8.06.2012

Rozdział 24

Błoga cisza, przerywana jedynie krótkimi tyknięciami wskazówek, została bezlitośnie rozdarta przez głośny dzwonek mojej komórki. Natychmiast zerwałem się do siadu pozwalając, aby kołdra nagromadziła się w okolicy bioder. Prawą ręką zasłoniłem oczy, ponieważ słońce przedzierające się przez szpary w żaluzjach niemiłosiernie raziło. Po omacku wcisnąłem odpowiedni guzik, uciszając sprzęt.

- Tak! - krzyknąłem wesoło i szczerząc się od ucha do ucha wyciągnąłem w górę ręce, mocno się prężąc.

Usłyszałem miłe strzyknięcia kości, które jak kiedyś uważałem, witały się ze mną każdego dnia, no cóż... Jak człowiek jest mały, to wymyśla różne rzeczy.
Usiadłem na krawędzi łóżka, długo ziewając. Na chwilę przymknąłem powieki, po czym szeroko je otwierając podbiegłem do szafy w poszukiwaniu ubrań.

- Nareszcie ranek, nareszcie! - radośnie machałem wieszakiem, na którym była zahaczona biała koszula.

Wspaniały dzień, już teraz rozpiera mnie energia. Kilka godzin w szkole, a potem do domu.! I aniołek i... i... I wszystko!
Oszołomiony jakże mocnym doznaniem, nie myśląc racjonalnie złapałem miękki rękawek materiału i okręciłem się kilka razy, skarpetkami szorując podłogę. W szale, widząc wirujący obraz mignęło mi coś dużego i czarnego, stojącego w moich drzwiach. Uważając, abym nie upadł z powodu mocnego zawrotu głowy, spojrzałem za siebie.

- Nie poznaję ciebie. - Hiro z szeroko otwartymi oczami stał oparty o biały tynk - Ktoś mi podmienił brata? - rozejrzał się na boki - Nie, to chyba mój, tylko z jakimś guzem mózgu.
- Aż tak źle mi życzysz? - stanąłem oburzony, patrząc wojowniczo na jego czarne tęczówki - Zresztą nie ważne! - mocno przyciskając do piersi mundurek wlepiłem wzrok w jakże uroczy sufit.
- Czekaj, czekaj. - zaczął stukać palcem o swoją dłoń - Coś się chyba miało stać...
- Coś?!!! - rzuciłem zbulwersowany i chwyciłem wszystkie rzeczy, w które miałem się ubrać - To będzie najlepszy dzień w moim życiu! - podskoczyłem na środku pokoju, zbliżając się do niego.
- Tylko zaraz tutaj nie odleć. Ej, chwila! Kiedy dałem ci na urodziny jakąś wymarzoną grę, mówiłeś, że to był twój najlepszy dzień w życiu! - pokręcił nosem.
- Phi. - wypiąłem dumnie pierś stając obok niego - To było kiedyś. - uśmiechnąłem się diabelsko - W końcu miłość ma większe znaczenie.
- Aaa, to dzisiaj! - od razu się ożywił - No brat, nie możesz zawieść! Nie splam honoru Sasakich! Weź w ramiona swojego archanioła i uleć z nim wysoko, w najwyższe przestworza! Ucałuj, wycałuj, przecałuj, zacałuj...! - zaczął się rozkręcać, o mały włos przywalając mi dłonią w twarz.
- Jaki honor.! Jeśli sobie dobrze przypominam, ani razu nie przyszedłeś do domu z dziewczyną.
- Ale miałem kilka.
- Tylko z chłopakiem, hmm... - kontynuując, przyłożyłem sobie palec do ust, zastanawiając się nad tym bardzo ciekawym spostrzeżeniem - Czekaj, czekaj, jak on miał... No cholera, nie mogę sobie przypomnieć! - walnąłem pięścią w wewnętrzną stronę dłoni.
- Te, nie przesadzaj. Skończ z takimi domysłami. - zbliżył do mnie twarz, natarczywie patrząc w moje tęczówki.
- No, a może mam rację, hmm? - uniosłem jedną brew, a moje usta wygięły się w wysoki łuk - Przyjaciel...
- Sugerujesz, że jestem gejem?
- W sumie mógłbyś być...
- O, na prawdę? - jednym palcem wyżej podniósł mój podbródek.

Muszę przyznać, że coraz bardziej zaczyna mnie ciekawić jego zachowanie. Coś mi tutaj ukrywa... Już ja się dowiem co.

- Przecież słyszałeś. - z ciętą miną, odważnie stawiałem czoła jego bezkresnej czerni.
- W takim razie równie dobrze mogę pocałować nawet swojego własnego brata.
- Nie, ponieważ brat ma już kogoś innego. - uśmiechnąwszy się jak na mnie za słodko, zwinnie go wyminąłem i popędziłem do łazienki. 

Przecież nie mogę marnować czasu, bo jeszcze się spóźnię. W locie wziąłem orzeźwiający prysznic i umyłem zęby, ale na włosy czasu nie żałowałem. Zerknąłem na zegarek i omal nie zachłysnąłem się własną śliną.
Cholera! Muszę biec. Eh, ten Hiro. Zamiast spać, to ja nie wiem co on robi! Chyba koczuje przy moich drzwiach albo zainstalował jakąś niewidoczną kamerę i tylko czyha na moje wyjście. W podskokach łapiąc plecak, zręcznie zbiegłem po schodach, uważając aby się nie wywalić. Zacząłem zakładać buty, kiedy jak ostatnie zombie mój kochany braciszek wynurzył się z kuchni.

- Uooomatko... - ziewnął przysłaniając dłonią usta - Trzymaj.
- Co to jest? - wstałem, aby być z nim na równi.
- Kurde, ale ty urosłeś! - klepnął się w głowę.
- Hiro! Może i urosłem, ale co to jest?! Muszę już iść, jestem spóźniony. - założyłem na dwa ramiona dość lekki plecak, w biało-czarną szachownicę.
- No zwolnienie. - prychnął jakby obrażony.
- Zwolnienie?! - wybuchnąłem - Po co?!
- Przecież nie możesz do poniedziałku nadużywać ręki, bo inaczej dłużej będziesz się kurować.
- Nic mnie nie boli. - machnąłem rękami, nie chce mi się bezczynnie siedzieć na ławce.
- Też cię kocham. - otwierając plecak, dokładnie tak, aby nie pognieść kartki, wsunął ją między książki.
- Dobra tam, na razie! - kiwnąłem głową, wylatując z domu jak torpeda.
- Na ra...zie... - zamarł widząc z jaką biegnę szybkością.

No co. Nie lubię bezczynnie siedzieć na wf-ie, zawsze lubiłem sport, a jako jeden z najlepszych graczy nie mogę sobie pozwolić na zasiedzenie. Tak, tak, tak, niby tak bardzo lubię się ruszać, ale lenistwo wzięło górę, ponieważ nie chce mi się przychodzić na dodatkowe treningi. Nie przesadzajmy z tą aktywnością.
Cały w skowronkach, trzymając szelki od plecaka, niczym strzała kosiłem zawiłe uliczki. Nareszcie jego dom ! Nieświadomie przyspieszyłem i z impetem skoczyłem na murek dzielący piaskowe schodki. Palec jakby sam, drgnął trzy razy pozwalając rozbrzmieć krótkiemu 'ding-dong', który wyjątkowo cieszył mnie bardziej niż zwykle.

- Mmm, punktualny. - jego powalający uśmiech automatycznie mnie przywitał.
- Ledwo. - westchnąłem ładując się do środka - Przez mojego jakże kochanego braciszka musiałem biec.
- Sport to zdrowie! - zaśmiał się - Chodź do mojego pokoju, chcę ci coś pokazać.

Czy mi się wydaje, czy on też ma jakiś bardzo dobry humor? I co mi pokaże? Oj, ten dzień robi się coraz bardziej interesujący.

Posłusznie poczłapałem do jego sanktuarium, a moje oczy zarejestrowały coś cudownego, leżącego na stole. Obok stał aniołek, wskazując na talerz. No nie powiem, bardzo ciekawa propozycja, z chęcią wziąłbym jego, ale wszystko przychodzi dopiero z czasem. 
Otwierając oczy ze zdziwienia, mało nie krzyknąłem, a w moich ustach nabrało się sporo śliny, którą przełknąłem dosyć głośno.

- No poczęstuj się, są twoje. Zrób to, bo zaraz zaślinisz całą podłogę. - śmiał się cichutko.
- Ale że niby wszystkie są moje? - jednym palcem zarysowałem kontury naczynia.
- Oczywiście. - podniósł upragnioną rzecz i podszedł do mnie na wyciągnięcie ręki.

Normalnie jak kelner z moimi wymarzonymi waflami. Przełożone karmelem o smaku orzechowym...

Bez wahania mogę stwierdzić, że jest sto razy słodszy niż te wafle. No i co mam teraz powiedzieć? On jest po prostu taki kochany i śliczny...
Uśmiechnąłem się przyjaźnie i przyłożyłem do serca dłoń, jakby nie wierząc, że to się dzieje na prawdę. Moje nogi niczym rozgrzany wosk zaczynały topnieć, a kolana odmawiały posłuszeństwa. To jest... Po prostu brak słów. Już nie chodzi mi o samo jedzenie. Wczorajsze wydarzenie, ta radość w oczach... To jest nieskończona słodycz.

Delikatnie wziąłem w dwa palce kruche ciasto i powoli przyłożyłem do ust, delektując się tym cudem.

- Jak zwykle powalająco wyśmienite! - uniosłem w górę wzrok, aby po chwili kontynuować degustację.
- Cieszę się. - odłożył naczynie na szklany stół i zaczął grzebać w plecaku patrząc, czy aby na pewno wszystko spakował.
- Tylko nie zapomnij o geografii. - ostatnie okruszki zostały przeze mnie wchłonięte.
- Tak, tak, zrobiłem ci nawet notatki. - powiedział najzwyczajniej w świecie.
- Notatki? - bardzo mile mnie zaskoczył - Nie musiałeś. - poprawiłem biały materiał, który jak na złość co chwilę się podwijał.
- Ee, tam. Chcesz zdać? - stanął przede mną, szeroko się uśmiechając - No właśnie, chodź.

Jak każdego ranka wyszliśmy z mieszkania, zmierzając w kierunku szkoły. O dziwo oboje rozmawialiśmy dość żywo, kiedy to przeważnie ja go słuchałem. Muszę przyznać, tak, kolejny raz, że wygląda uroczo kiedy czymś się bardzo przejmie, a temat połknie go w całości. Zaśmiałem się cicho, czując się wspaniale.

- No co?! Przecież ci mówię, że to przedstawienie będzie na pewno takie, jak wszystkie inne!
- Dramatyzujesz. - spokojnie mu odpowiedziałem - Wątpię, aby Eizo zgodził się na oczywistą rutynę.
- Może i masz rację...
- No jasne, że mam.
- Ale jestem strasznie ciekawy co wymyśli.
- I jaką dopasuje muzykę...
- Muzyka czy bez, sztuka jest najważniejsza!
- Że co?! - oburzony spojrzałem na niego gniewnie, kiedy zbliżaliśmy się do przystanku. Akane zaczęła do nas machać, jednak za bardzo pochłonęła nas rozmowa - Gdyby nie efekty dźwiękowe było by sucho.
- Ale przedstawienie trwałoby nadal, bo muzyka raczej się nie przebierze.
- Hej chłopaki.! - rozradowana stanęła obok nas, a my zatrzymaliśmy się w miejscu.
- Jest niezbędna!
- Dałoby się bez niej żyć. - skomentował ze zrezygnowaniem.
- Nie znasz potęgi wspaniałych nut! - tupnąłem nogą, odwracając głowę w drugą stronę.

Po chwili usłyszeliśmy łagodny, dziewczęcy śmiech. Watanabe klepiąc się w biodro, patrzyła na nas z politowaniem.

- Jakie wy macie problemy. - rzekła, zabawnie zaciskając wargi.
- Przecież tylko rozmawialiśmy, no nie? - posłałem Yasuro pokrzepiający uśmiech.
- Ym, no jasne. - odwzajemnił go.
- Spóźniliśmy się? - zacząłem iść w odpowiednią stronę, a reszta posłusznie za mną ruszyła.
- Nie. Ale się rozgadaliście...!
- Hmm... Masz rację. - aniołek zmarszczył brwi - Zazwyczaj to ja nawijam, a Taisho tylko słucha, od czasu do czasu coś wtrącając.
- Może mam dobry dzień? - wsadziłem ręce do kieszeni.
- A faktycznie, dzisiaj idziemy do tego klubu. - szatynka poprawiła swoją grzywkę.
- I przyjdziemy do ciebie pół godziny wcześniej.
- Po mnie? - zdziwiona wskazała na siebie palcem - Przecież mogę gdzieś...
- Nie zapominaj, że jesteśmy facetami. - pstryknąłem kciukiem i puściłem jej oczko. W zamian łagodnie się uśmiechnęła.
- No dobra, skoro prosicie... - celowo przeciągała wyrazy, udając znudzenie.

Następnie rozmowa stała się jeszcze bardziej zażarta niż poprzednio i tak oto święta trójca szła przez ulice, śmiejąc się głośno, jakby była po paru kieliszkach mocnego alkoholu. Stanowczo za szybko doszliśmy do szkoły i weszliśmy na drugie piętro.

Czy właśnie na tym polega pełnia życia? Taka beztroska, przepełniona szczęściem chwila? W takim razie mógłbym ją przeżywać nawet codziennie. 
Zbliżyliśmy się do sali, kiedy nagle ktoś do nas podbiegł.

- Dobrze, że już jesteście! Swoją drogą, trochę za wcześnie, ale nie szkodzi. - Eizo jak zwykle 'miło' nas przywitał, nie ma co - Akane, będziesz taka miła i zostaniesz tutaj pilnując, aby wszystkie osoby zjawiły się za 10 minut w sali teatralnej?
- No jasne, ale nie mamy lekcji?
- Dzisiaj macie luźne, więc mogę was zwolnić. W końcu mamy mało czasu! Tylko miesiąc. - powoli wyrównywał oddech.
- Dobrze, zostanę.
- Dzięki. - odetchnął z ulgą i szeroko uśmiechnął, na to nigdy nie zabraknie mu siły. Niespodziewanie odwrócił się w naszą stronę - Wy idziecie ze mną. - chwycił nas za nadgarstki i pociągnął w głąb korytarza.

No ja nie wiem... Chyba mam jakąś obsesję, ale czuję, jakby celowo mocniej zacisnął palce na mojej skórze, a jednym leciutko o nią pocierał...
Nie, to mi się na pewno wydaje, bez przesady. 
Uniosłem tęczówki i zerknąłem na jego białą czuprynę. Kiedy miałem się odwrócić, aby przyspieszyć bieg, zobaczyłem jak nieznacznie ukazuje przez swoje ramię uśmiechniętą twarz. Znowu spojrzał na mnie tym wzrokiem, owianym nieprzeniknioną tajemnicą. Jego usta nieznacznie wykrzywiły się w chytrym uśmieszku, który dał wiele do myślenia, aż w końcu puścił oczko.

Otworzyłem szerzej powieki, mrugając kilka razy. Jego włosy kołysały się w różne strony, energicznie podskakując.

Nie! On to na pewno zrobił, przecież widziałem! To nie jest moja chora wyobraźnia, nie tym razem. 
Spojrzałem na rękę, która była trzymana normalnie.
Tak! On to zrobił, nie jestem głupi. Na pewno chce mnie zdezorientować, robiąc takie szybkie akcje. Racja, na sto procent.! No, ale może to ja mam jakąś obsesję...?

Mocno pokręciłem głową, oddalając od siebie dziwne myśli. Przyspieszyliśmy, gwałtownie skręcając w korytarz.
I po co nas ze sobą ciągnie?


11 komentarzy:

  1. "Ucałuj, wycałuj, przecałuj, zacałuj...!" hue hue hue,nie mówiłam, ja i Hiro nadajemy na tych samych falach ^^ wybornie xD
    Eizo... wróżka Justus przewiduje romans Hiro i Eizo,jakoś takie mam przeczucie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. i z całego rozdziału zapamiętałam tylko: "- W takim razie równie dobrze mogę pocałować nawet swojego własnego brata." xD ale to zapewne dlatego, że lubię opka o kazirodczych romansach, hehe xD w ogóle ledwo do mnie dotarła końcówka rozdziału i ja chyba też razem z Taisho wpadam w paranoję pt. on coś do mnie ma xD za bardzo się czasem wczuwam tak wciąga Twoje opo... *rozmarzony wzrok*

    OdpowiedzUsuń
  3. O robi sie cikawei licze na wiecej scen z Hiro ale nie braterskich haha ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkid anonimy nadają na tych samych falach? XD (w ten sposob sugeruje, że zadzam sie z kom. Powyżej)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od dziś twój blog jest moim #1 :D Nie przesadzam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj Hirooo..., startować do brata? No nie ładnie.., ale... ty to ty.. ty możesz :D
    A Eizo.. łapki precz od Taisho! Wiec, że cię nienawidzę ty biały łbie! Taisho ma już Yasuro i Hiro!

    ~Ariska~

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział, lecz dalej nie chcę HiroxTaisho
    x.x

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam to samo zdanie co Kage akaKatsumi x3

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam to samo zdanie co Kage akaKatsumi x3

    OdpowiedzUsuń