9.06.2012

Rozdział 61

Liść... Zwykły, drobniutki, ulotny... Przez wiatr przenoszony po krańcach naszego świata, tarzający się w brudzie lub też czystej wodzie, zależy od sytuacji. Dojrzały, wyrośnięty, barwny... Od początku wie, gdzie jego miejsce, nie ma z tym najmniejszego problemu... A ja? Właściwie do teraz wciąż unoszę się w powietrzu, nie wiem, kim chcę zostać, ale najgorsze jest to, że wciąż myślę o nieszczęsnym śnie z Yasuro. 
Uwielbiam patrzeć jak zamykając drzwi od mieszkania podchodzi, brzęcząc kluczami... Jakże interesujące, zachwycające, intrygujące są jego końcówki kosmyków, które rozdzielając się na mniejsze, lśnią w poświacie ogromnej planety, jakby... I ona nadawała z Yasu sens mojemu życiu. Głos, który do szpiku kości potrafi napełnić optymizmem nawet jeśli płaczesz i nie widzisz w niczym sensu... Charakterystyczny chód, przymykanie oczu, kiedy czuje się spokojny, a wewnętrznie ma ochotę łkać ze szczęścia. To nie tak, że nic nie mówię, bo nie widzę. Wolę delektować się tymi delikatnymi gestami nawet przez lata, aby nikt inny nie mógł dojrzeć tego, co powoduje u mnie łagodność. Dlatego jego nie może zabraknąć, nie dopuszczę do siebie takiej myśli, nie chcę, jednak ten sen był tak realistyczny... Aż czuję się winny, że nie wierzę w aniołka i ciągle o tym myślę, stapiając jego honor.

Kiedy ja się w nim zakochałem? Na pewno nie kilka tygodni temu, to nie mogłoby tak szybko odebrać mi życia. Musiałem kiedyś się poddać... Ale kiedy?

Moje oczy spoglądały na uczniów wychodzących to ze szkoły, to z parku, krążąc bez celu, choć duchem byłem nieobecny. Miałem wysoko uniesioną głowę, przez co czarne pasma włosów co jakiś czas falowały na małym zefirku, a dłoń opierałem o kolano, podniesione na wysokość torsu.

- Ohayo, Taisho.

Przemiły głos, jak i jego osoba zasłaniająca sobą słońce, wybudziły mnie z chwilowego letargu. Odwróciłem się niespiesznie, nadal nie uchylając całkowicie powiek i uśmiechnąłem się finezyjnie. 

- Hej Ukyo, jak tam? - chłopak na sekundkę pozostał w lekkim szoku, ale zebrał się w sobie i jakby odwrócił wzrok, mówiąc ciszej. 
- Ano, dobrze. Ćwiczyłem trochę i tak się zasiedziałem, że późno poszedłem spać i spóźniłem się dzisiaj do szkoły. - zaśmiał się, po czym dobitnie ściszył głos, na co lekko się przechyliłem, by móc cokolwiek usłyszeć - Ale tak na serio, jest okej.
- To dobrze. - posłałem mu pokrzepiający uśmiech.
- A co wy tam na uboczu gawędzicie? Przyszlibyście. - Watanabe bazgrała coś w zeszycie, ale oczywiście nie mogła sobie odpuścić kontroli. 
- Dobra, pominę to, że tym razem nie wiedziałem o kartkówce, z której pewnie dostanę buta. - Higoshi posłał mi wymowne spojrzenie - Kiedy mamy próby do przedstawienia, kiedy ono jest i na jakich lekcjach?
- Próby masz co dwa dni, lecz pod koniec tygodnia są one i w czwartek, i w piątek. Eizo chce się wyrobić do następnego miesiąca, więc zapewne da mi popalić. Jeśli chodzi o lekcje, pytaj Taisho, nie znam twojego planu. - białowłosy wzruszył ramionami i poprawił swoją fryzurę, którą stanowiły podpięte z tyłu kosmyki.
- Katsu... Rozgadałeś się, nie ma co. - usiadłem naprzeciwko niego, obserwując jak Ukyo opiera się o chropowatą korę.
- Wydaje ci się.
- Możliwe. - podparłem swą brodę na nadgarstku - Yasu... Znowu masz dzisiaj nogę?
- Noo...
- Chłopie, młodość ci zabierają, nawet się wyszaleć nie możesz. - poczułem łokieć wżynający się w mój żołądek - No co.
- Nie rób ze mnie takiego dziadka, od tego jest w-f. - odparł, wsadzając do ust różowego mentosa. Coś mi w nim nie gra już od jakiegoś czasu... Ale na razie nie potrafię zdefiniować co to takiego. 
- Zajęliście już jakieś miejsce? Kiedy chodziłem do tej drużyny w pierwszej klasie... To było po prostu dno. - Igichi dosłownie załamał ręce, opuszczając je na kolana Hanariego, który spoczywał obok niego.
- Weź przestań, nawet mi o tym nie wspominaj... - orzechowowłosy zmrużył zabawnie powieki i impulsywnie przygryzł twardego cukierka, przez co pomyślałem, że złamał sobie co najmniej dwa zęby, jak i nie więcej - Wiesz ile mi i moim kolegom zajęło kompletowanie naprawdę ambitnej drużyny?
- Domyślam się, sami idioci tam byli. - czarnooki kiwnął na zgodę mózgownicą wraz z aniołkiem - Pewnie jakbyśmy byli w trzeciej klasie moglibyśmy bez problemów ingerować w sprawy drużyny. 
- Tak? Nieszczególnie chce się w takie sprawy ingerować, jeśli człowiek przygotowuje się do matury, ale to już inna sprawa. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek ktoś przyjmował tylko najlepszych, tak więc jesteście skazani na treningi młokosów. 
- Katsu, a ty skąd to wiesz? - Ukyś zainteresowany, wyprostował swoje plecki, a ja po chwili zastanowienia uniosłem jedną brew.
- Chodzisz do trzeciej liceum? - w sumie nie powinno mnie to jakoś dziwić, bo on naprawdę wyglądał na te swoje osiemnaście lat.
- Tak...
- Czyli jesteś tu ostatni rok? - Akane nieco posmutniała, tak samo jak my wszyscy.
- Nie. Poszedłem na tę część kierunków, w których nauka trwa cztery lata.
- Aaale fajnie. - czarnowłosy rozweselony poklepał biedaka po obolałym od ciężaru torby, barku.
- No, fajnie. - razem z zielonookim pozwoliliśmy sobie na lekkie wygięcie warg.
- Idziemy gdzieś po szkole? - dziewczyna podniosła się z trawy, ponieważ dzwonek zaczął rozdzierać relaksowy odpoczynek.
- Nie, ja podziękuję.
- Ja też. - Hanari poszedł w ślady Ukyo, odgarniając część grzywki z szarych oczu.
- Ja dla odmiany idę do ojca, bo chciał abym mu w czymś pomógł. - Higoshi zgiął się w pół, mamrocząc coś pod nosem, a na mnie utkwił błagalny wzrok szatynki.
- Dobra, dobra, pójdę z tobą, bo i tak nie chce mi się dzisiaj uczyć.
- Dzięki! - nastolatka podbiegając do mnie zaledwie w ułamek sekundy, przytuliła się energicznie. 
- W takim razie żegnam.

Szkolny bożyszcz uprzejmie się ukłonił i odszedł na swoje lekcje, a my z Ukyo ruszyliśmy do swojej klasy, przedzierając się przez tłum uczniów pchających się na zajęcia.

Szkoda, że Yasu nie może iść... Mam nadzieję, że Kaoru niczego nie odwinie. Przy tym człowieku nie mogę być spokojny, zawsze będę miał obawy.


***


Koniec lekcji oznaczał upragnioną wolność, odpoczynek po ciężko przeżytym dniu, wykorzystanie ostatniego skrawka dnia na prywatne życie. Igichi przy wyjściu ze szkoły w pewnym momencie zderzył się z czymś twardawym, gdyż myślami błądził po innym świecie niż ten i stąpał nierozważnie. Kiedy ciepłe ręce posiadające coś takiego jak refleks nie pozwoliły na upadek, chłopak otworzył oczy i aż uchylił usta. W objęciach anioła wyglądał jak wygnaniec, który zaznał odrobiny dobroci i szczęścia.

- Katsu? To ty nie masz dłużej lekcji? - oddalił się od wyższego osobnika, po czym pospiesznie poprawił wygniecioną koszulę - No i dzwonek na przerwę był dziesięć minut temu, więc dlaczego tu sterczysz?
- Wygląda na to, że nie spieszyło mi się z wyjściem, tak samo jak tobie. Zwolnili nas do domu, ponieważ nauczyciele poszli na jakieś zebranie. - Hanari ułożył wygodniej torbę i ruszył w stronę ulicy, mijając wysoko wznoszący się szkolny mur.
- Ano... Którędy idziesz? - czarnowłosy trochę uszczęśliwiony, zaśmiał się dźwięcznie.
- Tamtędy. - palec osiemnastolatka wskazał na prawy pas chodnika, który ciągnął się do granic centrum miasta.
- Fajnie, ja też. Szkoda, że codziennie nie kończysz o tej godzinie, bo wtedy to bym nie szedł sam jak kołek.
- Racja, w sumie szkoda, chociaż osobiście chodzenie samemu zbytnio mi nie ciąży. Nawet dziecko potrzebuje samotności. - na jego słowa chłopak zmarszczył czoło, myśląc intensywnie, jednak szybko wznowił temat. 
- Tak w ogóle to kim chcesz zostać w bliskiej już, przyszłości?
- Do końca jeszcze nie wiem, ale zamierzam studiować medycynę. Może tam moja wiedza komuś pomoże.
- Na pewno. Umiesz tak wiele, że większość pewnie będzie cię podziwiała i latała w kółko, aby móc cię dogonić. - Ukyo unosząc dumnie łebek, wsunął dłonie do kieszeni spodni.
- Może tak, może nie... A ty co sobie postanowiłeś?
- Właściwie... To nie mam pojęcia. W niczym szczególnym nie jestem dobry. - przez jego wypowiedź Hanari zerknął na niego zaintrygowany - To znaczy... Wiem, że na pewno będzie to związane z pomocą dla innych, a w jakiej formie, to nie mam pojęcia. - srebrne tęczówki nieustannie badały skórę jasnego policzka, którego gdzieniegdzie spowijało zmęczenie i jakby coś na kształt tęsknoty. Rozmowa na chwilę się zatrzymała.
- Cieszę się, że jednak istnieją tacy ludzie, co z czystej woli chcą pomagać innym, nie dla pieniędzy.
- Ty też. Chcesz przecież iść na medycynę.
- Owszem, ale nie jestem pewny, czy chcę brać odpowiedzialność za ludzkie życie. Równie dobrze mogę zostać profesorem wykładając ten przedmiot.
- Ahm... Rozumiem. - Igichi posłał mu uśmiech wypełniony białymi kosteczkami - O matko... - burknął cichutko, po czym kichnął dosyć niemrawo.
- Przeziębiłeś się? - padło nieoczekiwane pytanie.
- Co? - siedemnastolatek zupełnie zaskoczony, aż przystanął na moment. Nie było po nim widać większych oznak choroby, po prostu dociekliwe oko naszego obserwatora dojrzało tak istotne szczegóły wchodzące w skład zagadki - Aa... No tak, chyba gdzieś załapałem katar.
- Tylko nie mów, że w domu. - Katsuyoshi zatrzymał się przy większym znaku drogowym, przyglądając się twarzy niższego przyjaciela.
- Nie. Spacerowałem sobie i tak jakoś pewnie mnie przewiało. Wiesz, wiosna idzie i pogoda zmienna. - roześmiał się.
- Tutaj będę już szedł, bo potem jeszcze nie trafię. - białowłosy przechylił swoją głowę na bok i uśmiechnął się anielsko.
- Jasne.
- Jednak osobiście nie stałbym na deszczu bez parasola, ponieważ możesz załatwić sobie płuca. - czarnooki zdezorientowany uchylił usta, wydając z siebie pojedyncze stęknięcie - Jak to się mówi, sayo. - smukłe palce poruszyły się, odchodząc w głąb obskurnej uliczki, którą wielu ludzi wolałoby najzwyczajniej - ominąć. 
- Sa... yo...

Igichi przerażony tym, że ktoś dopatrzył się na ogół nic nie znaczących zmian, odkrył dobrze potasowane karty, mając niewielkie drgawki wyruszył do domu. Po postawieniu paru kroków, w których myśli wręcz uciskały mózg, uśmiechnął się ledwie zauważalnie, wtapiając się w codzienny tłum przechodniów.


***


- Dziewczyno, czy ty nie masz litości? - ostatkami sił doczołgałem się z szejkiem do zielonego, metalowego stolika. 
- Nie narzekaj, bo dzięki tobie zdecydowałam się którą kupić.
- I dobrze. Nawet kasjerka dziwnie się na nas patrzyła. 
- Nie wymyślaj. - cienkie, brązowe linie znajdujące miejsce tuż nad rzęsami, uniosły się bardzo wysoko.
- No serio. Nikt normalny nie stoi godziny przed regałami, trzymając tylko dwie książki i nie kłóci się z tym, co dobrze radzi.
- Ha, co do twoich rad, to nie jestem do końca przekonana.
- Bierzesz zbyt duży przykład zachowania od Yasuro... - zrobiłem groźną minę.
- A tak szczerze, to chyba spodobałeś się tej kasjerce. - Watanabe upiła łyczek swojej pomarańczowej oranżady.
- Daj spokój. - prychnąłem, kładąc całą rękę na oparciu szerokiej kanapy i wygodnie się o nią oparłem - Na mnie lecą chyba tylko same kasjerki, bo to już nie pierwszy taki przypadek. - sapnąłem oraz dopiłem resztkę czekoladowego, rozpuszczonego loda.
- Na pewno nie. Zobaczysz. - ona również dokończyła degustację napoju - Mam dla ciebie propozycję, a raczej prośbę.
- Słucham.
- Moi rodzice zapraszają cię na wspólny obiad do restauracji.
- Co? Mnie? - wskazałem na siebie palcem, nie wierząc w ani jedno jej słowo - Twoi rodzice? To oni mnie znają?
- Nie, a właściwie tak... No nie do końca. Aaah! - złapała się za włosy.
- Nie rozumiem.
- Paręnaście lat temu moi rodzice byli na jakimś koncercie, który organizowała ich rodzina i tak się stało, że ponoć widzieli ciebie.
- Co?
- No nie wiem! Ostatnio pytali się mnie jak tam w szkole i w ogóle, to powiedziałam im o was, a oni mi na to 'A my pamiętamy takiego małego Taisho Sasakiego.' Powiedziałam im, że to pewnie pomyłka, bo może ktoś inny nazywa się tak samo jak ty, ale oni zaraz dodali 'A czy on ma takie prześliczne, lodowe oczy?'.
- Ta, te gały zawsze mnie zdradzają. - odwróciłem wzrok, ciskając przekleństwami na lewo i prawo.
- Nie mów tak, bo one są śliczne i niepowtarzalne.
- Dzięki. - posłałem jej ciepły uśmiech - Czyli to na pewno ja.
- Grałeś kiedyś na czymś?
- Tak, też na gitarze.
- Ale nie elektrycznej?
- Nie, akustycznej.
- Yhym, czyli to ty... Jak widać od zawsze jesteś z muzyką.
- Dokładnie. Nawet zanim zacząłem grać kochałem słuchać muzyki, tak zostało do teraz. Uczę się nawet przy muzyce, bo bez niej nie potrafię się skupić, wszystko mnie rozprasza.
- Ja bym nie potrafiła, bo to właśnie muzyka mnie rozprasza. - szatynka wzruszyła ramionami, poprawiając błyszczącą bransoletkę - Ale. Zgadzasz się, masz ochotę przemęczyć się ze mną i moją rodziną?
- Z rodziną to jeszcze, ale z tobą... - zwęziłem wargi, widząc jej żądny ofiar wzrok, dlatego prawie wybuchnąłem śmiechem - Żartowałem. Zgoda, pójdę.
- Dzięęęki!!! - ponownie przytuliła się do mnie, a umożliwiała jej to mała odległość między nami.
- A kiedy to?

Lekko poklepałem jej plecy, pozwalając sobie na chwilę przyjaźni. W tym momencie doszła do mnie pewna myśl.

Co by było, gdyby Yasuro tak zrobił? Jakbym zareagował?


***


W obszernym biurowcu, gdzie wszystko dosłownie fruwało przez ciągły pośpiech, wszyscy uwijali się jak mrówki, biegając z piętra na piętro lub też z gabinetu do gabinetu.
Higoshi trzymał w swoich dłoniach sterty papierów, które miał zamiar upchać do szafki, zakopanej przez kubki do kawy, segregatory i zakładki firmowe różnych przedsiębiorstw. Westchnął głośno i odkładając białe ryzy, przykucnął przy niewielkim drewnianym mebelku, wypchanym po same brzegi. Bez pośpiechu, z obojętną miną zaczął wyciągać wybrane rzeczy i porządkować je na nowo według odpowiednich zleceń czy alfabetu. W pomieszczeniu panowała kompletna cisza, która teraz bardzo koiła jego obecne uczucia, a tykający zegarek łaskocząco wdzierał się do zmysłu poprzez małżowinę. Nagle złota klamka wydała z siebie kilka kliknięć, a do gabinetu wparował dorosły mężczyzna.

- Dzięki ci Yasuro, bez ciebie zginąłbym pewnie w tych papierkach. Już nie wyrabiam z tym wszystkim.
- Papiery jak papiery, ale kubek z zaschniętymi resztkami kawy chyba do nich nie należy... - nastolatek zrezygnowany podniósł ową przeszkodę i popatrzył surowo na ojca.
- Doszukujesz się pierdół jak twoja matka... - starszy szepnął sam do siebie i zaczął siłować się z olbrzymią szufladą, jak na złość nie mającą ochoty ruszyć swoich czterech kantów do wyjścia na zewnątrz.
- Słucham?
- Aj, na pewno nie psuję ci twoich planów?
- Nie, dzisiaj nie mam treningu.
- Ale może...
- Tatoo... - Yasuro przeciągnął cały wyraz, dogłębnie mu uświadamiając, że przecież nie jest już dzieckiem, które nie wie czego potrzebuje.
- No już, rozumiem. Cieszę się, że przyszedłeś, dawno tu nie byłeś, a mało się widujemy... No cóż, wybacz, ale muszę lecieć pomóc Tatsumiemu, więc jak upchasz mi to i owo, mógłbyś skserować te wnioski i położyć je na moim biurku. Byłbym wdzięczny.
- Nie ma problemu.
- To na razie. - Osaki posłał synowi szczery uśmiech i wyleciał z sali, aby zdążyć ubić kilka interesów.

Aniołek walczył z mebelkiem z jakieś piętnaście minut, czyli jak na niego maluteńko, dlatego udał się do pokoju obok, by skserować papierki. Cały czas chodził zamyślony, więc prawdopodobnie dlatego wykonywał swoją pracę w zaskakującym tempie. 
Zachodzące już słońce perfekcyjnie oświetlało poprzez paseczki w żaluzjach żółtą kolorystykę całego pomieszczenia, co dodawało mu miłego klimatu - aż chciało się dłużej posiedzieć w pracy. Zapach czyjejś niedawno parzonej kawy unosił się wciąż w powietrzu, łaskocząc nozdrza.
Orzechowowłosy zbliżył się do niewielkiej maszyny i po kilku minutach odpowiednio ją ustawił, słysząc natychmiastową pracę. Dosyć ciężkie drzwi trzasnęły donośnie, a tabliczka na ich szybie zakołysała się na gumowym sznureczku.

- Yasuro! Jak ja cię dawno nie widziałem. - szeroki uśmiech wywołał na ustach siedemnastolatka miłe zaskoczenie, którego nie spodziewał się dzisiejszego dnia.
- Trochę mnie nie było. - odparł, spoglądając na o wiele wyższego przybysza.
- Trochę?! - mężczyzna odłożył niebieską teczkę na stolik i podszedł do Higoshiego, podpierając się ręką obok maszyny, dzięki czemu był w stanie się nachylić - Mógłbyś czasem przyjść. Hmm, ostatni raz próbowałem cię porwać.
- Tak i chyba to się niewiele zmieniło, co? - wymowne spojrzenie młodzieńca spowodowało opanowanie czarnowłosego.
- Wybacz, taki nawyk. - Suichi posłusznie wycofał swoją postać pod same doniczki, stojące na parapecie.
- Yhym. - zielonooki roześmiał się, przerzucając kartki na drugą stronę. Kaoru z zafascynowaniem przyglądał się powolnym ruchom, które w obecnej, popołudniowej, prawie bezgłośnej porze dnia mogły napawać czymś czułym.
- Yasuro... Bo tak mnie to ciekawi... - para gałek zwróciła uwagę na ciemny gatunek - Od czego między wami coś się zaczęło?
- Oj Kaoru... - chłopak wyciągnął odbity materiał i stuknął nim o blat, wyrównując powierzchnię całego bloczku - Nie uważasz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - uśmiechnął się pewnie, zatrzymując obok włącznika - Nie muszę ci mówić jak to się stało, ponieważ nie odczuwam ochoty chwalenia się tym.
- A więc tak... Dobrze, jeśli chcesz, żebym skręcił się z ciekawości, to możesz mieć mnie na sumieniu. - czarnowłosy poprawił smolisty krawat, obserwując, jak aniołek z papierami staje tuż przed nim.
- Przepraszam Kaoru. - zgrabna dłoń spoczęła na torsie wysokiego mężczyzny - Ale nawet jeśli nie byłbym z Taisho, prawdopodobnie nie byłbym i z tobą. - dwudziestopięciolatek zszokowany wpatrzył się w trawiaste tęczówki i minę przepełnioną dumną pewnością, która rozbrzmiewała również w głosie właściciela - Miłości się nie wybiera, można ją jedynie odnaleźć i nic więcej. Niepotrzebnie wielu z nas się męczy, a ja nie mam ochoty zbierać sił, aby podołać temu wyzwaniu. - niegłośne puknięcie opuszkami o szykowny garniak zawitało w ich uszach, a młodszy z nich wyszedł z pomieszczenia.
- Zmieniłeś się, Yasuro... - Kaoru spoglądając na kwadratową szybkę, nie mógł oderwać od niej swojej uwagi. Jego mina nie wyrażała zupełnie niczego, co było u niego czymś nienaturalnym, graniczącym z cudem. Sam nie wiedział, co ma w tej chwili czuć.

Czy nikt nie zasługuje na odrobinę szczęścia?


5 komentarzy:

  1. Czuję parę! Wyczuwam swoim zbzikowanym umysłem yaoistki paręęę!!!
    PS. Nie za dużo tego tulenia ze strony Akane? ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. narazie to ja tak widzę Taisho x Nauczyciel, Ukyo x Katsumi a Yosuro x Kaoru do tego mejbi Akane z naszym przewodniczącym xD ? - YoOomixkun

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę Cie, tylko nie Taisho X Eizo o.O Masakra x-x xD Jaa chcęę więęceej yaaooii >.<!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja sie wykoncze ciagle czekam na jakąś powazniejsza akcje i ni :( xd zwariuje xd

    OdpowiedzUsuń
  5. ja tak sobie myślę , że poważniejsza akcja i wyznania miłosne będą dopiero w ostatniej części :/ ale i tak kocham to opowiadanie !!!

    OdpowiedzUsuń