8.06.2012

Rozdział 46

Trochę sfrustrowany grzecznie podszedłem do Eizo, po drodze gubiąc prawie wszystkie zęby na jakiejś... Bombce?! Geez, to święta czy przedstawienie?

- Tak? - spytałem, kiedy przecisnąłem się przez tłum dosyć... W porównaniu do mnie niskich aktorów.
- Nie miałbyś ochoty zagrać w przedstawieniu? - powiedział nader łagodnie i potulnie.
- Nie, nie miałbym. - w miarę możliwości zachowałem spokój, chociaż na takiej odpowiedzi pewnie się nie skończy.
- Taisho noo... - zajęczał odkładając papiery - Akira będzie chyba wyjeżdżał, ale to nie jest pewne. Nie mam na jego miejsce zastępcy, a ty idealnie pasujesz do tej roli. Szczególnie te włosy... - zakręcił nad nimi dłonią - No, ideał!
- Mogę ją zobaczyć? - westchnąłem, biorąc arkusz papieru na ręce. Parę razy przejechałem wzrokiem i stanowczo pokręciłem głową - Przepraszam bardzo, ale nie ma mowy.
- Taishooo... Ale Aki prawdopodobnie nie wyjedzie, więc nawet nie będziesz występował.
- Tak, ale musiałbym się nauczyć roli, prawda?
- Tylko kilka stron. - zachęcająco przekartkował mój akt.
- Proszę wybaczyć, ale naprawdę od początku mówiłem, że nie zagram. - twardo trzymałem się decyzji, nikt mi jej nie zmieni, ha!
- A to dlaczego? Może się okazać, że w ogóle nie wyjdziesz na scenę. - no, prawie nikt - Chcesz, żeby cię nauczyciel prosił? - ni stąd ni zowąd obok mnie stanął Higoshi, opierając się o stolik.
- Yasuro, to nie chodzi o wyjście, nie mam tremy.
- W takim razie o co? - zmrużył powieki w oczekiwaniu na odpowiedź.
- No... - wzruszyłem ramionami - Nie chce mi się.
- O nie! - od razu wystartował do nauczyciela - Niech go pan zapisuje, ja go przypilnuję, nie ma lenistwa.
- Racja Yasuro, święta racja. - uszczęśliwiony kręcił stopą, z uśmiechem kreśląc moje imię na kartkach.
- Yasuro! Uduszę cię chyba, chodź tutaj! - zerwałem się z miejsca, aby wrzucić go do piachu.
- Musiałem coś dostarczyć, idę na zaplecze, pa! - wystawił mi język i ponownie zniknął za ścianą, a ja pewnie bym go dogonił, gdyby nie ręka łapiąca mnie za materiał bluzki.
- Trzymaj, nie jest tego dużo. - widać było, że Yarotouichi miał ze mnie niezły ubaw.
- Dziękuję... - mruknąłem pod nosem kierując się do innego miejsca w rogu klasy.

Usiadłem na metalowych poręczach małych schodów i dokładniej zagłębiłem się w rolę, którą dowalili do moich obowiązków. Nie ma to jak uprzykrzyć mi życie, no przecież. Miałem grać jakiegoś syna bogatego władcy, który chcąc się oderwać od bogatych warstw społecznych, zaciągnął się do elfich szeregów ćwicząc zwinność ciała. Czyli co... Mam biegać z kataną po scenie? Normalnie brakuje jeszcze kalesonów i jakiegoś obciachowego stroju. Matko... Oby ten chłopak nie miał nawet ochoty na żadne wyjazdy, bo inaczej sobie z nim porozmawiam. Dlaczego ja?!



***



Nasza trójka o dziwo została sama. Pozostali uczniowie zmyli się do domów, chociaż dzisiaj kończyliby lekcje za dwie godziny. Westchnąłem, przypominając sobie o dzisiejszej trzygodzinnej nauce, która niechybnie mnie czekała. Grunt to z Yasuro, no ale gegra... Pomogłem Akane w końcowych przygotowaniach do wszystkich aktów i muszę przyznać, że dziewczyna ma ogromny talent. Mam zamiar kupić słuchawki, więc może aniołek poszedłby ze mną?
Namierzyłem go, kiedy powoli opuszczał magazyn.

- Idziesz ze mną do miasta? Potem poszlibyśmy do ciebie...
- Sorki, dzisiaj nie mogę. - westchnął, wchodząc mi w słowo - I jutro chyba też. Mam kilkugodzinne treningi, ponieważ niedługo gramy ważny mecz i trener staje na głowie, aby dobrze przygotować drużynę. No... Ale to po szkole. Jak chcesz, to może wieczorem...
- Nie, nie, rozumiem. W takim razie jakoś sobie poradzę, przecież też masz lekcje i będziesz zmęczony, nie będę ci dowalał. - uśmiechnąłem się łagodnie - I tak dużo mi pomogłeś.
- Jak chcesz... - zastanowił się chwilę - Ale czekaj. - bez pośpiechu skierował się do Eizo, który nanosił poprawki w kilku scenach - Przepraszam...
- O co chodzi, nie idziecie do domu? - dwie białe kreski utworzyły górki na jego czole.
- Właśnie wychodzimy. Ma pan może w najbliższych dniach czas?
- Mam... Trochę, ale mam. Co, chcecie mnie w coś wkopać? - zaśmiał się, patrząc pytająco na mnie i Akane.
- Oczywiście. Mógłby pan poratować ucznia? - wyszczerzył ząbki wskazując na mnie.
- Yasuro, przecież on będzie moim egzaminatorem.  - przewróciłem oczami.
- I co z tego? - mężczyzna zapytał nieźle zdziwiony.
- Przecież to by było nieuczciwe. - odparłem, zaglądając w jego złoto.
- Jeśli uczeń potrzebuje pomocy, to trzeba ją dać, a egzamin nie ma z tym nic wspólnego.
- Ale i tak trochę głupio, szkoda czasu... - podrapałem się w tył głowy.
- No dobra. Dzisiaj nie mam już czasu, ale jutro po lekcjach możesz tutaj przyjść. - białowłosy zaplótł palce wokół siebie, oglądając moją minę.
- Tutaj? - w sali teatralnej?!
- Tak, z nią nie będzie w razie czego problemu.
- Eh, ok, przecież chcę zdać... - zupełnie zrezygnowany wizją tak długiego pobytu w szkole, opuściłem głowę. 
- I taki duch walki mi się podoba ! - śmiejąc się wstał z krzesła i klepnął mnie mocno w łopatki, przez co od razu się wyprostowałem. 

Pozostali zaczęli się śmiać, natomiast ja subtelnie wygiąłem usta. Spojrzałem na aniołka, dziękując mu wzrokiem. Bądź co bądź, ale każda deska ratunku się przyda, nawet ta najbardziej dziwaczna.

- Do widzenia, muszę biec. - chłopak machnął nam ręką, energicznie wyskakując z sali.
- My też już pójdziemy, do widzenia. - mniej entuzjastycznie ruszyłem z szatynką do wyjścia.
- Na razie. - pożegnał nas wesoło, do końca odprowadzając tęczówkami.

Przeciągnąłem się mało dyskretnie, kiedy stanęliśmy przed bramą szkoły. Jakiś listek spadł mi na głowę, więc pospiesznie go strzepałem, ale kiedy zobaczyłem na nim pająka nieprzyjemnie się skrzywiłem. Temperatura była stanowczo wyższa niż rano, ale jakoś można wytrzymać. Dobrze, że nie jest parno.

- Taisho, idziesz na miasto? - zapytała, wygodniej przerzucając torbę.
- Muszę kupić słuchawki, bo wczoraj zapomniałem.
- Cały ty. - pokręciła głową, wznawiając chód - Idę z tobą. Muszę się gdzieś przejść, szkoda takiego ładnego dnia.
- Fajnie. - uśmiechnąłem się szeroko - To w takim razie pójdziemy na piechotę. Nie chcę nawet myśleć, co dzieje się w autobusach.
- Ja też nie. - otworzyła szeroko oczy - Złe wspomnienia spoconych pach...
- Co, przygniótł cię ktoś? - z przerażeniem zadałem to pytanie.
- Żeby tylko. Egh... Koniec tematu, bo mi się niedobrze robi.

Zaśmiałem się cicho widząc jej bombową minę. Chyba tylko przy niej i Higoshi'm mogę bez przerwy mieć ochotę na uśmiech czy dosłownie rżenie konia.



***



- O matkooo, pięć sklepów i nic! To naprawdę ważne, jaki kolor mają kabelki? -spojrzała na mnie krytycznie.
- Jak już coś kupuję, musi mi odpowiadać w 100%. - odparłem, krocząc do następnego budynku.
- Dobra, ale muszę się czegoś napić.
- Ja też, więc chodź tam. - pociągnąłem ją za rękę, kiedy chciała mi zniknąć za drugą stroną sklepu.
- Byłam tu kiedyś... - uśmiechnęła się smutno, poważniejąc w jednej chwili.
- Byłaś? - ostrożnie zadałem pytanie widząc, że to coś grubszego.
- Tak, z bratem. - westchnęła i zamówiła dwa napoje schłodzone kostkami lodu. Złapała zimne szklanki, a ja poszedłem za nią do stolika znajdującego się w cieniu drzewa - Zawsze pił ten smak. - skomentowała biorąc kolejny łyk.
- Pił...? - na owy wyraz przeszły mnie dreszcze.
- Kiedyś. Zmarł dziesięć lat temu. - odpowiedziała nadzwyczaj łagodnie.
- Przepraszam... - momentalnie odechciało mi się pić.
- Ale za co? - zaśmiała się bardzo szczerze - O ludziach nie wolno zapominać.
- Masz rację. - powoli zbliżyłem usta do zimnego szkła.
- W sumie to nie wiem. - zaczęła, patrząc na metalowy stół - Może on wciąż żyje? - zerknęła na mnie.
- Jak to, przecież powiedziałaś, że umarł.
- Bo na to wyglądało, ale... Opowiem ci. - odstawiła napój na blat i wzięła głębszy wdech - Dziesięć lat temu wychodziłam jak każdego dnia ze szkoły, a brat miał mnie odebrać. Chodziłam na dodatkowe zajęcia, więc spokojnie zawsze zdążał wrócić z domu. Nie wiem jak to się stało, ale dosłownie znikąd wyjechał samochód i potrącił przebiegającego przez pasy brata... Zamknęłam oczy piszcząc ze strachu, ale po chwili je otworzyłam widząc jak jakiś mężczyzna wychodzi z pojazdu. Stałam obok odległej furtki, więc nie było szans, żeby zwrócił na mnie większej uwagi. Tak mnie sparaliżowało, że nie mogłam ruszyć nawet palcem. Facet nieźle zestresowany nie dostrzegając nikogo w pobliżu wykręcił jakiś numer, ale skończyło się na tym, że parę sekund później telefon został wciśnięty w ziemię, a on zmierzwił nerwowo swoje włosy. Mój brat... Pamiętam tylko czerwoną plamę, jego brązowe włosy całe we krwi, ciało z daleka chyba normalne... Ale dorosły tak się zmartwił, że bez zastanowienia wziął go na ręce i włożył ostrożnie do samochodu. Potem słyszałam jedynie pisk opon i poczułam piach w oczach, który rozwiała maszyna. - zastanowiła się, po czym dokończyła - Wszystko powiedziałam rodzicom, a oni zaczęli dzwonić po szpitalach, jeździć po nich, szukać. Myśleli, że go znajdą... Ale nikt o nim nie słyszał, nie widział... Po kilkunastu miesiącach dali sobie spokój, a ja zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować. Byłam z nim bardzo zżyta i nie docierało do mnie to, że jego mogłoby... Nie być. Teraz... Żyję nadzieją, że jednak nie umarł i gdzieś istnieje... Ale ciekawi mnie jedno... Jeśli tak by było, to dlaczego się nie odezwał?
- Wiesz Akane, to trochę przerażająca historia... A ty jesteś taka spokojna, mówisz tak naturalnie, bezproblemowo o szukaniu? - przełknąłem pozostałości soku.
- A co, mam szaleć? Płakać? Stać w miejscu? Zmęczyłam się słabością, a czas ucieka. Przez tyle lat zdążyłam się uspokoić, podrosłam, więc nie jest źle. - uśmiechnęła się na swój sposób.
- Rozumiem. - przyłożyłem pięść do serca - Ja miałem mało kontaktu z moim bratem, ale teraz za nic bym nie chciał, aby odszedł. To byłby za duży cios, nie wiem, czy pozbierałbym się tak jak ty.
- Nic złego się nie stanie, mówię ci. - poklepała mnie po ramieniu - Ale wiesz... Rodzice dziwnie na manie patrzą, kiedy mówię głupoty.
- Głupoty?
- Bo... Nadal bardzo silnie wierzę, że on żyje. To nie tylko wiara. Ja wiem, czuję... Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale jestem pewna, że nie umarł. Kilka lat temu miałam wrażenie, że widziałam tego faceta. Nawet teraz mogłabym go spokojnie opisać. Wysoki, szerokie barki, jaśniutkie niebieskie włosy, na słońcu wyglądające na białe, okulary z kwadratowymi szkłami... Twarz... Drugiego takiego nie ma. Wiem, że go widziałam! Dziecko zapamiętuje najdrobniejsze rzeczy i nawet przez wiele lat potrafi je odtwarzać, ale rodzice potraktowali to jako niesmaczny żart.
- Ja ci wierzę... I teraz cię rozumiem. - odpowiedziałem niskim, wręcz przyciszonym głosem - Jeśli go kiedykolwiek zobaczysz, nie pozwól mu znowu zniknąć. Biegnij, nie zmarnuj czasu, bo takiej szansy może już nie być. A nuż to on, coś ci powie? - bezpośrednio patrzyłem w jej brązowe tęczówki.
- Dzięki Taisho... - z jej oczu poleciała jedna łza - Naprawdę dziękuję. - zaczęła ją ścierać, patrząc na mnie w międzyczasie przez rękaw - Teraz wiem, że nie zwariowałam. - wyszczerzyła się promiennie.
- No ba. - również pokazałem jej swoje zęby, ale nie w takiej wielkości jak ona.

Mieć brata, a z nim nie rozmawiać. Nie mieć kontaktu. Nie być pewnym, czy żyje... To dopiero jest strata, nieporównywalna do mojej. Ale chyba... Mogę sobie choć trochę wyobrazić, przez co przeszła, jak się czuła. Ból jest podobny, jednak okoliczności wybierają jego moc. Jej uśmiech... Co za silna osoba. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że coś tak bardzo absurdalnego mogło się wydarzyć. To jak... Chora historia z jakiegoś filmu.

Smutne...


5 komentarzy:

  1. Dobra,dobra tkliwa historia Akane mnie nie poruszyła,mimo że dobrze napisana,ale dalej jej nie lubię ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hueh , Smuuut Historia ale się nie popłakałam chciałabym żeby dużo rozdziałów było o Asuro ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt histroai fajna, ale wolałabym jakąs akcje w stylu yaoi ;<

    OdpowiedzUsuń
  4. Urzekła mnie twoja historia Akane XD

    Suzi

    OdpowiedzUsuń