Kolejny
dzień zapowiadał się jak każdy inny. Nudny, przepełniony zniecierpliwionymi
ludźmi, którzy myśleli tylko o sobie. Ale w sumie o kim innym mają myśleć u
lekarza? Nie ma się co dziwić, choć niektórzy zachowują się jak zwierzęta,
którym uwaga należy się tu i teraz, skoro płacą grube pieniądze za opiekę.
Dopiąłem ostatni guzik swojego białego fartucha, po czym poprawiłem kasztanowe
kosmyki i zamknąłem szafkę. Westchnąwszy pod nosem, skierowałem się do biurka,
na którym leżały moje rzeczy. Czas zacząć kolejny, monotonny dzień.
Wyszedłem
na korytarz, w którym roiło się od ludzi, którzy cherlali, mimo że przyszli do
ortopedy. Sam się dziwię, że nie przychodzę co chwilę chory. A moja odporność
nie należy do najlepszych... Westchnąłem słysząc już staruszkę, która usilnie
chciała dowiedzieć się czy na pewno przyjmuję zgodnie z kolejką. No ludzie?!
Grzecznie jej odpowiedziałem, po czym zniknąłem za drzwiami gabinetu. Dziwne,
bo dzisiaj czułem na sobie bardziej intensywnie ludzkie spojrzenia. Otworzyłem
sobie okno, żeby chłodne, jesienne powietrze razem ze słonkiem wpadały
swobodnie do pomieszczenia. Przygotowałem się i natychmiast poprosiłem pierwszą
osobę. Minęła godzina albo dwie, w sumie to nie liczyłem nigdy czasu, przez co
zostawałem grubo po godzinach. Zupełnie jakbym dopraszał się o większą wypłatę,
choć tego wcale nie miałem na myśli. Cóż, pewnie pół szpitala tak myśli. W
końcu zostałem przyjęty jako synek rodziców, a nie naprawdę dobrze wykształcony
lekarz po licznych kursach zagranicznych, już nie mówiąc o szkole. Kto by na to
patrzył? Znajomości! To jest to. Pokiwałem prędko głową. Nie czas na takie
myśli Minho.
-
Proszę! – powiedziałem głośniejszym tonem, chcąc zmniejszyć jak najszybciej
liczebność tasiemca rozciągającego się wzdłuż korytarza.
- No dzień
dobry panie Minho. Nareszcie się doczekałem! Nie sądziłem, że pod Choi Minho
będzie się krył ten Choi Minho, co za niespodzianka! – dość wysoki blondyn z
wygolonymi bokami i fryzurą zaczesaną do tyłu, wszedł pewnym krokiem, patrząc
się na mnie z niemałym uśmieszkiem.
Ciśnienie
od razu mi podskoczyło, kiedy zobaczyłem jego czarne, podziurawione spodnie,
obcisłą smolistą koszulkę z łańcuszkiem na szyi oraz szarą katanę okrywającą
ramiona. Nie było wątpliwości. Ten ton, ta postawa i ten bezwstydny wygląd. To
z pewnością był Taemin Lee. Od razu prychnąłem pod nosem i założyłem nogę na
drugą, spoglądając w jego stronę z politowaniem.
- No
dzień dobry. – odpowiedziałem podobnym tonem, jakim mnie uraczył.
- Zawsze
masz takie tłumy za sobą? Od kiedy to się zmieniło? Niespotykane zjawisko. –
podszedł nieco bliżej, na co przewróciłem oczami – No no, ładnie się tu
urządziłeś.
- Z tego
co wiem, przychodzisz z jakimś problemem, więc racz mi go przedstawić, a nie
podziwiać mój gabinet. Nie mam na to czasu.
- Z tego
co mi wiadomo, to jestem pacjentem w prywatnej przychodni, także proszę mnie
traktować dobrze doktorze. – uśmiechnął się do mnie przepięknie, siadając na
krześle po drugiej stronie biurka.
- Więc?
– uniosłem brew, kiedy blondyn siedział i milczał, świdrując mnie jedynie
wzrokiem.
Ja
rozumiem spotkać się na ulicy czy przypadkowo gdzieś się pojawić w tym samym
miejscu na imprezie albo co. Ale żeby wybrał niby przypadkiem akurat tę
klinikę? I akurat ja spośród pięciu innych ortopedów muszę się nim zająć? Co tu
jest do cholery grane. Na sam widok jego buźki robi mi się niedobrze i mam
ochotę rozszarpać tego chłystka na strzępy. Albo nawet lepiej! Zetrzeć w proch
i wywalić gdzieś do kanalizacji.
- Nic
się nie zmieniłeś... Wiecznie poważny Choi, chcący dotrzeć do sedna.
Perfekcyjny i z klasą.
- Ty za
to jak zwykle wyszczekany i mieszający się w cudze życie. – westchnąwszy,
poprawiłem swoje grzywkę, kiedy podmuch wiatru zrzucił mi pasmo kosmyków na
oko.
- Dobrze
doktorku. Skoro przyjemności mamy za sobą, proszę zająć się moim kolanem.
Zarzucił
mi nogę prawie że na biurko gdyby nie mój refleks. Z warknięciem zrzuciłem to
kopyto znad blatu i podniosłem się, podchodząc do blondyna. O dziwo słuchał się
moich poleceń, jednak uśmieszek na jego twarzy wiecznie się rozszerzał, a jego
wzrok pokazywał, że to nie koniec naszej znajomości. Za jakie grzechy musiałem
go znowu spotkać? Myślałem, że to co stało się w liceum zostanie pogrzebane
głęboko pod stanem świadomości, a on przychodzi mi tutaj i burzy wszystko jak
amatorski buldożer. Jeszcze jakby tego było mało, nie mogę odmówić bycia jego
lekarzem prowadzącym, bo przecież zaraz bym się nasłuchał, że paniczyk Minho ma
wtyki i może sobie robić co chce. A tak nie można, jako lekarz muszę stawiać
czoło wszelkim przeciwnościom zamiast od nich uciekać. Szlag by go! Kiedy
stałem do niego tyłem, zagryzłem zęby.
- No, to
jaka diagnoza? – skrzyżował ręce na piersi, wpatrując się uporczywie prosto w
moje ciemne oczy.
- Muszę
cię skierować na serie badań, po których będę w stanie cokolwiek powiedzieć. –
mruknąłem, zaczynając wypisywać skierowania.
- O,
czyli będziemy się jeszcze widywać. Wybornie. – klasnął w dłonie, zrywając się
natychmiast z krzesła – Czyyyyli tak się tutaj urządziłeś. No nie powiem, masz
gust. Nie to co w liceum w tym sztywnym mundurku. – na samo wspomnienie na jego
ustach pojawił się grymas.
Milczałem,
żeby nie wzbudzać w nim większej ekstycacji. Ten chłopak zawsze był jak
tykająca bomba. Wystarczyła mała iskra, żeby wybuchł. Nie sądziłem, że mogłoby
być inaczej, tak więc grzecznie wypisywałem świstki, drukując je jeden za
drugim. Mężczyzna natomiast przechadzał się swobodnie po moim gabinecie,
czytając z zaciekawieniem daty moich dyplomów i miejsca, w których miałem
okazję je zdobyć. Na końcu wylądował naprzeciwko mnie, spoglądając na dłoń,
którą składałem swój podpis.
-
Opłacało ci się tutaj wracać? Czy może nigdzie cię nie przyjęli i rodzice
załatwili tę pracę?
- Aż
dziw, że nikt jeszcze nie pokusił się o wycięcie twojego języka z tej
niewyparzonej gęby. – odpowiedziałem z pełnym spokojem, podając Lee
skierowania.
- Może i
się pokusił, ale wolał go inaczej wykorzystać! – wyszczerzył się, na co mnie
przeszły ciarki z powodu zniesmaczenia.
- Dobra,
bierz te recepty i zejdź mi z oczu zanim na ciebie zwymiotuje od twoich życiowych
historii.
- Myślę,
że jednak nie byłbyś w stanie, ale masz rację. Biorę to i zbieram się, bo
zostało mi mało czasu. Do zobaczenia doktorku!
Taemin
wybiegł jak szalony z mojego gabinetu. Zupełnie jakby nadal tkwił mentalnie w
liceum. Widać było, że nieźle podrósł no i stał się tęższy, choć nadal w jego
sylwetce dominowały wąskie i drobne rysy. Jego twarz natomiast nieźle schudła,
a jej zarys znacznie się wyostrzył. Eh, niby dojrzały fizycznie, ale mentalnie
wciąż nastawiony na dopierdalanie mi. Naprawdę nie wiem co zrobiłem temu
facetowi, że zrujnował mi młodość i dalej chce rujnować teraźniejszość. Diabeł
z niego, a nie człowiek. Po kilku minutach sam wyszedłem z pomieszczenia, żeby
rozprostować kości i pójść po wodę, której wcześniej zapomniałem zabrać ze
sobą. Zatrzymałem się pod drzwiami, kiedy z końca korytarza będącego na prawo
od mojego, doleciał do mnie głos moich rodziców i Lee. No nie do wiary! Jakbym
mógł emanować tym co czułem w środku, to z mojego ciała wydostawałaby się
śmiertelna lawa. Ja rozumiem dowalać mi osobiście, ale na cholerę on teraz gada
z moimi rodzicami?! To nie wróży niczego dobrego. Nigdy nie wróżyło. Zagryzłem
swoje wargi, chowając się w pomieszczeniu socjalnym, by wziąć tę głupią wodę.
Przyłożyłem butelkę do czoła, chcąc się jakoś wyciszyć. Może tylko od tak sobie
rozmawiają, przecież nie muszą zaraz skupiać swojego tematu jak zawsze na mnie.
Ponoć mu się spieszyło! Zacisnąłem palce na butelce, przez co niedokręcony
korek wystrzelił w szafkę, a strumień wody oblał mi twarz. Zajebiście.
Warknąłem pod nosem, kierując się do łazienki. Brakowało ci urozmaiceń Minho?
Proszę bardzo! Taemin wrócił jak na zawołanie. Chciałeś? To masz.
~ 2 민~
Dopiero
późnym wieczorem dotarłem do domu. Nie myliłem się co do Taemina. Zdążył już wszystko
wyśpiewać, że jestem jego lekarzem i będzie teraz tutaj częściej przychodził,
bo ma skierowanie na liczne badania, by zdiagnozować stan kolana. Pięknie, nie?
Dostałem oczywiście już zawczasu reprymendę, żebym zaprezentował się jako
profesjonalny lekarz. Nie żebym tego nie robił cały czas, nie dla nich.
Przytakiwałem tylko, bo nie chciałem się wdawać w zbędną dyskusję. Dobrze, że
od kilku miesięcy mieszkam już na swoim, bo nie wytrzymałbym z nimi teraz w
domu. Tym bardziej z zaistniałą sytuacją. Głośno odetchnąłem, rzucając swoją
torbę na szafkę, a siebie na kanapę w salonie. Nie wierzę, po prostu nie mogę
uwierzyć w swojego pecha. Wystarczyła mi już przeszłość, w której ten gnojek
zrujnował mój świat. Miał mi teraz psuć w miarę poukładaną rzeczywistość? Jego
niedoczekanie. Już nie jestem kulturalnym Minho, któremu nie wypada czegoś
powiedzieć. Sram na to, jeśli mam być szczery. Jeśli ktoś nie odnosi się do
mnie z szacunkiem, niech nie oczekuje tego samego.
Przekręciłem
się na drugi bok, łapiąc za kosmyki. Powtarzałem sobie cały dzień, że nie dam
wyprowadzić się z równowagi, ale nie mogę! Te cholerne wspomnienia wracają do
mnie jak bumerang. Nie mogę opędzić się od uczucia rosnącego w mojej klatce, na
samo wspomnienie bruneta, który skradł moje serce w liceum. Myślałem, że już to
ułożyłem, jednak myliłem się. Nadal coś czuję, a przez blondyna narastają we
mnie mieszane uczucia, gorzkość i żal, jakie trawiłem już dużo wcześniej. Nie
chcę o tym myśleć, zabierzcie to ode mnie... Zakryłem dłonią swoją grzywkę i
oczy, widząc w głowie samoistnie tworzące się obrazy.
(10 lat wcześniej)
Strasznie
cieszyłem się na dzisiejszą imprezę. Sam takich wydarzeń nie lubiłem, bo
denerwowali mnie ludzie, którzy zachowywali się jak pępek świata z wyższych
sfer. Moi rodzice byli zamożni, owszem, ale nigdy nie przepadałem za tym całym
nadmuchanym otoczeniem, które oszukiwało wszystkich dookoła – nawet samych
siebie. Ale dzisiaj miał się pojawić tutaj mój hyung. Już tyle czasu ze sobą
spędzaliśmy i naprawdę było cudownie. Wydawało mi się, że on może czuć do mnie
to samo co ja do niego, choć nigdy nie widziałem go w stałym związku z kobietą
lub mężczyzną. Był dla mnie zagadką, ale czułem, że mogę mieć jakieś szanse. Od
miesięcy zbierałem się w sobie, by jakoś mu wyznać uczucia i nie zostać
wyśmianym. Powinienem się bać, że może je odrzucić, a nasza znajomość pójdzie w
niepamięć, ale przeczuwałem, że nic złego nie może się stać. Jeśli tylko będę
miał chwilę i odpowiednio wykorzystam sytuację, atmosferę... Uda mi się!
Przecież on nie jest taki, żeby mnie zostawić. Co najwyżej dostanę kosza, ale
nadal będziemy rozmawiali. Tak będzie!
Uśmiechnąłem
się do siebie, kiedy razem z wysokim brunetem szliśmy na tyły posiadłości, żeby
niby pooglądać sobie fajerwerki. Było już po dwudziestej, kiedy razem
patrzeliśmy sobie na niebo. Ludzie z tej imprezy wymyślili, że pójdą dalej na
łąkę i odpalą sztuczne ognie. Nam się jednak nie chciało iść, nie narzekałem.
Byłem podekscytowany tym, co zaraz może się stać. Zerknąłem na hyunga, widząc
jak on wpatruje się w niebo, a dłonie ma schowane w kieszenie spodni. Lubiłem
sposób, w jaki się ubierał. Luźne bluzy i koszulki, a do tego niżej naciągnięte
spodnie. Musiałem przestać się na niego gapić, żeby przypadkiem nie wyjść na
jakiegoś stalkera. Wokół panowała względna cisza, przerywana jedynie cykadami
czy innym robactwem, które tworzyło mi podkład do wyznania. Czułem, jak ręce
zaczynają mi się trząść, a w gardle rośnie gula. Odetchnąłem sobie, by odgonić
wszelki stres i zaprezentować się jak najlepiej. Dobra Minho, teraz albo nigdy!
-
Hyung... – zacząłem, ale natychmiast podskoczyłem, słysząc za nami rozbijane
szkło.
- Ups,
sorki, sorki! – młody chłopak podszedł do nas, trzymając szyjkę butelki –
Chcieliśmy z Yun wystrzelić sobie szampana, ale jak widać zrobił to za nas.
Usłyszałem intensywny śmiech blondyny, która po chwili zeszła do nas cała mokra od alkoholu.
Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się stało. Ktoś mi przeszkodził w ważnej
chwili, ale co gorsze, mój hyung wpatruje się w tę lalkę Barbie... Nie wierzę...
Zacisnąłem wargi, nie chcąc się nieodpowiednio zachowywać.
-
Spokojnie, oprócz fajerwerków to nie ma tutaj niczego ciekawszego do roboty. –
brunet zaczął iść w kierunku stołów, na których leżały papierowe ręczniki.
-
Dzięki. – odpowiedziała dziewczyna, wpatrująca się w mojego hyunga, który podał
jej papier, pomagając również chłopakowi wyrzucić pozostałości po szkle – To
może posiedzimy sobie wspólnie, hm? Poznamy się wszyscy lepiej.
- Jestem
za. Potem przyjdzie reszta to już nie będzie czasu na takie rozmowy! –
nastolatek klasnął wesoło w dłonie, po czym wszyscy poszliśmy do stołów.
Ja
naprawdę nie wiedziałem co się dzieje. Cały czas milczałem, nie mając pojęcia
jak mam reagować na dziewczynę, która zalecała się do mojej miłości. Bez chwili
przerwy czułem ścisk w klatce i wykręcający się żołądek, gdyż doskonale
wiedziałem, że brunet się nią zainteresował. Zawsze wolał jakieś inne, zbliżone
do amerykańskich laleczek dziewczyny, ale też... Będąc ze mną, wydawało mi się,
że mam jakieś szanse. Zawsze był dla mnie miły i kochany, nawet teraz co chwilę
mnie zagadywał, widząc, że w jego mniemaniu wstydziłem się nowych ludzi. Ja
nigdy się nie wstydziłem, tylko nie chciałem z nikim rozmawiać. Swoimi oczami
widziałem tylko jego. Inni nie istnieli. A teraz? Przyszedł ten chłopaczek i
psuje mi moje dotychczasowe plany... A
jednocześnie łamie mi serce, kibicując hyungowi.
Siedziałem
tam jak piąte koło u wozu, z każdą chwilą czując się coraz gorzej. Był moment,
w którym blondyna razem z jej przyjacielem, który ją tutaj przyprowadził,
żartowali sobie ze mnie i z mojej małomówności. Zaczynałem mieć w głowie słowa
hyunga, odbijające się niezłym echem: ‘Masz ochotę wyskoczyć na jakąś kawę,
bądź gdziekolwiek gdzie miałabyś tylko ochotę?’ albo ‘Piękne masz włosy’. To ja
miałem być tym, który wychodzi, słyszy takie rzeczy... Ja, ja nie wierzę, że
przegrałem z jakąś pustą lalą nawet jeszcze nie zaczynając walczyć. Ale nie mam
szans, przecież widzę... Rozejrzałem się dookoła, było już koło dwudziestej
czwartej. Wszyscy świetnie się bawili. Do naszej grupki dołączyło kilka osób, a
Yun cały czas flirtowała z hyungiem. Byli w siebie wpatrzeni jak w obrazek, a
Taemin jeszcze wymyślał najróżniejsze konkurencje, które miały ich zbliżyć
całkowicie przypadkiem. Nikomu to nie przeszkadzało, tylko mi. Czułem się
upokorzony. Na co ja liczyłem? Jestem facetem i do tego nie przebojowym. Nie
miałem wybitnych zainteresowań, nie lubiłem przebywać za bardzo z ludźmi...
Może i nie jestem najbrzydszy, ale odpadam w przedbiegach. Jestem idiotą. Zakochałem
się w mężczyźnie, który nie będzie w stanie odwzajemnić moich uczuć. Dlaczego
jestem taki głupi?
Podniosłem
się, idąc do ubikacji. Już w drodze do niej, zrezygnowałem. Zawróciłem w stronę
wyjścia, by jak najszybciej wrócić do domu. Byłem cały roztrzęsiony, a
wszystkie obrazy robiły mi w głowie pokaz slajdów razem ze stereo, które
wiecznie powtarzało bolesne słowa hyunga. Rozrywały mi serce na kawałki. Nie
pamiętam już ile szedłem do domu, ale zaczynało wschodzić słońce. W pokoju
walnąłem się w ciuchach na łóżko i nie patrząc na nic, rozpłakałem się,
zakrywając twarz poduszką. Dlaczego to musi tak bardzo boleć? Mój hyung woli
kogo innego... A przecież wiadomo, że nie wygram z kobietą, co ja sobie
myślałem... Dlaczego nie może być mój?
Och, biedactwo:-)
OdpowiedzUsuńWięc tak. Od czego zacząć... AH, JAK SIĘ CIESZĘ, ŻE PISZESZ 2MINY. Kocham słodziaków no. I jakby ktoś mi powiedział, że tak będzie, to bym nie uwierzyła B) I nie wiem czemu.... Nie wiem też czemu wcześniej na to nie wpadłaś! Tyle lat piszczenia do 2minków, a tu dopiero taki pomysł.
OdpowiedzUsuńNo nic, jaram się jak podpalona stacja benzynowa B). Pewnie zaraz wybuchnę. (Boże, jakie żałosne Deie…)
Cóż, nawet mi szkoda Minhosia :C Biedaczek, że nie potrafi zapomnieć. 10 lat to już całkiem sporo :o Ale Taeś… mmmm B). Wchodzi taki Paniczyk, giry na stół, elo mordko... Podoba mi się B). Niegrzeczny chłopak się wydaje!
Podobają mi się przerywniki! I ich kolor B))) Piękny.
W ogóle! Współczuje też Minho, że pracuje jako lekarz. Weź słuchaj tych wszystkich jęczących babek... Masakra! :D A jeszcze w szpitalu, gdzie są rodzice... Wszyscy pewnie myślą, ze znajomości. NAWET WREDNY TAEMIN :/. Jak go lubię, tak ten tekst był chamski :c Aż mnie zabolało... I to wcale nie było śmieszne Tae.
Tak czy siak, głupi Minho, bo wkurza się na Taemina :c Przeca.. no dobra, trochę jego wina. Ale Minho też pała! No i wściekaj się na lalkę Barbie, a nie na Tae.
Taemina trzeba kochać, nie się złościć B)
Początek bardzo mi się podoba moja droga :* Pisz dalej. Będę Cię pilnować. Nie ma bata, że nie B).
Zastanawiam się nad wklejeniem cycatów deie… Ale Chyba w tym opowiadaniu sobie daruję.
Po 1. Musiałabym wkleić tu cały rozdział. W końcu to 2miny. Wiesz jak je kocham.
Po 2. Zostawię to na inne opowiadania. Może wymyślę coś innego, ale czuję, że tutaj to nie może być B).
No i cóż mam dodać. (Jakoś tak poważniejszy się wydaje ten komentarz... DEIE. Ogarnij się. Ja wiem, że to twoje ukochane 2miny, no ale weź bądź sobą!!!)
Pamiętaj, że moje wymagania co do tego związku są OGROMNĘ, serio. Nawet jak miałam niedosyt, to byle czego nie czytałam! Zabrzmiało trochę, jakbym groziła...
Chodzi mi o to, że Twoje opowiadania są zawsze tak cudowne no! Już kocham te 2miny, a to o czymś świadczy! <3 I nie, nie mówię tego, bo się znamy.
Bym Cię opierdoliła, jakby było coś źle B).
Ale nie jest. Jest cudownie. I na pewno będzie!!!
AHHH NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW <3.
Będę czekać.
Wenusi!
Twoja Dei.
Hej,
OdpowiedzUsuńtrochę z obsunięciem czasowym komentuję, ale niestety wcześniej nie mogłam napisać...
cudownie się zapowiada, ojć biedny Minho taka cudowna sceneria na wyznanie, a tutaj pojawia się pusta lala... i to nagłe pojawienie się Teamina czyżby jednak coś czuł do Minho...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńoch jaki biedny Minho, taka piękna sceneria ba wyznanie uczuć, a tutaj pojawia się pusta lala, ale czy Teamin nie czuł nic do Minho?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga