9.06.2012

Rozdział 60

Coraz bardziej zaczynałem utwierdzać się w przekonaniu, iż uczucie jakim darzę Yasuro jest o wiele głębsze niż przypuszczałem.
Moje serce biło jak szalone, kropelki potu sączyły się z mojego czoła, a wzrok szukał bezpiecznego punktu zaczepienia, który nigdy nie odważyłby się na zdradę. Obudziłem się przerażony, cały rozpalony, w ogóle nie wiedziałem co się dzieje. Miałem okropny, wręcz obrzydliwy sen, który chyba na długie lata wyryje się w mojej pamięci dotkliwymi pasmami strachu. Mianowicie.

Pewnego dnia poszedłem gdzieś z aniołkiem i zupełnie przez przypadek, który bądź co bądź wyniknął z inicjatywy Kaoru, zostaliśmy parą. Nie do opisania były chwile, które mogłem spędzać przy nim, wdychając usypiający, cynamonowy zapach. Wszystko toczyło się aż nazbyt wspaniale, dlatego los postanowił coś z tym zrobić. Wracałem z pracy, do której chodziłem po skończeniu wykładów na ogromnej, najlepszej w mieście uczelni. Padało jak z cebra, samochody wciąż boleśnie rozjeżdżały wodę, lejąc ją strumieniem na moje nogawki, namoczone już po same kolana, a jakby tego było mało, wiał silny, porywisty, mroźny wiatr. Biegiem wróciłem do naszego sporego mieszkania, wykupionego w najdroższych, strzeżonych dzielnicach i uśmiechnąłem się szeroko, mając świadomość tego, iż za moment ujrzę mojego ukochanego zbawiciela. Wpakowałem mokre rzeczy do prania, starłem z siebie wilgotne pozostałości po opadach atmosferycznych i ubierając się, skierowałem do przestronnego salonu. Pozwoliłem sobie na wtulenie się w jego puszysty, beżowy sweter i wymianę miłych zdań. Byłem dziwnie padnięty, dlatego po kilku godzinach poszedłem spać. 
Nastała może godzina druga w nocy, kiedy ktoś szczelniej okrył mnie kołdrą, pogłaskał po czole, lecz po chwili namyślając się, przytulił do mojego boku, plamiąc niebieską koszulkę błyszczącymi łzami. Miałem spokojny oddech oraz uchylone usta, w których próbowały zagnieździć się kredowe promienie jasnego księżyca. Na wpół świadomy, uchyliłem powiekę i usłyszałem tuż przy swoim uchu niegłośne 'przepraszam', następnie zapadłem w głęboki sen, gdyż miłe, kurczowe objęcie spotęgowało przyjemną temperaturę, która od zawsze niemiłosiernie mnie uspokajała.
Nazajutrz nie spotkałem Higoshiego ani w domu, ani na uczelni, ani w jego pracy, dlatego zmartwiony po raz kolejny zadzwoniłem do niego, jednak rozmowa nie została nawiązana. Minął dzień, drugi, w których dosłownie przeżywałem istne męki, zagryzałem ze stresu paznokcie i nie jadłem zupełnie niczego. Kiedy znalazłem się na posterunku policji, czekając na potwierdzenie zgłoszenia, komendant włączył szare pudło i przełączył na kanał wiadomości, w których akurat podawano jakąś akcję na żywo. W tamtym momencie moje życie się zatrzymało, układ krwionośny wstrzymał swój bieg, rzeczywistość zniknęła, a moje wargi posiniały. Mój kochany aniołek, kwiatuszek, który dopiero zaczął kwitnąć... Był ukazany na plazmowym ekranie ze słodkim, martwym uśmiechem... Mokre, orzechowe kosmyki przylepiały się do jego skroni, policzków i zamkniętych powiek... Ktoś do końca zapiął zamek czarnego worka, a transmisja była kontynuowana jedynie na tle czarnej płachty, przed którą stała w studiu prezenterka. W tamtej chwili umarłem.

- Matko... - moje dłonie same się trzęsły, aż z trudem przyłożyłem je sobie do głowy. Głośno przełknąłem ślinę i potarłem mokre od żalu powieki - Co to ma do cholery być?! - mruknąłem sam do siebie, po czym poszedłem do łazienki, aby doprowadzić swój lichy wygląd do jakiegoś w miarę normalnego porządku. 

Z duszą będzie znacznie trudniej.


***


- Wychodzę. - rzuciłem, przygryzając kawałek korzennego ciastka.
- Już wychodzisz? - czarnowłosy ziewnął leniwie i zlustrował mnie nic nierozumiejącym wzrokiem.
- Hiro pobudka, za godzinę musisz być w pracy. - palcami rozsunąłem w górę kąciki jego ust, obserwując zaskakującą zmianę mimiki - Zaspałeś.
- Cholera jasna! Obiecałem, że dzisiaj będę wcześniej. - złapał się za globus i krzyknął półgłosem - Idź już, na razie i powodzenia. - dosłownie zmusił mnie do odwrotu i wyrzucił z własnego mieszkania, nie patrząc na to, że nie wziąłem śniadania.

Trudno, jakoś przeżyję. Śniadanie jest teraz moim najmniejszym zmartwieniem. Ciarki ślizgały mi się po plecach, kiedy tylko przypominałem sobie ten chory sen. Nie mam pojęcia co bym zrobił, gdyby naprawdę Yasu odszedł z tego świata... No nie wyobrażam sobie tego. Każdego dnia z przyjemnością spędzam z nim nikły czas, oglądam świetny, powalający uśmiech, słucham kojącego głosu, dzielę z nim skrawek swojego życia. Dzięki niemu mam natchnienie i chęci do grania, nauki, a nawet normalnego funkcjonowania. Gdyby jego zabrakło... Nie mógłbym normalnie żyć. Zastanawiam się, czy w ogóle mógłbym żyć, pewnie nie byłbym w stanie. Jestem jak maszyna, która odpowiednio naoliwiona może działać przez paręnaście lat, ale jak straci zasilanie, zardzewieje, pokryje się kurzem i w rezultacie zostanie przetworzona na coś innego jak i w ogóle zniszczona. Nie wyobrażam sobie świadomości, że wszystkie wspomnienia , które stworzył, mogłyby żyć we mnie, a ja nie mógłbym dotknąć ich właściciela, porozmawiać... Życie toczyłoby się dalej, ale dla mnie dawno by się zatrzymało. Nie jestem jak inni... Nie potrafiłbym znaleźć innej miłości, jestem tego pewien. Nie miałem nigdy nikogo, z kim mógłbym porozmawiać, nie chciałem mieć nikogo innego, od początku tylko on... Ofiarowałem mu połowę swojego życia, więc jak mógłbym normalnie żyć, na wpół martwy? Może i zdobyłem teraz paru nowych przyjaciół, ale nigdy nikogo nie dopuszczę do swoich zakamarków, w których aniołek może spokojnie wertować.

Dzisiejszy dzień posiadał świeże powietrze, jakby ono chciało mnie wybudzić z głupich myśli spowodowanych przez sen. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że stałem przed mieszkaniem Higoshiego. Pożarty przez własne myśli odruchowo zawędrowałem w te strony i perfekcyjnie wybrałem odpowiedni domek. Uspokoiłem wyobraźnię, zdobywając się na wciśnięcie dzwonka, za którym rozległ się cichy stukot.

- O hej, wejdź, muszę się jeszcze spakować.

Orzechowowłosy otworzył mi drzwi, po czym poleciał na górę, a ja wykończony psychicznie oparłem się o szklaną szybkę kwadratowego obrazu, wiszącego obok metalowych wieszaków. Takie przeżycie to dla mnie stanowczo za dużo... Lecz na szczęście nie zdążyłem ponownie wejść w temat mojego koszmaru, ponieważ nastolatek podśpiewując pod nosem, zeskoczył z czwartego schodka i lądując przede mną, zaśmiał się kryształowo. Jego rozpięta koszula kusząco zafalowała w powietrzu i osunęła się po odsłoniętym, różanym torsie, na co uśmiechnąłem się życzliwie.

- Widzę, że nic nie jadłeś. Zaraz spadniesz mi tutaj na ziemię. - wesoło pobrykał do kuchni i przyniósł mi wielką, czerwoną nektarynkę, która aż się prosiła o to, aby wcisnąć w nią zęby i skosztować słodkiego miąższu.
- Dzięks. - wpatrując się w jego palce, zręcznie dopinające złote guziki, odleciałem myślami daleko od tego miejsca.
- Dzisiaj ma być ponoć jakaś impreza, dzięki której nie będę musiał zostać na dodatkowych treningach. - drobne plecy ugięły się momentalnie pod ciężarem ciemnego plecaka, a stopy schowały się w szarych trampkach - No i ma być ciepło oraz ma nie padać. - zaśmiał się - Mają nie pytać z okazji imprezy, aż chce się iść do szkoły. Co jest, jest zgniła czy jak? - zapytał, gdy zamiast jeść, utknąłem na jego twarzy i za nic nie mogłem się z niej wyrwać.
- Nie, jest w porządku...
- To jedz i wychodź, nie mam zamiaru biec do szkoły. - wcisnął mi owoc między zęby i dokładnie jak Hiro wypchnął z mieszkania, przekręcając w zamku parę razy srebrny klucz - No! Miło jednak odpocząć, chociaż gra jest naprawdę przyjemna, ale jak robi się to dzień w dzień, idzie nie wyrobić. - zatrzasnął furtkę i włączył alarm, aby żaden niepożądany gość nie mógł dostać się pod dach tej posiadłości - A wiesz, - w ogóle nie zwracał uwagi na mój brak zainteresowania rozmową, chociaż to nie jest nic dziwnego, często tak robiłem - niedługo nie będziesz się musiał pakować., bo wygraliśmy większość meczy i drużyny zadecydowały, że u nas odbędą się zawody.
- Yasuro...? - barwa mojego głosu zabrzmiała dosyć niepewnie, dlatego natychmiast zwróciłem na siebie całą jego uwagę - Jak myślisz, po co my tak w ogóle żyjemy?
- Słucham?
- Albo raczej dla kogo... - moje błagające spojrzenie zmusiło go do odpowiedzi. Nadął policzki i po chwili wypuścił z nich tlen, zastanawiając się nad wypowiedzią.
- Myślę, że żyjemy po to, aby móc odpowiadać za życie tych, którzy zostali zabici przez zbrodniarzy. Może też dlatego, aby mimo bólu doświadczyć szczęścia, miłości, przyjaźni...?
- Jakoś coraz częściej widzę, że ludzie zamiast się cieszyć, zapadają się w smutku.
- Tak myślisz? - zachichotał ledwo dosłyszalnie - Ten kto chce, będzie szczęśliwy nawet w nieszczęściu.
- A... - zwolniłem nieco nasz chód, gdy weszliśmy do ukochanego parku - Zastanawiałeś się nad tym, jakbyś chciał zostać pochowany? - chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie, ale grzecznie udzielił odpowiedzi.
- Kiedyś przeszła mi taka myśl, ale nie chcę sobie tym zawracać więcej głowy, jednak nie chciałbym nigdy obudzić się w trumnie, dlatego chyba wybrałbym kremację.
- Dziwne... - zmarszczyłem skórę na czole. Nie chciałbym, aby mnie spalili jak nic nieznaczącą istotę... Była, żyła i tyle - Pamiętasz ten film, przy którym nasza nauczycielka się wzruszyła?
- Ten z tamtego roku? - pokiwałem twierdząco głową - Tak.
- Tak się zastanawiałem nad głównym bohaterem. Popatrz. Zginął, kiedy miał zaledwie dwadzieścia lat, czyli był od nas starszy tylko o dwa lata. Umarł za kraj, za miłość, za honor, który dodawał jego postaci pewnego blasku. Umarł w młodym wieku, gdzie mógł robić wszystko. Może i skrócił swój żywot zbyt wcześnie, ale zginąć w najpiękniejszych latach życia, gdzie twoje ciało jeszcze się nie starzeje to zaszczyt. - zielone tęczówki przyglądały mi się badawczo - To fakt, że nie zobaczy przyszłości, ale chyba dobrze jest umrzeć w czasie, gdzie wszystko ci odpowiada, nie chcesz widzieć co będzie dalej i możesz robić wszystko, a nie ledwo ruszać nogą, czy ręką.
- Masz rację. - przerwał mój monolog - Taka postawa jest w swoim rodzaju przecudowna i umierasz z nadzieją, ale. Warto jest żyć dalej, bo nie zobaczyć następnego poranka, to jak zmarnować darowane ci istnienie. No, starość nie radość, ale ja na przykład nie potrafiłbym się pożegnać ze światem, kończąc zaledwie dwadzieścia lat. Jest zbyt dużo rzeczy do zobaczenia, chwil do przeżycia, aby zginąć w złotych latach.
- To dobrze... - odetchnąłem, a Higoshi zatrzymał się tuż przed ławką.
- Teraz mi powiedz co się stało.
- Miałem zły sen. - odrzekłem widząc, że i tak nie zachowam swoich obaw tylko dla siebie.
- Taisho. - siedemnastolatek westchnął, patrząc na mnie ze współczuciem - Aż tak bardzo cię zmartwił? To tylko...
- Wiesz przecież, że rzadko coś mi się śni, a jak już, to potem wydarzenia dzieją się naprawdę. - skarciłem go wzrokiem i odwróciłem w kierunku małego wzgórza.
- Co ci się śniło? - zapytał już poważniej. Jeszcze nigdy nie było tak, aby w moim przypadku sen pozostał tylko snem.
- Popełniłeś samobójstwo.

Yasuro popatrzył na mnie lekko zszokowany, a ja miałem ochotę iść się utopić, ponieważ znowu poczułem żal i uczucia, które zawładnęły mną we śnie. Zapadła niezręczna cisza, w której to myślałem, że ktoś zaraz przyjdzie i wbije nam w plecy po nożu. Ta, nie jestem normalny.
Chciałem zobaczyć jego mimikę, dlatego odwróciłem się, zauważając parę szybkich mrugnięć.

- Nieprzyjemny sen. - na jego ustach wykwitł przemiły uśmiech - Ale nie wierz we wszystko, co ci się śni. Mi życie jeszcze miłe, nie mam zamiaru odchodzić.
- W takim razie obiecaj mi, że nigdy sobie niczego nie zrobisz.
- Tego nie mogę obiecać, bo przecież nie wiem co wydarzy się w przyszłości. Na pewno czegokolwiek bym nie zrobił, dowiesz się o tym pierwszy, więc masz się teraz tym durnawym snem nie zamartwiać. - szturchnął mnie w ramię, wznawiając powolne kroki - Jeszcze żyję i będę żył. Co będzie to będzie. Ciesz się tym co masz teraz, skoro tak bardzo boisz się starości.

Chciałem zaprotestować, ale jak zwykle zaskoczył mnie swoją inteligencją. Ciekawe skąd tym razem domyślił się mojego lęku? Nie zdążyłem przecież rozwinąć całego języka.


***


Dzięki optymistycznemu charakterowi aniołka przestałem zamartwiać się chorym snem, chociaż pewnie gdzieś w środku nadal będę się bał, że to może wydarzyć się naprawdę. Przed chwilą dołączyła do nas Akane, której jak na złość uciekł autobus i musiała iść na późniejszy, przez co ledwo zdążyła dobiec pod klasę, otwartą przez szanownego Eizo. Uczniowie trajkotali tak głośno, jakby znajdowali się co najmniej na straganie, aż głowa mi pękała od tego jazgotu. Burknąłem coś do siebie i wchodząc jako ostatni, kulturalnie zamknąłem klasę. Tradycyjnie nauczyciel zaczął swój wywód i filozofie na temat kontynentów, a do tego naturalnie zmusił nas do wytężenia mózgu, czyli odrobienia ćwiczeń. Normalnie szlag człowieka trafia, kiedy wyrywają go z ważnego zamyślenia, które dotyczy oczywiście Yasuro. Siedział on oparty łokciami o blat ławki, a w jednej dłoni trzymał automatyczny ołówek i myślał nad rozwiązaniem zadania, rozchylając metalem swoje wargi. W pewnym momencie spojrzał na mnie  i oboje posłaliśmy sobie przyjazny uśmiech, co nie uszło uwadze Eizo.

- Słuchajcie, bo zapomnę. - przemówił, opierając się pośladkami o róg biurka - Potrzebujemy kogoś, kto gra na gitarze, bo oczywiście organizator dzisiejszego spotkania zapomniał skombinować odpowiednich ludzi... - pomijając jego chwilowy grymas, na twarzach obecnych ludzi widniała radość, lecz żadna ręka nie poszła ku górze. Aniołek zacisnął usta i spojrzał na mnie znacząco, jednak pokiwałem stanowczo mózgownicą. Nie ma mowy, nie będę grał przed nikim - Czyli nikt nie chce? - Yarotouichi zainteresował się naszym migowym językiem, który aż strzelał w siebie piorunami na odległość kilometrów - Chcesz coś powiedzieć Yasuro?
- Nie proszę pana, tak tylko wierci się na krześle. - odparłem, dostrzegając frustrację chłopaka.
- Ej, co wy robicie? Taisho, idź zagrać. - nastolatka nachyliła się do mnie i szepnęła to samo, co pewnie Yasu ma na myśli.
- Przestań, on nie pójdzie grać. - Higoshi prychnął i oparł się wygodniej o krzesło.
- Ale dlaczego? - dziewczyna patrzyła mi prosto w gałki oczne.
- Też chciałbym wiedzieć... - powieki siedemnastolatka opadły do końca, a on skrzyżował ręce.
- Po prostu... Mam swoje powody. - mruknąłem, wpatrując się w kartki zeszytu.
- To jak? - białowłosy z ciekawością przysłuchiwał się szmerom.
- Nie ma nikogo, musi pan poszukać w innej klasie. - brązowooka wzięła sprawę na własną odpowiedzialność. 

Właściwie to nie wiem co tak strasznie zirytowało Yasuro. Mówiłem, że gram dla siebie, a nie... Każdy chyba może mieć swoje własne zdanie, a nie dopasowywać się do innych. Lekcja dobiegła końca, dlatego uczniowie zaczęli się pospiesznie ewakuować na korytarz. My jak zawsze, będąc żółwiami, wypełznęliśmy z klasy po paru minutach.

- No nareszcie! - ktoś pociągnął mnie za rękaw, niczym małe dziecko - Rodziliście tam, czy co?
- Dziękuję ci Ukyo, bardzo dziękuję! Nie mam zamiaru być matką w tym wieku, ani tym bardziej rodzić przy Eizo...
- O daj spokój, nie mówiłem o tobie! - czarnooki naburmuszył się po czubek malutkiego nosa.
- To niby o kim? - moja brew powędrowała bardzo wysoko, a Higoshi wyjrzał zza mojego ramienia, by dowiedzieć się o czym jest mowa.
- O was rzecz jasna! - chłopak klasnął w dłonie, na co ktoś subtelnie parsknął śmiechem. Wszyscy spojrzeliśmy na białowłosego, który zdążył już okiełznać swoje rozbawienie.
- Ty też tu jesteś?
- Przyszedł pod bibliotekę i pociągnął ze sobą, to co miałem zrobić? - Katsuyoshi pokręcił głową, oglądając nasze zdziwienie - Wiedział, że się spóźnicie, dlatego najpierw zgarnął mnie. 
- To rozumiem, ale gdzie ty właściwie chcesz iść? - zaobserwowałem jak złota grzywka podskoczyła niespodziewanie, odsłaniając smolistą tęczówkę.
- Jak to gdzie? Na jakiś apel, który zorganizowała jakaś agencja, zajmująca się prowadzeniem pogadanek na temat niebezpieczeństwa w kraju.
- Dlaczego nigdy o niczym nie wiem? - po kolei każdy z nich wzruszył ramionami, na co przeprowadziłem ze sobą wewnętrzną konwersację i odetchnąłem - Nie ważne, o której to?
- Właśnie teraz, dlatego przyszedłem. Chodźcie. - narwaniec zaciągnął nas wszystkich na ogromną aulę, z której ludzie wysypywali się bokami.

Na suficie dostrzegłem sporo świateł, które rzucały swoją jasność na scenę, zajętą przez grupę dorosłych osób. Pełno białych koszul przewijało się w pomieszczeniu, to na dworzu, aż autentycznie raziło w oczy. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że kiedy weszliśmy, gwar na sali nieco ucichł, a większa ilość par oczu zatrzymała się na nas. Rozumiem popatrzeć, ale dlaczego od razu zapomnieć do czego służy język?

- Eh, no dobra, pójdę przodem, to przynajmniej będziecie mieli spokój. - Hanari zrezygnowany reakcją społeczności, standardowo narzucił maskę spokojnej osoby i zatopił się w tłumie nastolatek.
- Nie przesadzaj, wystarczy się uśmiechnąć, a nie patrzeć pesymistycznie. - klepnąłem go po łopatkach, na co lekko wygiął wargi.

Usłyszeliśmy pisk dziewczyn i wnet ktoś włączył muzykę, przerywając pogawędki zebranych. Nasza piątka stanęła sobie przy jakimś stoliku na uboczu, aby nie być uciskanym przez tłum. Moją uwagę przykuł rządek rozsuwających się szkolnych koszul, z którego nagle wybiegł rozradowany Eichi.

- Znalazłem was! - zgiął się do połowy, próbując złapać skromne ilości powietrza.
- Gratuluję. - łyknąłem sobie pomarańczowego soku, nie mogąc się powstrzymać.
- Moglibyście mi pomóc? - blondyn wyciągnął z teczki cztery arkusze kolorowych papierków - Skoro jest tutaj tyle ludzi, chciałem skorzystać z okazji i porozdawać swoją kandydaturę.
- Ja ci pomogę. - Watanabe podeszła do niego i wzięła jeden bloczek.
- To my też, na spółkę weźmiemy ten największy. - aniołek wziął potrzebne materiały i podzielił je po równo, wręczając mi przyszłą robotę.
- Ja z Katsu weźmiemy dwie, okey?
- Czemu nie, trzeba pomagać innym. - szarooki razem z Ukyo od razu poszli w przednią część hali.
- W takim razie skoro chodzimy dwójkami, ja zabieram ciebie. - Ochiaki zaśmiał się, jak to miał w naturze i porwał szatynkę w kierunku tyłów.
- Znowu jestem zdany na ciebie. - dmuchnąłem na swoją grzywkę, na co dostałem w żołądek z twardej kończyny.
- Oh, wybacz. - Yasu wystawił mi język i oboje wyszliśmy na zewnątrz.

Nie mam zielonego pojęcia czego dotyczył ten apel, ale nie miałem ochoty poznawać jego szczegółów, jeśli tylko Higoshi był obok mnie. Kto by pomyślał, że właśnie w szkole mógłbym z nim spędzić najwięcej czasu?
Aktualnie postanowiliśmy chwilę odsapnąć, a zostało nam zaledwie paręnaście ulotek. Jednocześnie odwróciliśmy głowy w stronę głośnego pisku, który dobiegł od grupki jakichś dziewczyn. Jedna z nich, wyprzedzając resztę, popatrzyła na mnie morskimi oczami i uśmiechnęła się. Nie wyraziłem większego entuzjazmu jej gestami, tylko ze stoickim spokojem patrzyłem na całą sytuację. Jakoś... Przeczucie mówiło mi, abym nie zagłębiał się z nią w dyskusję, jednak jako, że nigdy nie mam szczęścia, spostrzegłem, iż grupka płci żeńskiej podeszła do nas, żwawo gawędząc.

- Hej chłopaki. - blondynka, z którą już wcześniej nawiązałem kontakt wzrokowy, zerknęła na Yasuro.
- Hej, głosujcie na Eichiego. - uśmiechnąłem się, podając jej kartę, a Higoshi rozdał po jednym egzemplarzu każdej z panien.
- Jasne, zobaczymy co tam oferuje. - zirytowałem się, kiedy nastolatka zamrugała do mnie zalotnie rzęsami - Jesteś jego przyjacielem?
- Można tak powiedzieć.
- Hmm... Co będę mieć z tego, jak na niego zagłosuję?
- Satysfakcję? - uniosłem brew, widząc jej iloraz inteligencji, a aniołek zajął miejsce u mego boku.
- Czyli? Po co mi ona? - przez jej pytanie, luknąłem na nią jak na ostatnią debilkę.
- Zagłosujesz na kogoś, kto wprowadzi dobre zmiany w szkole. - musiałem przecież zachować się jak dżentelmen, toteż udałem, że jestem przyjaźnie nastawiony.
- I tylko tyle?
- A co ty jeszcze chcesz?
- A nie, dobra, widzę, że trafiłam na uczciwych. - zakłopotana, zaczęła szurać stopą po piasku - Przepraszam, ale w tym świecie większość tak właśnie działa. - westchnęła i od razu przybrała wyraz bardziej inteligentnej.
- Spoko, ja od tego nie zjadam.
- Zapoznam się z tym i zobaczymy, na razie Taisho. - wszystkie koleżanki razem z nią pomachały nam wesoło i weszły do budynku. Skąd ona zna moje imię?
- Idiotka. - skwitowałem, kiedy usiedliśmy pod moją wierzbą.
- Ej, dlaczego tak mówisz. - zielonooki położył się na trawie, podpierając brodę o plecak.
- Nie słyszałeś jej?
- Na początku trochę zagmatwała, ale potem stała się okej.
- Ta... Ale mam dziwne przeczucie, że potrafi zamaskować swoją głupotę.
- Skończ, ja się jej nie dziwię, różnych ludzi można spotkać. 
- Skoro tak uważasz... - popatrzyłem na jego policzki, kierując uwagę nieco wyżej. Jego oczy były trochę podkrążone, mając sine ślady zmęczenia... Aż zmrużyłem powieki - Yasu, nie wyspałeś się?
- Ano, uczyłem się do późna. - podniósł się z ziemi, jakby uciekając od tego tematu? - Jestem trochę zmęczony.
- Nie dziwię się, masz tyle tego na głowie...
- Aj tam.

Hmm... Słońce przedzierające się przez grube gałęzie wierzby dotarło do jego twarzy w kilku pasmach, przez co delikatny uśmiech nabrał... Smutku? Jakby coś go gnębiło, coś się działo, a on był zbyt zmęczony, aby cokolwiek powiedzieć... Cień podkreślił worki pod oczami i żałośnie ściągnięte brwi.

- Na pewno wszystko dobrze? Nie wyglądasz za dobrze.
- Zaraz kończy się impreza, więc pójdę do domu i prześpię się, to powinno być lepiej. - śnieżne szczebelki spowodowały, że musiałem mu uwierzyć.
- To chodź, Ukyo do mnie wpada na korepetycje z gitary.
- I jak mu idzie?
- A nawet, nawet...

Wciągnąłem się w rozmowę na temat zespołów muzycznych, bez których aniołek nie mógłby żyć. Wtedy odniosłem wrażenie, jakbym odzyskał coś ważnego... Jakby coś się stało, co... Obudziło mnie trochę? Nie wiem, ale poczułem, że coś się zmieniło. Na lepsze czy gorsze, to się okaże. Czyżbym miał coś zobaczyć?


***


Po całym zamieszaniu, każdy z nas poszedł w inną stronę, jedynie Ukyo wylądował ze mną na tej samej ulicy, prowadzącej do mieszkania. Ochiaki dziękował nam dosłownie na kolanach za to, że przeznaczyliśmy swój wolny czas na pomoc w jego kampanii wyborczej. Śmiał się, szczerzył, kłaniał, nie powiem, dziwny z niego koleś, ale strasznie pozytywnie nakręcony. W sumie... Może i mam jakąś obsesję, ale czy z Yasu na pewno wszystko w porządku? Coś mi mówi, że przeoczyłem jakiś ważny szczegół...

- Może kiedyś właśnie dlatego założę własny zespół. - Igichi dokończył swoje marzenia, które dosłownie wylały się z niego niekończącym się wodospadem.
- Ej, a gdzie ty właściwie mieszkasz? - zapytałem, gdy zatrzymaliśmy się na światłach. Zawsze miałem szczęście do czerwonego, o tak.
- Yyy... Niedaleko. - zaśmiał się trochę sztucznie.
- To czemu nie pójdziemy do ciebie?
- A... Coś tam na klatce robią i trzeba się przedzierać...
- O, mieszkasz w bloku? - wsadziłem dłoń do kieszeni spodni, obserwując jego... Zakłopotanie?
- Ym... No tak, takie tam...
- Fajnie, zawsze chciałem mieszkać w bloku. - uśmiechnąłem się - Pewnie masz wszędzie blisko, co?
- No... Tak jakby. O, zielone. - kąciki jego ust uniosły się znacznie, jakby chłopak dostał napadu euforii. 
- To jak skończą remonty pójdziemy kiedyś do ciebie, ok?
- Aż tak bardzo chcesz ujrzeć moje mieszkanie? - wzdrygnąłem się, słysząc ton, jakim mnie obdarzył. No właśnie, ON.
- Lubię odwiedzać przyjaciół.
- Aaa! Haha! No okey.

Z pewnością jego zachowanie pozostawiało wiele do myślenia, ale postanowiłem dać mu spokój, bo nie jestem jakimś detektywem. Czemu wszyscy ostatnio mają jakieś tajemnice? Heh, sam lepszy nie jestem.
Po zmianie tematu od razu charakter chłopaka wrócił na odpowiednie miejsce, a ja rozluźniony, mogłem spacerkiem zmierzać do swoich czterech ścian. Mamy pewnie nie będzie, ciągle siedzi u tej swojej koleżanki, ale możliwe, że Ukyo pozna mojego braciszka, dlatego bardzo mu współczuję...

Skąd się wziął ten chłopak... Ma wzrost taki jak Akane, jest strasznie drobny, ubiera się inaczej, świetnie wszystko dobierając i ma szczerze budzący radość charakter. On i Katsu... Dość! Znowu zaczynam zajmować się dziwacznymi rzeczami.
Idąc w równym tempie nadepnęliśmy na wycieraczkę, a ja nacisnąłem klamkę.

- Jest ktoś u ciebie? - czarnooki niepewnie przekroczył próg mojego domu.
- Ta, brat pewnie przyszedł z pracy.
- Masz brata? - zaciekawiony, ściągnął buty.
- Oczywiście, że ma, tylko on jest taki wspaniały, że aż wstydzi się o nim mówić, prawda braciszku? - ten darmozjad wylazł z kuchni i przyczłapał do nas, rozwalając moją przepięknie ułożoną fryzurę. 
- Jasne, skromność bije od ciebie na kilometr. - przewróciłem oczami, zwalając jego dłoń z czarnych kosmyków. Igichi nieco uchylił usta, widząc mojego brata. Fakt faktem moja pijawka była bardzo ładna, nadawała się na modela, była wprost idealna, ale na szczęście posiadała coś takiego jak mózg i normalne zachowanie, za co dziękowałem temu u góry - Tak samo jak perfumy. - wziąłem kilka większych wdechów - Matko czym ty się wypsikałeś!
- W pracy kolega zrobił mi głupi kawał i spryskał mnie perfumami swojej dziewczyny.
- Ahaha, nareszcie ktoś normalny! - uniosłem ręce, zacieszając swego mordala.
- Korzystając z kultu do niewidzialnych rzeczy, zapraszam cię na obiad, jestem Hiro. - Sasaki podał rękę siedemnastolatkowi, który mimowolnie z lekka się zarumienił.
- Ukyo... - mężczyzna uśmiechnął się przelotnie i pociągnął mnie za kołnierz.
- Chodź, bo obiad wystygnie.
- Puść mnie, bo zaraz się wywalę - burknąłem, prostując wygniecioną koszulę.

Po chwili poczułem przyjemny chłód pod stopami i przysiadłem obok przyjaciela. Sapnąłem, widząc ile Hiro nawalił mi jedzenia i po krótkim sporze wytłumaczyłem mu, że jeść więcej nie oznacza od razu, bo inaczej wszystko zwymiotuję. Całe szczęście, że zrobił paelę, niczego innego chyba nie mógłbym dzisiaj przełknąć, gdyż wszystko mi się po prostu przejadło. Najchętniej codziennie zajadałbym jakieś wykwintne danie, no ale brata się nie wybiera...

- Dzięki. - powiedziałem i zgarnąłem talerz nastolatka, który dopił pozostałości porzeczkowego soku.
- Ja również. - skinął głową i kulturalnie wsunął krzesło na odpowiednie miejsce.
- Widziałem gitarę, też grasz? - mój braciszek stanął obok Igichiego, a że był wzrostu takiego jak Eizo i Katsu, chłopak mógł nabyć dyskomfortu.
- Yhym, od trzech lat.
- A ja go uczę, bo do przedstawienia musi perfekcyjnie śmigać po strunach. - krzyknąłem, schylając się do srebrnej zmywarki. Nieustannie dziwił mnie fakt, że Ukyś zachowywał się inaczej... Czyżby obecność dorosłych trochę go onieśmielała?
- O, dobrze trafiłeś. Pewnie słyszałeś jak gra, prawda?
- Właściwie to nie...
- Jak to?
- Tak to, nie było okazji. - popchnąłem czarnowłosego do przedpokoju - I już. - posłałem Hiro szeroki uśmiech i razem z gościem zniknęliśmy za rogiem. 

Wdrapaliśmy się na pierwsze piętro i od razu rozpoczęliśmy naukę, szkoda było marnować cennego czasu. Byłem z niego niezmiernie zadowolony, ponieważ zrobił przeogromne postępy, ale przez całą grę wydawało mi się, że myślami błądził gdzie indziej. Chyba dzisiaj widzę za dużo zastanawiających rzeczy, lepiej doprowadzę się do porządku i zostawię to ewentualnie dla siebie.


***


Higoshi niespiesznie wyszedł ze szkoły zaraz po zakończeniu imprezy i skierował się do domku, aby odpocząć. Od samego rana czuł się jakoś nieswojo, a z godziny na godzinę jego cera robiła się coraz bledsza. Postanowił przejść się parkiem, w którym o tej porze mógł znaleźć większą prywatność niż popołudniu. Położył dłoń na szelkach plecaka i westchnąwszy, zwolnił chód, patrząc na jakieś drzewo, sięgające gałęziami innych, mniejszych roślinek. Potarł kostkami ociężałe powieki i zaczął udeptywać świeże ślady na trawie, tworząc ścieżkę, prowadzącą do starego dębu. Oparł się plecami o gruby, chropowaty, w niektórych miejscach porośnięty mchem konar i chowając się przed światem, złapał dłońmi swoje włosy i pociągnął je. Jego oddech przyspieszył, a powieki pragnąc wyrzucić dobijające myśli, zacisnęły się bardzo mocno, trzęsąc się co jakiś czas, zaś on osunął się żałośnie na ziemię, zwijając ciało w niewielką kulkę. Palcami cały czas uciskał swoją czaszkę, aż cały zaczął drżeć, jakby miał się rozpłakać, ale tak upokarzające uczucie nie wyszło na wierzch.

- Dość...


***


- Okej, to wszystko na dzisiaj. Oby tak dalej i ty będziesz mógł śmiało nauczać. - roześmiałem się razem z Igichim.
- No jasne, uczeń zawsze przerasta mistrza.
- Zobaczymy. - uprzejmie zapakowałem jego drogawą gitarę i klepnąłem sobie na łóżku.
- A tak w ogóle nie chciałeś dzisiaj zagrać?
- Nie, gram dla siebie.
- Ahm... Rozumem, tak też można. - zaśmiał się, gładząc swoją grzywkę.
- Ale ty nauczysz się świetnie grać, założysz zespół i rodzice będą z ciebie dumni. - usłyszałem głuche uderzenie o szafkę.
- Ta, pewnie tak... - odparł chrapliwym głosem i opuścił łebek.
- Nie będą? - zapytałem ostrożnie, nie wiedziałem o co mu dokładnie chodziło.
- Może i będą... - prychnął, podnosząc się z miejsca. Spostrzegłem, iż wcisnął paznokcie w wewnętrzną część swojej dłoni. Źle Taisho, fatalnie.
- Oi, przepraszam, nie chciałem. - stanąłem za łóżkiem i taktownie podałem mu elektryka.
- Spoko...
- Na pewno? Jeśli chcesz...

Stał na środku mojego pokoju i z opuszczoną głową przyjął ode mnie instrument, który nienaturalnie zamarł w jego ręku. Niespodziewanie zobaczyłem, jak kilka kropel powolutku wsiąka w mój dywan, dlatego przestraszony złapałem go za ramiona i nachyliłem się, aby ujrzeć jego oczy. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a tęczówki wręcz nie dowierzały... Czym... Czym mogłem go aż tak urazić?!

- Ukyo...?

Na moje słowa pokręcił makówką przecząco, nie miał zamiaru się raczej tłumaczyć, a mój tapczan stopniowo zamieniał się w malutkie jeziorko.

- Naprawdę przepraszam... No nie chciałem, nie płacz mi tu tylko...

Zero reakcji spowodowało mój odruch. Odwaliło mi zupełnie, ponieważ instynktownie przytuliłem go do siebie i przytknąłem nos do jego ramienia. Ukyo zupełnie zaskoczony otworzył szeroko oczy, jednak sekundę później dwukrotnie wznowił produkcję lśniących łez i zatopił twarz w mój bark. Wypuścił z dłoni pancerny futerał, który z łupnięciem opadł na podłogę i kurczowo zwinął w palcach materiał mojego ubrania, przyciskając go do moich łopatek. Byłem w stanie zrobić wszystko, aby ktoś przestał płakać, to był mój słaby punkt. Nienawidzę, kiedy ktoś cierpi w ten sposób, a w szczególności jeśli sam to spowodowałem, nie obchodzi mnie wtedy jak to wygląda, uspokajam kogoś w miarę możliwości.

Nierówny oddech zmartwił mnie jeszcze bardziej, gdyż nie wróżył on niczego dobrego. Wraz z tyknięciem wskazówki zegara zamknąłem oczy, biorąc większy wdech. Zatopiłem palce w czarnych, mięciutkich kosmykach, aby przejechać opuszkami po każdym z nich, dokładnie dotykając każdego pasemeczka. Robiąc tak przez dłuższą chwilę, zauważyłem, że to chyba pomogło, ponieważ przestałem słyszeć przykre szlochanie, jednak coraz bardziej mokre ramię utwierdzało mnie w tym, iż na uspokojenie potrzeba więcej minut.
Przygarnąłem go do siebie jeszcze bliżej, wbijając do świadomości winę jego lamentu. Pewnie minie jakiś miesiąc, zanim wybaczę sam sobie. Czułem na swoich żebrach jego małą klatkę piersiową, która chaotycznie wznosiła się i opadała, co rusz zmieniając tempo. Temperatura między nami wzrosła o kilka stopni, co podziałało kojąco na jego ustające trzęsawki. Kciukiem głaskałem jego letni kark, który odkryłem poprzez gładzenie włosów. 

Wiedziałem, że moja reakcja mogła być nieco przesadzona, ale traktowałem Ukysia jak własnego brata, a jego zachowanie wzmacniało we mnie opiekuńczość.

- M... Mogę chusteczkę? - cienki głosik rozległ się tuż przy moim uchu.
- Tak, oczywiście. - puściłem go i podchodząc do biurka, podałem mu kolorowe opakowanie - Lepiej?
- Ta... - w pomieszczeniu rozległ się donośny smark, przez co chłopak opuścił wzrok - Sorki, zafajdałem ci koszulę. - pociągnął parę razy nosem.
- I tak jej nie lubię. Odprowadzić cię? - zaproponowałem, mając minę pełną opiekuńczości. Chyba dlatego Igichi posłał mi wesoły uśmiech, który z napuchniętymi gałkami wyglądał zadziwiająco słodko.
- Nie, sam trafię. - wziął pod pachę pokrowiec i za mną zszedł na dół, bez pośpiechu zakładając obuwie.
- Jeśli chcesz o tym porozmawiać, to wiesz...
- Naprawdę nie chcę, jest okey, do zobaczenia. - uśmiechnął się po raz ostatni i opuścił moje mieszkanie.

Takich bohaterów zazwyczaj nikt nie dostrzega...


7 komentarzy:

  1. Yasuro zaczyna mnie powoli denerwować,zrobił się taki nijaki trochę...
    I coraz częściej łapię się na tym,że Eizo bardziej pasuje do Tai... Ale nie przewiduję dalej,tylko czytam kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. My CHCEMY ALKCJĘ ... YAOI...♥_♥_♥_♥_♥_♥_♥_♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh No muszę się zgodzić z Justus przez To wprowadzianie coraz to barwniejszych postaci Yosuro traci na uroku i To tak porządnie... Jego charakter ginie przy małym słodkim ukEsiu ekscemtrycznej Akane tajemniczym Katsu a nawet już Hiro czy nauczyciel wydają się być bardziej dopracowanymi postaciami Chociaż widujemy je rzadziej :) Nwm może wszystko przez to że na początku Za bardzo przesłodziłas i teraz Zamiast potęgowac napięcie i tworzyć coraz bardziej rozbudowana charakterystykę głównych bohaterów on ubożeje -YoOomixkun

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiscie by bylo gdyby Taisho sie zagapil i do Yasuro powiedzial anioleczku XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z tobą

    OdpowiedzUsuń
  6. Co będzie dalej, no co będzie dalej XD... idę czytać :D

    Suzi

    OdpowiedzUsuń
  7. O nie moja droga, jeśli masz zamiar uśmiercić Yasuro, to ja wychodzę! XD Uzależniłam się od yaoi, help XDD

    OdpowiedzUsuń