29.09.2018

Rozdział 9




Obudziłem się jak na mnie wyjątkowo wcześnie, bo prawie że przed szóstą rano. Kiedyś miałem ambitne plany, żeby biegać sobie z rana, ale poddałem się, nie widząc w tym później najmniejszego sensu. Może by tak do tego wrócić? No, nie teraz z nogą w gipsie, ale przydałoby się o siebie wreszcie zadbać. Moje ubrania do sportu czekają, więc... Tak zrobię. Muszę.

Kiwnąłem sobie głową na potwierdzenie, po czym wyszedłem powoli z sypialni. Dotarło do mnie, że przecież śpi tutaj Lee. Podszedłem do śpiącego mężczyzny, uśmiechając się szeroko pod nosem. Ja wiem, że jesteśmy dorośli, tak? Ale chęć zrobienia tego, co mi właśnie wpadło do głowy, jest silniejsza niż jakieś zasady... To będzie piękne! Poniekąd mała zemsta i trochę złośliwości, ale to tak dla zdrowia, okej? Sam się o to prosi, śpiąc sobie bez pytania w moim domu, więc no.  To nie moja wina!

Podreptałem więc do kranu w łazience, nalewając wody do mniejszej miseczki, którą uprzednio zgarnąłem z szafki w kuchni. Ciecz była oczywiście lodowata, jeszcze sprawdziłem to palcem, który nieźle mi w niej wymarzł przez chwilę. To nic, że prawie wylałem wodę, kiedy stawiałem nierówne kroki, dałem radę! Stanąłem przy Taeminie, lekko zsuwając z niego koc, by go przypadkiem nie zamoczyć. Moje usta znowu się rozszerzyły, a oczy rozbłysły radośnie. Czułem się jak małe dziecko, które zaraz zrobi psikusa i dostanie za to niezły ochrzan, ale ma to gdzieś, bo ekscytacja jest większa. Wziąłem ogromny wdech, wstrzymując powietrze i na mentalne ‘1 2 3’ chlusnąłem wodą w twarz blondyna. Zerwał się z piskiem i przekleństwem na usta, pocierając chwilę oczy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, ujrzałem w jego tęczówkach chęć mordu, a jego dłonie zacisnęły się w pięści.

- Nienawidzę cię Choi! Do reszty cię jebło?! – warknął, otrzepując się z wody na kosmykach. – Wszystkiego bym się po tobie spodziewał, naprawdę! Ale takie dziecinne numery?! – widać było, że naprawdę się na mnie wściekł, bo jego twarz nie przejawiała żadnej pozytywnej reakcji.
- Wybacz. – pomimo moich najszczerszych starań, parsknąłem śmiechem, co tylko rozjuszyło ciemnookiego. Ruszył na mnie, powalając mnie na ziemię. – No sorry!
- Ja ci dam ‘sorry’, ty świnio! – zaczął mnie okładać poduszkami, po czym chcąc nie chcąc, zaśmiał się, kiedy jedna z nich przylegała mi ściśle do twarzy. – I co, fajnie?! Tak się poczułem!
- Ja cię nie dusiłem. – mruknąłem, zsuwając ją ze swojej twarzy i biorąc wdech, by schłodzić czerwone policzki.
- Jak to nie?! Myślałem, że się utopię. Co ci w ogóle odwaliło?! Nie jesteś z tych osób, które wpadają sobie na pomysły i robią zabawnioszki.
- Skąd wiesz? – uniosłem brew, zbierając się niespiesznie z podłogi. – Nie masz pojęcia kim jestem.
- Jeśli prezentujesz się tak, jak przed chwilą, to wiesz co? Nie chcę wiedzieć. Dziękuję. Ja ci tutaj gotuję, a ty co?!
- Powiedzmy, że to była rekompensata jedna z wielu, za wypadek.
- Co?! – oburzony stanął przede mną. – Oj tak nie będzie Choi, nie-e. – pokiwał mi palcem przed nosem.
- Tak w ogóle, mogę wiedzieć dlaczego tutaj spałeś ?
- Położyłem się na chwilę i puff, zasnąłem. Stało się. Chyba nie miałem wracać w środku nocy do domu? Ty byś mnie jeszcze z tą nogą nigdzie nie podwiózł, więc wiesz.
- Nie wiem właśnie jaki to ma związek. – uśmiechnąłem się pod nosem, kierując się do kuchni, by zrobić sobie kawy.
- Oooj cicho bądź już i zrób śniadanie. – widząc moją uniesioną brew, dołączył do niej swoją. – No co?
- Mogłem wziąć większe wiadro, żebyś na serio się utopił i zamknął tę jadaczkę raz na zawsze.
- O właśnie, co do prysznica, idę się umyć.

Spojrzałem zaskoczony, kiedy zza kanapy wysunął plecak, z którym pognał pospiesznie do łazienki. Serio?! Zaplanował to sobie, że tutaj zostanie i nawet wziął rzeczy? Naprawdę, szlag mnie kiedyś z nim trafi... Co za bezczelny, perfidny... Zacisnąłem wargi, wsypując za dużo łyżeczek kawy do kubka. Świetnie. Westchnąłem, wybierając granulki i przesypując je do drugiego naczynia, w którym chcąc nie chcąc również zrobię Taeminowi kawę. Chyba muszę się przyzwyczajać, że będzie mnie nękał, póki nie wyzdrowieję, więc równie dobrze mogę z tego skorzystać. Sam niewiele zdziałam, póki mam ten cholerny gips, także chyba nie mam co narzekać. Dzisiaj wstałem o dziwo wyluzowany, odrzucając na bok moją smętną stronę. Jego wina czy nie – dobrze się stało, bo nareszcie jestem w stanie odetchnąć świeżym powietrzem, bez ciężkości na płucach.

Woda zdążyła się zagotować, a ja powolutku zalałem nam kubki, dodając mleka. Lee wyszedł z łazienki, wyraźnie uradowany po takim odświeżeniu. Postawiłem napoje na blacie, siadając przy jednym na wpół żywy. Co za bóg wymyślił taki napój, jak kawa? Zaraz przywróci mnie do żywych.

- Oh, zrobiłeś mi kawy? Nie spodziewałem się tego po tobie.
- I jak zwykle kochany Lee wkracza do akcji z samego rana. – mruknąłem, nie przejmując się dogryzaniem.
- Ej! Powiedziałem tylko prawdę. Co serwujesz na śniadanie?
- No właśnie, co serwujesz? Nie myśl, że będziesz sobie za darmo tutaj sypiał.
- Oooo proszę, czyżby wychodził charakterek Choia?
- Czyżby Lee się tego bał? – uśmiechnąłem się kącikiem ust, trzymając w obu dłoniach kubek.
- Musiał byś się o wiele bardziej postarać, żebym chociażby miał pomyśleć, że mógłbym się bać. – zakołysał paluchem przed moimi oczyma, po chwili słodząc sobie kawę. Serio? Kawa, mleko i cukier? Uh... – To co dzisiaj mamy w planach?
- My?
- A ty co się ciągle tak dziwisz?! Tak, my. Halo?!
- Em... Nie wiem. – wzruszyłem ramionami, nie wyobrażając sobie kolejnego dnia spędzonego tylko w jego towarzystwie... O nie, nie zniosę tego słowotoku, nie ma mowy. Zabierzcie go stąd...
Spojrzałem na blondyna, który już miał na twarzy ten swój parszywy uśmieszek. Wiedziałem, że ma plan i ja będę w tym głównym zamieszanym...


~ 2 ~


Halo? Policja? Proszę przyjechać do marketu z artykułami malarskimi, bo zaraz zdarzy się tutaj wypadek. Czyli lada moment złapię tego padalca i zatopię mu głowę w farbie, czekając aż się udusi! Jeszcze dopilnuję, żeby nie wychylał z niej łba po śmierci. Naprawdę! Jak ja z nim wytrzymuję?! Nie mam pojęcia kiedy minął prawie cały miesiąc, a on trzy czwarte czasu nocował w moim domu jak gdyby nigdy nic. Panoszył się, zniósł sobie nawet trochę swoich rzeczy, wywalając mnie z niektórych szafek. Okej, gotował dobrze, pomagał sprzątać, robić zakupy, wszystko pięknie. Ale ten jego jęzor i nie zamykająca się jadaczka... Oszaleję! I dlaczego właśnie zaczynam się zastanawiać, czy kolor, który chciałem wziąć na pewno będzie pasował?! To mój dom i pomaluję go do cholery, jak ja będę chciał!

- Przecież ci mówię, że biały będzie jak w szpitalu. Wiem, że masz ciągoty z pracy, ale biel? Halo?! Sam oszalejesz w tym psychiatryku, który sobie zrobisz.
- No to niby jaki kolor pan mądry proponuje?
- A więc. – odchrząknął, a ja pożałowałem, że w ogóle zachciało mi się spytać. – Najlepszy będzie jakiś taki jasny szary, skoro już chcesz się trzymać chłodnego odcienia. Będziesz miał przestronnie, nowocześnie no i jasno, ale nie jak w psychiatryku.
- Szary? – wykrzywiłem się, nie wyobrażając sobie tego zbyt wesoło.
- Nie, różowy. – przewrócił oczami, ładując już pojemniki do koszyka.
- Ej, nie zgodziłem się jeszcze na nic.
- Ty się nie znasz, więc przejmuję dowodzenie. Zobaczysz, będzie pięknie!

Nim zdążyłem się odgryźć, popędził z wózkiem na drugi koniec sklepu. Zabiję go... Naprawdę jestem wściekły! Nie mam prawa głosu do ścian w swoim własnym domu, to chore. A co najlepsze, zaczynam się zastanawiać nad tym, co mówił. Że ta biel faktycznie mogłaby wyglądać źle... Wal się Taemin! Uderzyłem dłonią o półkę, na której jeszcze przed chwilą stały puszki. Nie rozumiem siebie i tego, że godzę się na wiele rzeczy, nie chcąc z nim dyskutować. Święty spokój ponad wszystko, co?

Przyłożyłem palce do czoła, biorąc kilka głębszych wdechów. Postanowiłem sobie, że naprawdę nie będę się nim przejmował i denerwował, ale to jest awykonalne. Są momenty, w których z chęcią ukręciłbym mu łeb. I właśnie teraz miałem taką jakże nieodpartą chęć. Poprawiłem szalik, który trochę się odwinął i skierowałem się do mężczyzny. Błagam, nie wyprowadzaj mnie już z równowagi.

Pozostała część zakupów minęła już w pokojowej atmosferze. Wzięliśmy wszystko, co było potrzebne, po czym pojechaliśmy do domu. Było mi o niebo lepiej bez tego gówna na nodze, jednak ona sama była mało rozruszana, więc chodzenie sprawiało ból. Szczególnie, kiedy po wstaniu cała krew spływała do naczyń. Okropne uczucie, ale jeszcze trochę i wszystko będzie wporządku. I tak miałem dużo szczęścia. Mój wypadek mógł się zakończyć dużo gorzej, a ja naprawdę mogłem tego nie przeżyć... Ostatnio zacząłem nawet bać się tego, że mógłbym tak skończyć. Powoli wracały do mnie emocje, sam również starałem się je kontrolować i robić coś ze sobą. Codziennie chodziłem na dłuższe spacery, to nic, że z ględzącym Taeminem obok, który twierdził, że wziął sobie wolne w pracy. Nie interesowało mnie to. Doszło nawet do tego, że nabyłem umiejętności udawania, że go słucham, a w głowie miałem zupełnie co innego. Piękna, przydatna technika. Czasem po prostu się wyłączałem, słysząc te monologi jak za ścianą. Teraz też nie było inaczej.

- Ziemia do Minho, sam nie będę tego nosił. Raz dwa. Rozruszaj tę nogę. – blondyn bezceremonialnie władował mi w ramiona skrzynkę z narzędziami i farbami, która no... Ważyła dość sporo. Przez chwilę mi się zrobiło słabo od pasa w dół, ale dałem radę, kierując się do swojego mieszkania. – Pięknie.

Eh, ostatnimi czasy czuję się jak jakiś chłopiec na posyłki. Przez to, że staram się nie wzniecać kłótni, robię za jakiegoś woła albo po prostu służącego? Albo tylko mi się tak wydaje, bo zawsze żyłem sam i nie musiałem niczego dla nikogo robić. Jeszcze jakby jakkolwiek mi zależało na Taeminie, to okej. Zamiast tego, miałem ochotę go często zgnieść jak małego robaczka i słuchać jak piszczy. Ah Minho, ty sadysto! Ale należy mu się. Nie zawsze, ale bywa i tak. Dobrze chociaż, że mogę już chodzić sam, naprawdę wspaniałe uczucie. Docenia się je dopiero po wypadku.

Otworzyłem butem drzwi, krzywiąc się na ból, ale olałem go. Nie będę się nad sobą już użalał, koniec z tym. Czuję jakąś przemianę, napływ sił, muszę to wykorzystać. Pomogłem Lee wnieśc resztę rzeczy do góry, po czym od razu przebrałem się w jakieś ciuchy, których nie było mi szkoda do malowania. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, ale bez słowa sam też poszedł się przebrać.

- Nie czyścimy najpierw ścian?
- Prawie tutaj niczego nie robiłem, więc nie ma potrzeby. Możemy od razu malować... Co najwyżej spieprzymy robotę i zaczniemy ją od początku. – wzruszyłem ramionami, zaczynając przygotowywać farbę.
- Okej... – Taemin w tym czasie poszedł po pędzle i wałki, rozkładając je obok w specjalnym, długim plastikowym pojemniku. – To wszystko, nie?
- Tak. – odparłem, kiedy uważnie zlustrowałem każde z narzędzi. – Możemy zaczynać.

Dzisiejszy dzień cały był jakiś świeży. Oprócz tego gniewania się na Taemina oczywiście. Byłem zdumiony, że po prostu dostałem przyjemne samopoczucie w prezencie. Chociaż ostatnio zdarzało się to naprawdę często. Obecność blondyna chcąc nie chcąc działała na mnie motywująco, bo nie wyobrażałem sobie siedzieć, nic nie robić i słuchać jego ględzenia. Nie rozumiałem czemu, ale chciałem się naprawdę zmienić, jak nigdy wcześniej. Zupełnie, jakby cały wypadek i bycie na skraju życia i śmierci, odgrodził całe negatywy na drugą stronę, zostawiając tę jasną i przejrzystą. Odzyskałem trzeźwość myślenia, przynajmniej tymczasowo. Nie zamierzałem tego zaprzepaścić, więc każdego dnia robiłem coś poza domem, jak i w nim. Miałem jeszcze miesiąc wolnego, także sporo czasu, by wrócić na właściwe, nowe tory.

- Dzięki, że chcesz mi pomóc w remoncie. Może ten szary nie będzie taki zły.
- Dzięki...? – Lee zamrugał zdumiony moim zachowaniem, po czym odchrząknął i chwycił wałek w ręce. – Weź rozłóż te drabinę, muszę się nieco wspiąć.
- Już biorę. – kiwnąłem głową, włączając w tle jakąś muzykę.

Zeszło nam do wieczora, odczekując po kilka godzin, aż pierwsza warstwa przeschnie. Druga szła już lepiej, więc koło dwudziestej skończyliśmy wszystko malowac, zgrzani i zmęczeni. Taemin pierwszy poszedł wziąć prysznic, natomiast ja postanowiłem przygotować nam kolację. Z własnej woli tu siedzi, znosi moje humorki, fochy, naprawdę chciałbym, żeby wiedział iż to doceniam. To nie tak, że jestem gburem, który niczego nie widzi. Mam problem z wyrażaniem wdzięczności, bo wiecznie czuję się tak, jakby ta druga osoba miała się demonicznie uśmiechnąc i wykorzystać moją chwilę słabości. Owszem, nie ufam ludziom i stąd bierze się niska samoocena, a co za tym idzie – nieufność i wieczna podejrzliwość. Chcę z tym walczyć, więc dlatego robię to jedzenie, chociaż czuję się jak ostatni, naiwny debil. Starałem się nie zwracać na to uwagi, a kiedy blondyn wyszedł z pomieszczenia, pospiesznie się do niego udałem, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Zamknąłem drzwi, mając zamiar szybko się umyć, by herbata nie zdążyła przestygnąć.

Z mokrymi włosami poszedłem do mężczyzny, zasiadając w świeżych ubraniach do stołu w salonie. Zerknąłem sobie na niego przelotnie, a on zrobił to samo. Odwróciliśmy wzrok w przeciwne strony, on nie wiem czemu, ale ja poczułem dziwne spięcie. Nie chciałem prowokować niczego złego. Złapałem za dzbanek, zalewając nam kubki ciepłą, owocową herbatą.

- Zaskakujesz mnie coraz bardziej Choi. – Taemin bez pardonu od razu władował sobie całą kanapkę do buzi, mając wypchane po brzegi policzki.
- Ty mnie też, swoim niechlujstwem... Rozwalone buty, ciuchy, wpychanie jedzenia tak, że zaraz wyjdzie ci nosem... – pokręciłem głową, kulturalnie odgryzając kawałek, który spokojnie zmieścił mi się w buzi.
- Wiem, że to uwielbiasz. – na jego słowa przewróciłem oczyma.

Czasem na poważnie nie wiedziałem, czy się nabija, czy do wszystkich ma takie podejście i teksty. Jakby nie patrzeć, wydaje się typem osoby otwartej, do której każdy by z chęcią lgnął. Jest sympatyczny, wygadany, większości społeczeństwu takie cechy zapewne by przypasowały, więc... Co on robi z takim nudziarzem jak ja? Nigdy tego nie pojmę, ale nie będę narzekał. On ma swoje życie, ja mam swoje. Na razie jakoś to godzimy. Nim się obejrzałem, skończyliśmy jeść, a na zegarze wybiła dwudziesta pierwsza. Właśnie wysłuchiwałem historii Lee, jak to był na jakimś kursie i sam musiał poprawiać tego, co ich uczył... Nie wiem ile w tym prawdy, ale niech mu będzie. Podniosłem się, przerywając mu bez krępacji wywód.

- Chcesz coś do picia? Mam na myśli alkohol.
- Oh, Choi chce mnie spić? Hmm... – stanął obok mnie, rozglądając się wokół. – Jak mi pokażesz, gdzie to trzymasz, to ci powiem na co mam ochotę.
- Na prawo. – wskazałem palcem, jednak sam również podszedłem do szafki, otwierając ją.
- Ło panie, ile pyszności... Chcę tequilę.
- Z cytrynką? – uniosłem brew, nie spodziewając się, że wybierze akurat ten smaczek.
- Tak. Z cytrynką. – kiwnął głową i złapał mnie za rękę, kiedy wyciągałem wino. – A ty co, już możesz pić?
- A czemu nie? Jestem poobijany, a nie na lekach. Wyluzuj.

Poszedłem po odpowiednie naczynia, rozlewając do nich ładną, nie przesadzoną ilość trunku. Włączyłem tv, a w nim jakieś koncerty, które lubiłem oglądać zawsze wieczorami do snu, bądź dla relaksu. Przyniosłem na tacy nasze alkohole, po czym rozsiadłem się wygodnie na fotelu, czekając aż Taemin pierwszy weźmie do rąk napój.

- Zawsze wyobrażałem sobie ciebie z czerwonym, wytrawnym winem.
- Okropieństwo. – mruknąłem, krzywiąc się i wzdrygając na samą myśl tego specyficznego smaku. – Tylko półsłodkie białe albo różowe. Żadne inne.
- Zapamiętam. Kupię cały sklep wytrawnego wina i będę cię nim torturował.
- Eh... – spojrzałem na ekran, upijając trochę musującego wina. – Mam nadzieję, że nie odwala ci po alkoholu bardziej, niż na co dzień kiedy jesteś trzeźwy.
- Zak mówi, że po wypiciu potulnieję jak baranek, także ponoć nie masz się czego bać.
- Zak? To ten twój... em... No ktoś?
- Tak Minho, mój przyjaciel, którego miałeś okazję usłyszeć wtedy przez telefon. Pomieszkuję sobie czasem u niego.
- A to czemu? Jest masochistą? – uśmiechnąłem się szeroko do blondyna, patrząc jak posyła mi spojrzenie wypełnione politowaniem.
- Nie. Otóż Zak uwielbia moje towarzystwo i z chęcią by mi pomagał tak, jak ja pomagam tobie. A nawet i bardziej! Ale głupio mi było tyle u niego pomieszkiwać. A musiałem, gdy miałem dużo klientów i nie miałem jak ogarniać swojego mieszkania, a co dopiero gotować i takie tam. Poza tym nie raz miło spędzaliśmy wieczory.
- Okej. – odchrząknąłem. – Nie chcę wiedzieć jak.
- Ej! – krzyknął oburzony i napił się tequili. – To mój przyjaciel, okej? Nie wplątuj go w jakieś swoje chore zboczeństwa. Serio, kogo jak kogo, ale jego nie wolno obrażać. Kiedy byliśmy w gimnazjum, ja i ty, pomógł mi opuścić dom, w którym narastała patologia i przechował mnie do osiągnięcia pełnoletności u siebie. Potem oczywiście też tam sporo siedziałem, ale nie musiałem się bać, że ktoś mnie na tym przyłapie.
- A rodzice? Nie wzywali nikogo, żeby cię znalazł?
- Oszalałeś? – zaśmiał się, traktując mnie jak jakiegoś przedszkolaka, który niewiele wie o życiu. – Było im to na rękę. Mniej pieniędzy do wydania, a w szkole odgrywali niezłą szopkę idealnej rodzinki. – machnął ręką, znowu pijąc. – Nie każdemu rodzicowi zależy na dziecku, taka jest prawda.
- Przykre to... – odpowiedziałem, nie wiedząc zbytnio jak mam się do tego odnieść. Ja swoich rodziców nie cierpię za ich charakter i układanie mi życia. On swoich za to, że byli nieobecni i chcieli się go pozbyć... Niezłe z nas kwiatki, żeśmy się dobrali w naszej znajomości... – Ale cóż, jesteśmy dorośli, więc ten etap już za nami.
- Dokładnie tak. – Lee wyzerował butelkę, na co zamrugałem z niedowierzaniem. – Co? Daj mi drugą.
- Pamiętaj, że mam tylko trzy... Nie będę biegł do sklepu po więcej.
- Spokojnie, pierwsza zawsze szybko mi wchodzi, a później już na spokojnie.
- Okej...? – pokręciłem łepetyną, podając mu alkohol. Sam napiłem się swojego, wzdychając cicho. – Czyli regularnie nękasz swojego przyjaciela, tak?
- Tak. Ej! – rzucił we mnie skórką po cytrynie.
- Ej! – z niesmakiem ściągnąłem ją w policzka, rzucając na talerzyk. – Serio jesteś jak świnia.
- Kiedy wracasz do pracy?
- Nie wiem... Może za miesiąc. Jakoś póki co mi się nie spieszy.
- To mi też w takim razie nie spieszy się z tabletkami.
- Chyba żartujesz...
- Oj no, zupełnie o nich zapomniałem, ale nieważne. – machnął ręką, otwierając butelkę. – Powiedz mi lepiej, co się ostatnio z tobą stało. Wydajesz się... Żywy?
- Kto wie... Po prostu. Odkąd odzyskałem nogę, co nieco się zmieniło.
- Takiego Minho jeszcze nie widziałem. Ale też nie przypominasz tego z gimnazjum... Jaki ty właściwie jesteś? – mężczyzna wyciągnął stopę, opierając ją o stół, a na mnie spojrzał spod zmrużonych powiek, kiedy odchylił głowę, by się napić.
- Kto wie? – skupiłem się na bąbelkach, które co chwilę wypływały z dna lampki, na jej środek. – To dla mnie też nowe.
- Łał. Zawsze jest mi trudno uświadomić sobie, że naprawdę miałeś życie bez wyrazu i smaku.
- Wiesz, to nie było zbyt miłe. – zaśmiałem się, kiedy rzucił od tak tekstem, który mógłby obrażać.
- Wybacz, ale wiesz o co chodzi. Zawsze ponury Choi, który angażował się jedynie przy hyungu. Ukrywał coś w sobie, ale nikt się tego nie dowiedział. I okazuje się, że ty sam również nie zdajesz sobie z tego sprawy... To brzmi jak jakiś niezły scenariusz na dramat.
- Taemin... – mruknąłem, kiedy zaczynał mi już powoli dowalać. Ale miał rację, mógłbym zarobić niezłą sumkę, jakbym sprzedał gdzieś tak napisany materiał.
- Dobra, dobra, wiem. – westchnął, natychmiast poważniejąc. – To naprawdę smutne... A ja ci jeszcze dowalałem. Serio, Minho, nie chciałem. – spojrzał prosto w moje oczy, a mnie coś ścisnęło na wspomnienie tamtych chwil.
- Było, minęło... Co teraz zrobisz?
- Mogę jedynie znowu przeprosić. Gdybym wiedział, na pewno nie zachowywałbym się jak frajer.
- No, tu bym ciutkę się sprzeczał... – na te słowa dostałem poduszką w twarz, więc zaśmiałem się mimowolnie. Nie wiem czemu, ale lubiłem prowokować takie zachowania. Nie umiałem nie powstrzymać się bez komentarza, tak samo jak on. Więc oboje byliśmy chyba niedojrzałymi idiotami. – Ale okej, przeprosiny przyjęte.
- Teraz to spadaj. Zepsułeś nastrój!

Blondyn odwrócił się cały obruszony, popijając jednak tequilę. Na moich wargach zawitał subtelny uśmiech, ponieważ miło spędzało mi się ten dzień. Czułem wewnętrzny spokój, a także to, że nareszcie moje życie powoli toczy się do przodu. Może jeszcze nie wiem co mam robić i jak mi wyjdzie, ale obudziłem się i będę walczył. Oby tylko nie dopadła mnie depresja. Biorę leki, więc nie powinno być źle. W dodatku ten nerwus sprowadzi mnie skutecznie na ziemię. A dopóki on ma dobry humor, nie mam co się bać o swój. Różnimy się, to prawda. Ale jedno trzeba mu przyznać. Powoduje, że przy nim człowiek zapomina o problemach. To naprawdę przydatna cecha. Można powiedzieć, że nawet odrobinę mu jej zazdroszczę.