6.08.2018

Rozdział 1



Kolejny dzień zapowiadał się jak każdy inny. Nudny, przepełniony zniecierpliwionymi ludźmi, którzy myśleli tylko o sobie. Ale w sumie o kim innym mają myśleć u lekarza? Nie ma się co dziwić, choć niektórzy zachowują się jak zwierzęta, którym uwaga należy się tu i teraz, skoro płacą grube pieniądze za opiekę. Dopiąłem ostatni guzik swojego białego fartucha, po czym poprawiłem kasztanowe kosmyki i zamknąłem szafkę. Westchnąwszy pod nosem, skierowałem się do biurka, na którym leżały moje rzeczy. Czas zacząć kolejny, monotonny dzień.

Wyszedłem na korytarz, w którym roiło się od ludzi, którzy cherlali, mimo że przyszli do ortopedy. Sam się dziwię, że nie przychodzę co chwilę chory. A moja odporność nie należy do najlepszych... Westchnąłem słysząc już staruszkę, która usilnie chciała dowiedzieć się czy na pewno przyjmuję zgodnie z kolejką. No ludzie?! Grzecznie jej odpowiedziałem, po czym zniknąłem za drzwiami gabinetu. Dziwne, bo dzisiaj czułem na sobie bardziej intensywnie ludzkie spojrzenia. Otworzyłem sobie okno, żeby chłodne, jesienne powietrze razem ze słonkiem wpadały swobodnie do pomieszczenia. Przygotowałem się i natychmiast poprosiłem pierwszą osobę. Minęła godzina albo dwie, w sumie to nie liczyłem nigdy czasu, przez co zostawałem grubo po godzinach. Zupełnie jakbym dopraszał się o większą wypłatę, choć tego wcale nie miałem na myśli. Cóż, pewnie pół szpitala tak myśli. W końcu zostałem przyjęty jako synek rodziców, a nie naprawdę dobrze wykształcony lekarz po licznych kursach zagranicznych, już nie mówiąc o szkole. Kto by na to patrzył? Znajomości! To jest to. Pokiwałem prędko głową. Nie czas na takie myśli Minho.

- Proszę! – powiedziałem głośniejszym tonem, chcąc zmniejszyć jak najszybciej liczebność tasiemca rozciągającego się wzdłuż korytarza.
- No dzień dobry panie Minho. Nareszcie się doczekałem! Nie sądziłem, że pod Choi Minho będzie się krył ten Choi Minho, co za niespodzianka! – dość wysoki blondyn z wygolonymi bokami i fryzurą zaczesaną do tyłu, wszedł pewnym krokiem, patrząc się na mnie z niemałym uśmieszkiem.

Ciśnienie od razu mi podskoczyło, kiedy zobaczyłem jego czarne, podziurawione spodnie, obcisłą smolistą koszulkę z łańcuszkiem na szyi oraz szarą katanę okrywającą ramiona. Nie było wątpliwości. Ten ton, ta postawa i ten bezwstydny wygląd. To z pewnością był Taemin Lee. Od razu prychnąłem pod nosem i założyłem nogę na drugą, spoglądając w jego stronę z politowaniem.

- No dzień dobry. – odpowiedziałem podobnym tonem, jakim mnie uraczył.
- Zawsze masz takie tłumy za sobą? Od kiedy to się zmieniło? Niespotykane zjawisko. – podszedł nieco bliżej, na co przewróciłem oczami – No no, ładnie się tu urządziłeś.
- Z tego co wiem, przychodzisz z jakimś problemem, więc racz mi go przedstawić, a nie podziwiać mój gabinet. Nie mam na to czasu.
- Z tego co mi wiadomo, to jestem pacjentem w prywatnej przychodni, także proszę mnie traktować dobrze doktorze. – uśmiechnął się do mnie przepięknie, siadając na krześle po drugiej stronie biurka.
- Więc? – uniosłem brew, kiedy blondyn siedział i milczał, świdrując mnie jedynie wzrokiem.

Ja rozumiem spotkać się na ulicy czy przypadkowo gdzieś się pojawić w tym samym miejscu na imprezie albo co. Ale żeby wybrał niby przypadkiem akurat tę klinikę? I akurat ja spośród pięciu innych ortopedów muszę się nim zająć? Co tu jest do cholery grane. Na sam widok jego buźki robi mi się niedobrze i mam ochotę rozszarpać tego chłystka na strzępy. Albo nawet lepiej! Zetrzeć w proch i wywalić gdzieś do kanalizacji.

- Nic się nie zmieniłeś... Wiecznie poważny Choi, chcący dotrzeć do sedna. Perfekcyjny i z klasą.
- Ty za to jak zwykle wyszczekany i mieszający się w cudze życie. – westchnąwszy, poprawiłem swoje grzywkę, kiedy podmuch wiatru zrzucił mi pasmo kosmyków na oko.
- Dobrze doktorku. Skoro przyjemności mamy za sobą, proszę zająć się moim kolanem.

Zarzucił mi nogę prawie że na biurko gdyby nie mój refleks. Z warknięciem zrzuciłem to kopyto znad blatu i podniosłem się, podchodząc do blondyna. O dziwo słuchał się moich poleceń, jednak uśmieszek na jego twarzy wiecznie się rozszerzał, a jego wzrok pokazywał, że to nie koniec naszej znajomości. Za jakie grzechy musiałem go znowu spotkać? Myślałem, że to co stało się w liceum zostanie pogrzebane głęboko pod stanem świadomości, a on przychodzi mi tutaj i burzy wszystko jak amatorski buldożer. Jeszcze jakby tego było mało, nie mogę odmówić bycia jego lekarzem prowadzącym, bo przecież zaraz bym się nasłuchał, że paniczyk Minho ma wtyki i może sobie robić co chce. A tak nie można, jako lekarz muszę stawiać czoło wszelkim przeciwnościom zamiast od nich uciekać. Szlag by go! Kiedy stałem do niego tyłem, zagryzłem zęby.

- No, to jaka diagnoza? – skrzyżował ręce na piersi, wpatrując się uporczywie prosto w moje ciemne oczy.
- Muszę cię skierować na serie badań, po których będę w stanie cokolwiek powiedzieć. – mruknąłem, zaczynając wypisywać skierowania.
- O, czyli będziemy się jeszcze widywać. Wybornie. – klasnął w dłonie, zrywając się natychmiast z krzesła – Czyyyyli tak się tutaj urządziłeś. No nie powiem, masz gust. Nie to co w liceum w tym sztywnym mundurku. – na samo wspomnienie na jego ustach pojawił się grymas.

Milczałem, żeby nie wzbudzać w nim większej ekstycacji. Ten chłopak zawsze był jak tykająca bomba. Wystarczyła mała iskra, żeby wybuchł. Nie sądziłem, że mogłoby być inaczej, tak więc grzecznie wypisywałem świstki, drukując je jeden za drugim. Mężczyzna natomiast przechadzał się swobodnie po moim gabinecie, czytając z zaciekawieniem daty moich dyplomów i miejsca, w których miałem okazję je zdobyć. Na końcu wylądował naprzeciwko mnie, spoglądając na dłoń, którą składałem swój podpis.

- Opłacało ci się tutaj wracać? Czy może nigdzie cię nie przyjęli i rodzice załatwili tę pracę?
- Aż dziw, że nikt jeszcze nie pokusił się o wycięcie twojego języka z tej niewyparzonej gęby. – odpowiedziałem z pełnym spokojem, podając Lee skierowania.
- Może i się pokusił, ale wolał go inaczej wykorzystać! – wyszczerzył się, na co mnie przeszły ciarki z powodu zniesmaczenia.
- Dobra, bierz te recepty i zejdź mi z oczu zanim na ciebie zwymiotuje od twoich życiowych historii.
- Myślę, że jednak nie byłbyś w stanie, ale masz rację. Biorę to i zbieram się, bo zostało mi mało czasu. Do zobaczenia doktorku!

Taemin wybiegł jak szalony z mojego gabinetu. Zupełnie jakby nadal tkwił mentalnie w liceum. Widać było, że nieźle podrósł no i stał się tęższy, choć nadal w jego sylwetce dominowały wąskie i drobne rysy. Jego twarz natomiast nieźle schudła, a jej zarys znacznie się wyostrzył. Eh, niby dojrzały fizycznie, ale mentalnie wciąż nastawiony na dopierdalanie mi. Naprawdę nie wiem co zrobiłem temu facetowi, że zrujnował mi młodość i dalej chce rujnować teraźniejszość. Diabeł z niego, a nie człowiek. Po kilku minutach sam wyszedłem z pomieszczenia, żeby rozprostować kości i pójść po wodę, której wcześniej zapomniałem zabrać ze sobą. Zatrzymałem się pod drzwiami, kiedy z końca korytarza będącego na prawo od mojego, doleciał do mnie głos moich rodziców i Lee. No nie do wiary! Jakbym mógł emanować tym co czułem w środku, to z mojego ciała wydostawałaby się śmiertelna lawa. Ja rozumiem dowalać mi osobiście, ale na cholerę on teraz gada z moimi rodzicami?! To nie wróży niczego dobrego. Nigdy nie wróżyło. Zagryzłem swoje wargi, chowając się w pomieszczeniu socjalnym, by wziąć tę głupią wodę. Przyłożyłem butelkę do czoła, chcąc się jakoś wyciszyć. Może tylko od tak sobie rozmawiają, przecież nie muszą zaraz skupiać swojego tematu jak zawsze na mnie. Ponoć mu się spieszyło! Zacisnąłem palce na butelce, przez co niedokręcony korek wystrzelił w szafkę, a strumień wody oblał mi twarz. Zajebiście. Warknąłem pod nosem, kierując się do łazienki. Brakowało ci urozmaiceń Minho? Proszę bardzo! Taemin wrócił jak na zawołanie. Chciałeś? To masz.

~ 2 ~

Dopiero późnym wieczorem dotarłem do domu. Nie myliłem się co do Taemina. Zdążył już wszystko wyśpiewać, że jestem jego lekarzem i będzie teraz tutaj częściej przychodził, bo ma skierowanie na liczne badania, by zdiagnozować stan kolana. Pięknie, nie? Dostałem oczywiście już zawczasu reprymendę, żebym zaprezentował się jako profesjonalny lekarz. Nie żebym tego nie robił cały czas, nie dla nich. Przytakiwałem tylko, bo nie chciałem się wdawać w zbędną dyskusję. Dobrze, że od kilku miesięcy mieszkam już na swoim, bo nie wytrzymałbym z nimi teraz w domu. Tym bardziej z zaistniałą sytuacją. Głośno odetchnąłem, rzucając swoją torbę na szafkę, a siebie na kanapę w salonie. Nie wierzę, po prostu nie mogę uwierzyć w swojego pecha. Wystarczyła mi już przeszłość, w której ten gnojek zrujnował mój świat. Miał mi teraz psuć w miarę poukładaną rzeczywistość? Jego niedoczekanie. Już nie jestem kulturalnym Minho, któremu nie wypada czegoś powiedzieć. Sram na to, jeśli mam być szczery. Jeśli ktoś nie odnosi się do mnie z szacunkiem, niech nie oczekuje tego samego.

Przekręciłem się na drugi bok, łapiąc za kosmyki. Powtarzałem sobie cały dzień, że nie dam wyprowadzić się z równowagi, ale nie mogę! Te cholerne wspomnienia wracają do mnie jak bumerang. Nie mogę opędzić się od uczucia rosnącego w mojej klatce, na samo wspomnienie bruneta, który skradł moje serce w liceum. Myślałem, że już to ułożyłem, jednak myliłem się. Nadal coś czuję, a przez blondyna narastają we mnie mieszane uczucia, gorzkość i żal, jakie trawiłem już dużo wcześniej. Nie chcę o tym myśleć, zabierzcie to ode mnie... Zakryłem dłonią swoją grzywkę i oczy, widząc w głowie samoistnie tworzące się obrazy.

(10 lat wcześniej)

Strasznie cieszyłem się na dzisiejszą imprezę. Sam takich wydarzeń nie lubiłem, bo denerwowali mnie ludzie, którzy zachowywali się jak pępek świata z wyższych sfer. Moi rodzice byli zamożni, owszem, ale nigdy nie przepadałem za tym całym nadmuchanym otoczeniem, które oszukiwało wszystkich dookoła – nawet samych siebie. Ale dzisiaj miał się pojawić tutaj mój hyung. Już tyle czasu ze sobą spędzaliśmy i naprawdę było cudownie. Wydawało mi się, że on może czuć do mnie to samo co ja do niego, choć nigdy nie widziałem go w stałym związku z kobietą lub mężczyzną. Był dla mnie zagadką, ale czułem, że mogę mieć jakieś szanse. Od miesięcy zbierałem się w sobie, by jakoś mu wyznać uczucia i nie zostać wyśmianym. Powinienem się bać, że może je odrzucić, a nasza znajomość pójdzie w niepamięć, ale przeczuwałem, że nic złego nie może się stać. Jeśli tylko będę miał chwilę i odpowiednio wykorzystam sytuację, atmosferę... Uda mi się! Przecież on nie jest taki, żeby mnie zostawić. Co najwyżej dostanę kosza, ale nadal będziemy rozmawiali. Tak będzie!

Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy razem z wysokim brunetem szliśmy na tyły posiadłości, żeby niby pooglądać sobie fajerwerki. Było już po dwudziestej, kiedy razem patrzeliśmy sobie na niebo. Ludzie z tej imprezy wymyślili, że pójdą dalej na łąkę i odpalą sztuczne ognie. Nam się jednak nie chciało iść, nie narzekałem. Byłem podekscytowany tym, co zaraz może się stać. Zerknąłem na hyunga, widząc jak on wpatruje się w niebo, a dłonie ma schowane w kieszenie spodni. Lubiłem sposób, w jaki się ubierał. Luźne bluzy i koszulki, a do tego niżej naciągnięte spodnie. Musiałem przestać się na niego gapić, żeby przypadkiem nie wyjść na jakiegoś stalkera. Wokół panowała względna cisza, przerywana jedynie cykadami czy innym robactwem, które tworzyło mi podkład do wyznania. Czułem, jak ręce zaczynają mi się trząść, a w gardle rośnie gula. Odetchnąłem sobie, by odgonić wszelki stres i zaprezentować się jak najlepiej. Dobra Minho, teraz albo nigdy!

- Hyung... – zacząłem, ale natychmiast podskoczyłem, słysząc za nami rozbijane szkło.
- Ups, sorki, sorki! – młody chłopak podszedł do nas, trzymając szyjkę butelki – Chcieliśmy z Yun wystrzelić sobie szampana, ale jak widać zrobił to za nas.

Usłyszałem intensywny śmiech blondyny, która po chwili zeszła do nas cała mokra od alkoholu. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się stało. Ktoś mi przeszkodził w ważnej chwili, ale co gorsze, mój hyung wpatruje się w tę lalkę Barbie... Nie wierzę... Zacisnąłem wargi, nie chcąc się nieodpowiednio zachowywać.

- Spokojnie, oprócz fajerwerków to nie ma tutaj niczego ciekawszego do roboty. – brunet zaczął iść w kierunku stołów, na których leżały papierowe ręczniki.
- Dzięki. – odpowiedziała dziewczyna, wpatrująca się w mojego hyunga, który podał jej papier, pomagając również chłopakowi wyrzucić pozostałości po szkle – To może posiedzimy sobie wspólnie, hm? Poznamy się wszyscy lepiej.
- Jestem za. Potem przyjdzie reszta to już nie będzie czasu na takie rozmowy! – nastolatek klasnął wesoło w dłonie, po czym wszyscy poszliśmy do stołów.

Ja naprawdę nie wiedziałem co się dzieje. Cały czas milczałem, nie mając pojęcia jak mam reagować na dziewczynę, która zalecała się do mojej miłości. Bez chwili przerwy czułem ścisk w klatce i wykręcający się żołądek, gdyż doskonale wiedziałem, że brunet się nią zainteresował. Zawsze wolał jakieś inne, zbliżone do amerykańskich laleczek dziewczyny, ale też... Będąc ze mną, wydawało mi się, że mam jakieś szanse. Zawsze był dla mnie miły i kochany, nawet teraz co chwilę mnie zagadywał, widząc, że w jego mniemaniu wstydziłem się nowych ludzi. Ja nigdy się nie wstydziłem, tylko nie chciałem z nikim rozmawiać. Swoimi oczami widziałem tylko jego. Inni nie istnieli. A teraz? Przyszedł ten chłopaczek i psuje mi moje dotychczasowe plany...  A jednocześnie łamie mi serce, kibicując hyungowi.

Siedziałem tam jak piąte koło u wozu, z każdą chwilą czując się coraz gorzej. Był moment, w którym blondyna razem z jej przyjacielem, który ją tutaj przyprowadził, żartowali sobie ze mnie i z mojej małomówności. Zaczynałem mieć w głowie słowa hyunga, odbijające się niezłym echem: ‘Masz ochotę wyskoczyć na jakąś kawę, bądź gdziekolwiek gdzie miałabyś tylko ochotę?’ albo ‘Piękne masz włosy’. To ja miałem być tym, który wychodzi, słyszy takie rzeczy... Ja, ja nie wierzę, że przegrałem z jakąś pustą lalą nawet jeszcze nie zaczynając walczyć. Ale nie mam szans, przecież widzę... Rozejrzałem się dookoła, było już koło dwudziestej czwartej. Wszyscy świetnie się bawili. Do naszej grupki dołączyło kilka osób, a Yun cały czas flirtowała z hyungiem. Byli w siebie wpatrzeni jak w obrazek, a Taemin jeszcze wymyślał najróżniejsze konkurencje, które miały ich zbliżyć całkowicie przypadkiem. Nikomu to nie przeszkadzało, tylko mi. Czułem się upokorzony. Na co ja liczyłem? Jestem facetem i do tego nie przebojowym. Nie miałem wybitnych zainteresowań, nie lubiłem przebywać za bardzo z ludźmi... Może i nie jestem najbrzydszy, ale odpadam w przedbiegach. Jestem idiotą. Zakochałem się w mężczyźnie, który nie będzie w stanie odwzajemnić moich uczuć. Dlaczego jestem taki głupi?

Podniosłem się, idąc do ubikacji. Już w drodze do niej, zrezygnowałem. Zawróciłem w stronę wyjścia, by jak najszybciej wrócić do domu. Byłem cały roztrzęsiony, a wszystkie obrazy robiły mi w głowie pokaz slajdów razem ze stereo, które wiecznie powtarzało bolesne słowa hyunga. Rozrywały mi serce na kawałki. Nie pamiętam już ile szedłem do domu, ale zaczynało wschodzić słońce. W pokoju walnąłem się w ciuchach na łóżko i nie patrząc na nic, rozpłakałem się, zakrywając twarz poduszką. Dlaczego to musi tak bardzo boleć? Mój hyung woli kogo innego... A przecież wiadomo, że nie wygram z kobietą, co ja sobie myślałem... Dlaczego nie może być mój?

4 komentarze:

  1. Więc tak. Od czego zacząć... AH, JAK SIĘ CIESZĘ, ŻE PISZESZ 2MINY. Kocham słodziaków no. I jakby ktoś mi powiedział, że tak będzie, to bym nie uwierzyła B) I nie wiem czemu.... Nie wiem też czemu wcześniej na to nie wpadłaś! Tyle lat piszczenia do 2minków, a tu dopiero taki pomysł.
    No nic, jaram się jak podpalona stacja benzynowa B). Pewnie zaraz wybuchnę. (Boże, jakie żałosne Deie…)

    Cóż, nawet mi szkoda Minhosia :C Biedaczek, że nie potrafi zapomnieć. 10 lat to już całkiem sporo :o Ale Taeś… mmmm B). Wchodzi taki Paniczyk, giry na stół, elo mordko... Podoba mi się B). Niegrzeczny chłopak się wydaje!


    Podobają mi się przerywniki! I ich kolor B))) Piękny.


    W ogóle! Współczuje też Minho, że pracuje jako lekarz. Weź słuchaj tych wszystkich jęczących babek... Masakra! :D A jeszcze w szpitalu, gdzie są rodzice... Wszyscy pewnie myślą, ze znajomości. NAWET WREDNY TAEMIN :/. Jak go lubię, tak ten tekst był chamski :c Aż mnie zabolało... I to wcale nie było śmieszne Tae.


    Tak czy siak, głupi Minho, bo wkurza się na Taemina :c Przeca.. no dobra, trochę jego wina. Ale Minho też pała! No i wściekaj się na lalkę Barbie, a nie na Tae.


    Taemina trzeba kochać, nie się złościć B)


    Początek bardzo mi się podoba moja droga :* Pisz dalej. Będę Cię pilnować. Nie ma bata, że nie B).


    Zastanawiam się nad wklejeniem cycatów deie… Ale Chyba w tym opowiadaniu sobie daruję.
    Po 1. Musiałabym wkleić tu cały rozdział. W końcu to 2miny. Wiesz jak je kocham.
    Po 2. Zostawię to na inne opowiadania. Może wymyślę coś innego, ale czuję, że tutaj to nie może być B).


    No i cóż mam dodać. (Jakoś tak poważniejszy się wydaje ten komentarz... DEIE. Ogarnij się. Ja wiem, że to twoje ukochane 2miny, no ale weź bądź sobą!!!)
    Pamiętaj, że moje wymagania co do tego związku są OGROMNĘ, serio. Nawet jak miałam niedosyt, to byle czego nie czytałam! Zabrzmiało trochę, jakbym groziła...
    Chodzi mi o to, że Twoje opowiadania są zawsze tak cudowne no! Już kocham te 2miny, a to o czymś świadczy! <3 I nie, nie mówię tego, bo się znamy.
    Bym Cię opierdoliła, jakby było coś źle B).
    Ale nie jest. Jest cudownie. I na pewno będzie!!!


    AHHH NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW <3.

    Będę czekać.


    Wenusi!


    Twoja Dei.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    trochę z obsunięciem czasowym komentuję, ale niestety wcześniej nie mogłam napisać...
    cudownie się zapowiada, ojć biedny Minho taka cudowna sceneria na wyznanie, a tutaj pojawia się pusta lala... i to nagłe pojawienie się Teamina czyżby jednak coś czuł do Minho...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    och jaki biedny Minho, taka piękna sceneria ba wyznanie uczuć, a tutaj pojawia się pusta lala, ale czy Teamin nie czuł nic do Minho?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń