu dotyka mojego barku, uderzyłem w jego dłoń, by ją odsunął. Moje spojrzenie było pełne nienawiści, która chyba zbiła go z tropu, bo uchylił szeroko powieki, wpatrując się w moją twarz z niedowierzaniem.

- Zostaw mnie powiedziałem. – warknąłem, wycofując się pospiesznym krokiem.

Nie patrzyłem za siebie. W głowie znowu przewijały mi się obrazy, które wbijały się w świadomość niczym nasączone jadem ciernie. Nie mogłem się od tego uwolnić, spanikowałem. Straciłem swój spokój, zezwalając przeszłości na zawładnięcie moim umysłem. Muszę jak najszybciej wrócić do domu i wziąć leki. Nie mogę sobie pozwolić na powrót choroby. Wszystko, tylko nie to... Stanąłem w tramwaju tuż przy drzwiach, kurczowo trzymając się rurki, łączącej sufit z podłogą. Przymknąłem powieki, wydychając nierówno powietrze. Moje ręce zaczęły się odrobinę trząść. Za bardzo się zdenerwowałem, uspokój się Minho.


(10 lat wcześniej)

Stałem pośrodku grupki znajomych, z którą ostatnio przymusowo spędzałem czas. Codziennie, bez wytchnienia czułem ucisk w klatce, kiedy mój hyung obściskiwał się z tą blondyną. Spojrzałem na swoje dłonie, w których trzymałem balony. Szykowaliśmy imprezę dla znajomego, który zażyczył sobie spotkania w naszym gronie. Przed wszystkimi grałem spokojnego chłopaka, na którego twarzy gościł łagodny uśmiech i któremu można wszystko rozkazać. Prawdą był fakt, że chciałem robić wszystko, by nie myśleć o hyungu. Chciałem być blisko niego, poczuć jego zapach, spojrzeć na uśmiech i to, jak wtedy układają mu się policzki... A jednocześnie nie mogłem już tego znieść. Na moje usta wstąpił smutny uśmiech, a oczy straciły swój blask. Nie wytrzymam już tego dłużej. W dodatku ten cały Taemin wiecznie mi dogryza, a to wszystko przez niego. Każdego dnia boli mnie klatka, zaczynam tracić na wadze, na niczym mi nie zależy... Ja... ja naprawdę mocno się zakochałem. Przełknąłem ślinę, która przechodziła mi przez gardło dość ociężale. Podniosłem głowę, spoglądając w stronę świeżej pary. Nie ma tu dla mnie miejsca i chyba właśnie to do mnie dotarło. Zobaczyłem, jak zamazuje mi się obraz, więc wystraszony prawie że wybiegłem z sali. Dotarłem na tył budynku, w jakiś kącik, aby nikt przypadkiem tu nie zajrzał, po czym zjechałem plecami wzdłuż cegieł, lądując pośladkami na betonie.

Nie mogę... Dłużej już tak nie mogę. Zakryłem twarz dłońmi, a z moich ust wydobył się głośny jak na mnie szloch. Moje ciało zaczęło się trząść, nie mając najmniejszego zamiaru tracić na intensywności nieprzyjemnych doznań. Odechciało mi się żyć, bo tak właściwie, to jedyne co miałem ze swojego życia, to uczucia do hyunga. Wszystko inne było podporządkowane rodzinie. Sam nie wiedziałem kim jestem.

- Minho?

W momencie, gdy usłyszałem swoje imię, wyciągnąłem wilgotną twarz spomiędzy palców. Nie obchodziło mnie, że ktoś, kto teraz mi przerwał, będzie mnie widział w takim stanie. Nie, dopóki nie zorientowałem się, że to Taemin. Chłopak, który wszystko zniszczył.

- Jejku, co się stało? Przegiąłem z żartami? – przykucnął przede mną, kładąc chłodną dłoń na moim kolanie. Poczułem przeszywający mnie nieprzyjemny dreszcz. – Minho...?
- Zostaw mnie. – powiedziałem niskim, pozbawionym życia głosem. Już dość zrobił, niech odejdzie, zostawi mnie...
- Daj spokój, wiem, że bywałem niemiły, ale to nie było celowo... To tylko takie żarty...
- Żarty?! – spojrzałem na niego z wyrzutem, odpychając rękę. – To nie było celowo...
- No... no tak.

Zagryzłem wargi, podnosząc się do pozycji pionowej. Pociągnąłem nosem, wycierając rękawem bluzy policzki i skórę nad ustami. Nie ma sensu z nim rozmawiać. On dalej będzie uważał, że jest pępkiem świata. Coś mi się w tym momencie przestawiło. Spojrzałem na niego z pogardą, tak, jakby nie istniał. Jakbym chciał, żeby spotkało go wszystko, co najgorsze. Ruszyłem do przodu, cały czas lustrując go wzrokiem. Stał zaskoczony, nie spodziewając się z mojej strony takiej postawy. Mógłbym nawet rzec, że się wystraszył? Nieważne, dupek. Nigdy już się do niego nie odezwę. Nawet nie będę reagował na jego zaczepki. Będzie po prostu tak, jakby nie istniał. Zacisnąłem pięści, kierując się w stronę domu bocznymi ścieżkami. Nie chce mi się żyć, ale muszę... A Taemin? Od dzisiaj, nie znam tej istoty.

Przystanąłem na wzgórzu, z którego było widać taflę wody, nadgryzioną szkarłatnym odcieniem. Na samym dole, tuż przy wodzie biegał pies, któremu młody chłopak rzucał piłkę. Tak sobie nas wyobrażałem... Zachodzące słońce, spacery, to by mi w zupełności wystarczyło...

- Hyung... – szepnąłem do siebie, po czym schowałem twarz w dłoniach, by nikt nie widział mojej rozpaczy.

3 komentarze:

  1. Hej,
    o tak Teamin się uparł na uprzykrznie życia Minho...
    chyba bardzo często go będzie spotykał, ciekawe skąd miał jego numer telefonu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. BOŻE MINHO, JAK TY MNIE WKURZASZ! TY PIZDO GŁUPIA >:C.
    Tak, nie ma to jak dobrze zacząć komentarz. Ale no irytuje mnie, jak on się zachowuje względem Taemina. Okej, humorki, humorkami, żarty żartami, ale nawet jak jest miły, to Minho już to traktuje, jak atak! :/. Wyżywa się za coś, co było kiedyś i hohoho, ale jestem super. To nie wina Taemina! Może trochę, ale skąd miał wiedzieć?! Ale nie, powiedzmy, że to on zniszczył całe życie. Wcale nie Minho, który się nie odważył, prawda? Nie. To Taemin! Minhoś tak na niego gada, a sam jak pępek świata. Ygh.
    I jednocześnie też trochę mi szkoda, bo okej, wiadomo... Stracił coś cennego, właściwie kogoś, obwinia cały świat.. No i taki samotniusi i w ogóle.. fragment, że on nie wie kim tak naprawdę jest... dobra. dowaliło mi. Ale nadal.. Taemin go tu tak, że to tylko żarty, a on tak patrzy...
    Serio, może coś ze mną nie tak, ale bardziej szkoda mi Taesia :<.


    I CO TO ZA PAN W TLE?! HALO, HALO. Taemin B) Weź nie odwalaj, jest tylko jeden partner godzien Ciebie, więc weź się w garść, kup czekoladki i kwiaty i lecisz. Nawet jeśli Minho miałby to robić B)


    Ahhh. Kocham 2miny. W Twoim wydaniu również B). To się tak lekko czyta, chociaż przecież to nie lekkie tematy. Lekko, ale przyjemnie. W tym sensie. Niby Minho mnie wkurza, ale lubię czytać z jego perspektywy. W końcu to Minhoś.

    I podoba mi się (i irytuje strasznie no!!) jak opisujesz te jego przemyślenia i w ogóle wszystko. Aż się serio wściekam, a to znaczy, że jest dobrze napisane i mogę się ładnie wczuć.

    Co tu dużo pisać. Czekam na kolejne historie tej mieszanki wybuchowej B). ihihihih.

    W końcu to nadal dopiero początek i wprowadzenie, a znając już całkiem nieźle Twój styl pisania i pomysły, to... AHHH. Chcę już kolejny rozdział. I kolejny, kolejny, kolejny. Chcę przeczytać, że Minho się w końcu ogarnął i olał całkiem tego Hyunga no! ://

    Buziaczki i pisz szybko ;***

    CZEKAM!

    Baseball też, więc wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    biedny Minho Teamin to się na niego uparł...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń