8.06.2012

Rozdział 52

Tym razem przegiąłem. Zraniłem siebie jak i jego, ale przecież przyjaciele nie muszą być dla siebie aż tacy mili, co nie? Nie odróżniam już zwykłej przyjaźni od miłości... Nie w tym momencie.
Znalazłem się między potężnymi regałami, z których gdzieniegdzie książki dosłownie zlatywały na ziemię. Zatrzymałem się przed działem z tabliczką 'dramaty', przez co westchnąłem i to donośnie.
To jakiś żart? Że też akurat musiałem podejść do tych półek... Ma mi to uświadomić, że postąpiłem źle, byłem za bardzo chamski dla Yasuro? Ale on niczego nie rozumie, tak więc z jego punktu widzenia, przyszedłem wcześniej do szkoły, cały naburmuszony rzecz jasna i bezpodstawnie na niego naskoczyłem. Eh, co prawda kiedy miewałem taki nastrój potrafiłem się do niego odezwać... No bo w sumie nie chodziło w danej sytuacji o niego. Będę musiał z nim porozmawiać... Oj tak.

Moja dłoń zamarła w powietrzu, ponieważ rozmyśliłem się z wyboru lektury - nie będę się bardziej dołował, zbyt mocno przeżywam dramaty. Podtrzymałem spadającą z ramienia szelkę, wędrując powoli do innej części czytelni zaopatrzonej w weselsze treści. 
Może i staram się, aby wszystko wróciło do normy... Może i chciałbym mieć dziewczynę... Może i byłoby mi wtedy dobrze? No... No i co Taisho? Kogo ja chcę oszukać... Chyba wciąż nadal go...

Nagle kompletnie nie patrząc gdzie idę, wszedłem na chłopaka, wytrącając mu wszystkie tomiki grubych ksiąg.

- Przepraszam. Zamyśliłem się... - przykucnąłem i zacząłem zbierać owe dzieła z miękkiej podłogi, wyłożonej dziwnym dywanem, gumoleum? Nie mam pojęcia co to było, ale gdy na moich rękach zagościły trzy papierowe powieści, podniosłem ciało, prostując się od razu - Jeszcze raz...
- Nie szkodzi. Złość musi gdzieś znaleźć ujście. - białowłosy nastolatek obojętnym wzrokiem przeglądał moją osobę. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, gdyż zdałem sobie sprawę z tego, iż trafił on w samo sedno męczącego mnie przez ostatnie dni problemu. 
- Nie, wcale nie...
- A prawda nie powinna być ukrywana głęboko poza świadomością. - wyglądał jak jakiś posąg, który jedynie słowami dawał jakieś znaki życia, jakby skupiał się na obserwowaniu kogoś, aby potem skomentować swoje spostrzeżenia. 
- Skąd ty wiesz o... - nieco zaskoczony podałem mu woluminy, a w środku moje narządy urządziły sobie bal, kręcąc się niemiłosiernie. Dlaczego on mówi tak... Jakby wiedział wszystko?
- Dziękuję, że je podniosłeś. - skinął głową w geście podziękowania - W takim razie co chcesz wypożyczyć? - nie dał mi nawet odpowiedzieć, tylko jeszcze bardziej zbił mnie z nikłego tropu.
- Może coś z fantasy. - chciałem odsapnąć przed lekcjami, nie mam zamiaru brać czegokolwiek do domu. Z mniej obojętną miną, ale z oznaką tego, iż żyję, niespiesznie podążyłem za nim.
- Rozumiem... - poczekał, aż zrównam z nim krok - Polecam 'Arkanis Noa Ra' lub jeśli wolisz coś z aniołami, to 'Mizu'.
- 'Mizu'? - trochę zdziwiła mnie ta nazwa, bo o pierwszej powieści słyszałem.
- Tak. Akcja toczy się wokół rzeki, która przez wieki, niczym nie zmieniona, przepływa poprzez anielskie budowle, będąc świadkiem wydarzeń w tamtym miejscu. Pewien anioł posiadający ogromną moc, przypadkiem łączy się duchowo z 'podświadomością' rzeki i widzi dokładnie to, co rada najwyższych archaniołów przez setki lat ukrywała. U jego boku stoi piękna anielica Arael, która poprzysięgła podążać za nim wszędzie, chociaż sama nie pamiętała dlaczego wyraziła na to zgodę, gdyż od spotkania jej w pewnym sensie 'pana', straciła pamięć, a przez dumę nie śmiała zapytać o przeszłość. - skończył zarys ogólnej historii, a ja spojrzałem na niego z ogromną ciekawością, oczekując dalszej części. Nie moja wina, że miał taki łagodny, wręcz baśniowy głos... - To wszystko, nie będę ci przecież psuł przyjemności czytania.

Dziwne... Wypowiada się do... Przestrzeni, która za każdym krokiem jest tuż przed nim, ale pomimo tego człowiek ma ochotę go słuchać. Nawet nie mrugnie, nie popatrzy na mnie, tylko dumnie kroczy, obejmując palcami okładki przyszłych lektur. Plecy doskonale wyprostowane, kręgosłup prawdopodobnie prościutki, bez skazy skrzywienia, a te włosy... Śnieżnobiałe, sięgające z tyłu poza łopatki, a z przodu obcięte przy policzkach, następnymi warstwami wycieniowane coraz niżej, oddalając się od grzywki zakrywającej całe czoło. Wzrost też niczego sobie, na oko z 192cm?

- Wezmę chyba to, co polecasz. - odpowiedziałem, potulnie skręcając razem z nim w szereg wysokich mebli.
- Ależ ja do niczego nie zmuszam. Człowiek to istota wolna, niezależnie od sytuacji. - kolejny raz ten zagadkowy ton...
- W takim razie wybieram 'Mizu'. - sięgnąłem po tomik, natychmiast oglądając przepięknie ozdobioną okładkę.
- Racja, trzeba być zdecydowanym, bo nie wiadomo kiedy przyjdzie nam na sobie polegać. - po raz drugi spojrzał prosto w moje oczy, dodając sobie beznamiętną miną tajemniczości.
- Nie można cały czas polegać na innych, ta? - znacznie przymknąłem jedną powiekę.
- Dokładnie. Często robimy coś, czego nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali. 

W tym momencie odniosłem wrażenie, jakbym rozmawiał ze skrawkiem samego siebie. Przecież co rusz w każdym zdaniu uświadamia mi to, co zrobiłem lub czuję. Dziwne, przerażające, ale jednocześnie fascynujące. Mina nie wyrażająca jakichkolwiek uczuć, głos przepełniony spokojem i nutką kojącej opowiastki sprawia, że nie mam ochoty przerwać z nim intrygującej konwersacji. Jeszcze nigdy nikt nie postawił mnie w takim położeniu, czyżby podświadomie wytykał mi własne błędy?

Przez dłuższą chwilę nikt z nas nie wypowiedział ani słowa, dlatego wracając do żywych, podniosłem wzrok i doznałem szoku. Szary, szkliście przejrzysty kolor tęczówek, jedwabiste, proste, białe jak najczystsze chmury kosmyki... Cierpliwość bijąca na odległość oraz łagodność, jaką można wyczuć w jego obecności... Dopiero teraz mnie olśniło, że ten opis pasuje do 'niego'! Tyle dziewczyn się za nim ugania, chłopacy interesują się jego osobowością... Jest uważany za księcia harmonii i zrównoważenia, ponieważ nigdy nie pozwolił na coś złego, lecz też rzadko do kogo się odezwie. Postawą nieświadomie wzbudza przeogromny respekt i uszanowanie, nie uwłaczające jego godności. 

- Ty nazywasz się Katsuyoshi Hanari? - palnąłem, wstrzymując nasz chód.
- Tak. Widzę, że moje dane nie są zbyt ukrywane. - bez cienia emocji przyznał mi rację.
- Trudno byłoby ukryć przed setkami dziewczyn, heh.
- Przykro mi, że marnuję ich czas. - odparł z westchnięciem, kierując nas do długiego rzędu złożonego z połączonych ławek - Usiądź proszę. - wskazał na niebieskie krzesło, a sam bez pośpiechu ułożył książki na drewnianym blacie. Poczułem się troszkę dziwnie przez jego strasznie wielką uprzejmość i fakt, iż normalnie gawędzę sobie z bóstwem szkoły.
- Dzięki. - odsapnąłem, wykrywając pod pośladkami przyjemną gąbkę - Dużo czytasz? - przecież jeśli go czasem widywałem, to tylko i wyłącznie z tomikiem w ręku.
- Prawie cały czas. - odgarnął pasma włosów, które zleciały z pleców na jego barki i zacisnął palce na wewnętrznej stronie rękawa szarego swetra, idealnie ukazującego jego drobną, jednak dobrze zbudowaną klatkę piersiową - Nie lubię chodzić bez żadnej w ręku. Wtedy czuję się jak bez ręki.
- Yhym... Więc pewnie przeczytałeś już prawie wszystkie?
- Nie do końca. Ta biblioteka jest naprawdę obszerna, dlatego spędzam w niej każdą, wolną chwilę. Ponoć lepiej zatopić się w literaturę, niż prowadzić rozrywkowy tryb życia, prawda?
- Kiedyś tam można się napić czy coś, ale z umiarem... Nawiasem mówiąc wiele o tobie słyszałem, ale rzadko, naprawdę sporadycznie mignąłeś mi gdzieś na korytarzu.
- Nie lubię udawać kogoś, kim nie jestem, dlatego też robię to, co sprawia mi przyjemność i to, na co mam ochotę czując się swobodnie, a że książki to jedyne przydatne zajęcie, przesiaduję w czytelni. 
- Z nikim nie rozmawiasz? - obserwowałem jak mozolnie opiera brodę na nadgarstku, olśniewająco mrużąc oczy.
- Wolę być sam i mieć spokój, niż pchać się w potworny hałas.
- Nie żałujesz? - moje brwi zasadniczo się wygięły. Szkoda mi go...
- Tego, że siedzę z nosem w książkach?
- Nie, tego, że wiele wspaniałych chwil, nastoletni czas, przebiegają obok ciebie.
- Skądże. - pierwszy raz dostrzegłem na jego ustach łagodny uśmiech, przez co widząc powalającą urodę, w środku z lekka się rozkleiłem. Smutny chłopak... - Widzisz... Gdybym chciał go złapać, mógłbym to zrobić, jednak nie widzę w tym sensu. Jak zauważyłeś stronię od ludzi, jestem sam i nie przeszkadza mi to ani trochę.
- Samotność nie jest niczym złym, ale... - uśmiechnąłem się ze współczuciem, ponieważ na takie rzeczy przenigdy nie byłem ślepy - To nie jest taka prawdziwa samotność, dzięki której mimo wszystko byłbyś szczęśliwy.
- Co chcesz powiedzieć? - w tonie jego głosu rozpoznałem zaciekawienie.
- Im bardziej kogoś lubimy czy kochamy, tym bardziej stajemy się samotni, dlatego smutek lepiej pokonać razem, niż w pojedynkę. Wtedy on będzie dopełniał podstawową pustkę, którą posiada każdy z nas. I sądzę, że nie uciekasz od ludzi, tylko przyzwyczaiłeś się do bycia samodzielnym i tego nie widzisz.
- Rozumiem... Ale wiem, że nie znalazłem jeszcze przyjaciela, ponieważ ideały nie istnieją. - w ogóle nie traciliśmy kontaktu wzrokowego.
- Nie, one są, wokół nas, na każdym kroku. Trzeba umieć jedynie je dostrzec, bo życie to nie żadna powieść. - brzmienie moich strun głosowych zdecydowanie było przesiąknięte własnymi odczuciami.
- Tak to widzisz... Bardzo interesująco mi się z tobą rozmawia. Nie przypuszczałbym nawet, że ktoś może mnie choć troszkę zrozumieć. - kolejny kącik ust dołączył do delikatnego łuku - Widać nie wszyscy są zaślepieni... Mógłbym się dowiedzieć, jak masz na imię?
- A przepraszam, zapomniałem. Jestem Taisho Sasaki. - ukłoniłem się odruchowo, nie mogąc podać ręki.
- Ah, ten Taisho... - szepnął sobie pod nosem, kostkami zakrywając wesołe wargi. Przez moje myśli od razu przebiegł wyraz 'ten', wzbudzając masę pytań - Powiedz Taisho... - oczekując następnych zdań, z niecierpliwością poruszyłem palcami u stóp - W jakich barwach widzisz świat? Jest on czarno-biały czy może biało-czarny?
- Świat? - rozszerzyłem powieki - Czarno... - wstrzymałem się z decyzją, uświadamiając sobie co chce mi przekazać - Heh, zrozumiałem pytanie, ale przepraszam. Teraz nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. - zmartwiony schowałem do plecaka książkę, którą niby miałem wypożyczyć tylko tutaj, ale co mi tam, za bardzo mnie zainteresowała. Muszę porozmawiać z Yasuro, oj muszę. Te dwa wyrazy całkowicie zburzyły mój wewnętrzny jako-taki spokój. 
- Każda burza kiedyś przechodzi, dlatego w czasie jej trwania, należy dobrze się zabezpieczyć. - podniosłem się do połowy, lustrując nowo poznaną postać.
- A każdy może zerwać drugi owoc, który będzie dodawał smaku pierwszemu. Trzeba się tylko dokładnie przyjrzeć. - równie zagadkowo dałem mu radę - Muszę lecieć, zaraz lekcje.
- Oczywiście, nie będę zatrzymywał. - wyniośle przemyślał moją sugestię - Magnez zawsze przyciągnie ten drugi.
- Jasne, do zobaczenia. - posłałem mu pożegnalny uśmiech wierząc w to, co powiedział.

Czyli jeszcze go spotkam, no proszę... Jego sposób mówienia w ogóle nie sprawia mi problemu w interpretowaniu prawdziwego znaczenia słów, a wręcz przeciwnie, pragnę brnąć w to dalej, gdyż swobodnie czuję się w takim temacie. Biedny Katsu... Może i ma książki, ale nie dostrzega tego, jak bardzo jest samotny... Żałosne, jak człowiek może pomóc człowiekowi, ale na pomoc samemu sobie jest za późno, ponieważ nie dostrzega się już własnych błędów. Hanari uświadomił mi jak strasznie miotam się w swojej sieci, z której nikt nie może mnie uratować. Ale... Przyjaciel czy miłość?
Nie potrafię ułożyć swoich uczuć, przez co jestem strasznie rozdarty. Może jak znajdę dziewczynę wszystko magicznie przejdzie?

Wizją tego co miałem zamiar zrobić, aż puknąłem palcem o szyję, bawiąc się szelką. To bez sensu, obojętnie na którą nie spojrzę widzę w niej Higoshiego i nie idzie zagadać. Jak widać jestem skazany na samotność, a te przeklęte ciernie będą dalej rosły, wżynając się w ciało. Beznadzieja...

- Uh! - zerknąłem na dół, czując mocne uderzenie w tors. Odruchowo złapałem przybysza za ramiona, aby przypadkiem nie upadł na ziemię - Przepraszam... - trawiaste tęczówki błysnęły reagując na moją obecność, a ich właściciel bezzwłocznie wstrzymał oddech.
- Spoko, następnym razem uważaj, bo coś sobie zrobisz. - momentalnie przejąłem się stanem orzechowowłosego i jak oparzony odsunąłem od niego swoje dłonie, w czasie gdy wnętrzności trochę podniosły swą temperaturę, gotując się.
- Taisho... - popatrzył na mnie jak dawniej, przez co ukłuło mnie serce. Przecież nie mogę z nim być, to niemożliwe - Idziesz na lekcje?
- Yhym. - mruknąłem posępnie, powracając do obojętności.
- Czyli to prz... - ostatniego członu zdania niestety nie usłyszałem, ale Higoshi od razu spoważniał.

Nienawidziłem siebie za taki wzrok, głos i postawę. Po prostu nie cierpiałem! Tak go olewać, nie przejmować się jego zachowaniem sprowokowanym przeze mnie... I co 'czyli to prz...'? 
Argh, właśnie ta część mnie nie chce sobie zasnąć i ustąpić tej nowej, która poprowadzi mnie w lepszą przyszłość.

Tak, uciekam... Przywykłem do tego. 


6 komentarzy:

  1. Cóż za interesująco napisany dialog. Pełen metafor i znacznie głębszego sensu. Nie opisana tylko fabuła jak w innych opowiadaniach ale wzbogacone dodatkowo o opisy uczuć,które są tak niepewne, cudownie oddajesz całą atmosferę i prawdziwe emocje. Chyba dlatego uwielbiam to opowiadanie,czyta się jak naprawdę profesjonalną książkę ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, właśnie uświadomiłam sobie, iż jestem w bardzo podobnej sytuacji co Taisho ;v

    OdpowiedzUsuń