9.06.2012

Rozdział 62

Czułem jak moje kończyny coraz mocniej są ciągnięte w stronę twardej posadzki, a głowę rozpychają mi ostre fale dźwiękowe, których rozmówcy w ogóle nie żałowali. Trochę rozdrażniony ściągnąłem brwi, po czym skręciłem na czarny korytarz i spróbowałem usiąść na ławce, co moje dwie papużki perfekcyjnie skopiowały. Załamany schowałem twarz w kolanach, dmuchając ciepłym powietrzem na materiał dżinsów. Yasuro zaczął ciągnąć mnie za kołnierz śnieżnej koszuli, a Akane co jakiś czas wbijała palce w moje biedne ramię, co w rezultacie miało mnie zmusić do odpowiedzi.

- Zostawcie mnie...
- Tylko wtedy, jak powiesz dlaczego nie chcesz zagrać.
- Mówiłem już.
- Właśnie o to chodzi, że nie mówiłeś! - w takich chwilach mogę poznać siedzącego w nim diabła.
- Yasu no... Daj mi spokój. - wyłaniając wzrok zza granatowych rurek, zerknąłem na Ukyo, który z lekko zaczerwienionym nosem stał naprzeciwko mojej osoby - Przeziębiłeś się?
- Ano, chyba musiało mnie przewiać, ehh... - chrząknął niegłośno i bezwstydnie spoczął na zimnawej posadzce, pocierając chusteczką aparat oddechowy.
- Pewnie jak ode mnie wracałeś, bo wtedy się rozpadało. - wygiąłem jedną stronę ust, chłopak sam w sobie wywoływał pogodny uśmiech.
- E tam, to tylko katar. Chociaż piekący nos nie jest zbyt fajny.
- Taisho. - zabójczo bezduszny głos spowodował wyklucie się ciarek na moich plecach - Weź się na chwilę skup i powiedz dlaczego aż tak się upierasz.
- Już mówiłem Yasu, gram dla siebie, nie lubię się popisywać.
- To nie jest główny powód, znam cię. Eizo szuka kogoś bardzo dobrego, a ja słyszałem jak grasz. - aniołek podniósł się z ławki i zbliżył do mnie, gdyż niedawno klapnąłem swoje cztery litery na spory parapet.
- Znajdźcie kogoś innego. Co ja, sam jestem? To jest ogromna szkoła, wiele ludzi pewnie potrafi wymiatać.
- Ale nie na gitarze elektrycznej, która idealnie do tego pasuje.
- Czy wy sobie wszystko tak ustaliliście? O, bierzemy gitarę, bo Taisho świetnie g...!
- Co? teraz to chyba się czegoś nałykałeś. - przerwał mi.
- W takim razie weźcie kogoś innego, uwzięliście się na mnie czy co?! - zeskoczyłem z okna, aby odejść kilka kroków dalej.
- Nie, ale to musisz być ty! - w mgnieniu oka Higoshi zagrodził mi drogę, patrząc dzielnie w dwa kryształki lodu.
- Dlaczego niby ja? - obniżyłem swój ton, unosząc z ciekawości jedną brew.
- Słyszałem jak grasz. Przesłuchiwaliśmy z Eizo innych i tylko ty mógłbyś nadać temu czegoś wyjątkowego. - nie odpowiedziałem od razu, ponieważ jego słowa ruszyły moje sumienie, czego bardzo się obawiałem.
- Słyszeliście jak gra Ukyo?
- Nie, bo go nie było, ale...
- On gra świetnie, starannie i szybko się uczy, więc mógłbym mu pomóc i problem z głowy.
- Ale...
- No i w dodatku nie wam oceniać tylko jedną osobę.
- Em, nie chciałbym nic mówić, ale pewnie grasz lepiej ode mnie, a ja strasznie się stresuję na scenie, jeśli jestem sam... - Igichi niepewnie stanął z boku, obserwując nasze poważne spojrzenie oraz miny.
- Bez urazy Ukyo, ale wątpię, abyś zrobił w kilka dni taki postęp, by grać tak jak Taisho. Słyszałem go i wiem, że to graniczy z cudem. - orzechowowłosy nie spuszczał ze mnie hardego spojrzenia.
- No okey, okey, rozumiem i pewnie masz rację. - nastolatek z uśmiechem na twarzy wycofał się na dalszy plan, aby przypadkiem nie oberwać jakąś iskrą, sypiącą się z naszych oczu.
- Nie pójdę.
- Taisho, masz tremę, czy o co ci chodzi!
- Nie mam tremy, kocham grać, ale nie na scenie.
- To skąd wiesz, że się nie stresujesz, skoro nie grałeś?
- Bo wiem.
- Aaa! - chłopak złapał się za łepetynę - Co żeś się tak uparł!
- Nie będziecie mnie do niczego zmuszali.
- Dobrze, szanuję to, nigdy nie naciskałem, ale teraz to co innego!
- To wykreślcie z programu gitarę i już. - wzruszyłem ramionami, zachowując większy spokój niż on.
- Taisho! Nie możesz ten jeden raz odłożyć swojej decyzji na bok?
- Nie.
- Przestań! - złapał mnie za koszulę, ale nie zaczął krzyczeć, po prostu miał podniesiony głos, co mnie naprawdę dziwiło - A przynajmniej nie mów tego z taką obojętnością.
- Mówię normalnie. - zwęziłem powieki, mimo wszystkiego odczuwając rosnącą złość na aniołka... Na niego! Co się on tak uparł, jeju.!
- Argh! - jego palce mocniej ścisnęły materiał, na co Igichi i Watanabe nieco przerażeni nie wykonywali żadnych czynności - Nie obchodzą cię domy dziecka, niepełnosprawne dzieci? - przyznam, że to już mnie trochę ruszyło, ale zawsze mogą znaleźć kogoś innego do cholery.
- Nie wyciągaj mi tu spraw, abym zmiękł. Nie gram i już, skoro nie rozumiesz dlaczego albo mi nie wierzysz, wybacz, nie moja sprawa. Znajdźcie zastępcę albo kogo tam chcecie.
- A samotność? - zielone tęczówki wytworzyły coś w rodzaju strzały, która razem ze słowami brutalnie przeszła przeze mnie na wylot - Taka ogromna samotność... - jego ton stał się zrezygnowany, bez entuzjazmu, a my sami odwróciliśmy od siebie wzrok, aby tylko nie czuć tego głupiego stanu, na którym się wychowywałem.
- Przykro mi. - powoli odczepiłem jego dłonie z klatki piersiowej i wznowiłem kontakt wzrokowy.
- Taisho...
- Nie.
- Taisho.
- Nie.
- Taisho. - ponownie zaczął wcielać się w charakter buntownika.
- Nie.
- Taisho no!
- Nie.
- Tai...
- Nie mogę i już.
- Dlaczego akurat w tym jesteś taki uparty? Dzięki tobie wiele dzieci może coś zyskać.
- Dzięki innym też.
- Nie mów tak, jakbyś nie lubił dzieci.
- Bo nie lubię.
- To zagraj dla naszej szkoły, dla nas... - westchnąłem, zarzucając ciężki plecak na ramię.

'Zagraj dla nas'. Te trzy wyrazy sprawiły, że mimowolnie zatrzymałem się przy ścianie. Stare wydarzenia powróciły, a smętna melodia zawitała w głośnikach wytworzonych przez mózg. Najgorsze uczucie to takie, które uświadamia ci, że czas przeleciał, a ty niczego nie cofniesz nie ważne jakbyś chciał.

- Nie zagram, bo... - w ostatniej chwili zdążyłem ugryźć się w język.
- Bo...?
- Bo nie. Chodźmy już, nie chcę się kłócić.

Popatrzyłem na całą trójkę, która po mojej prośbie od razu podniosła się z siedzenia i ruszyła do kolejnej sali. Zapadła dosyć niezręczna cisza, wywołana przez to, że nikt nie chciał wznowić małej kłótni, choć w sumie nikt nikogo nie obraził. W tej sprawie akurat nie mogłem postawić na dobro innych, ponieważ sam potrzebowałem pomocy. To już prawie koniec miesiąca, blisko...

Yasu, ty wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko, ale ten jeden raz muszę ci odmówić, po prostu nie mogę.


***


Po zakończeniu lekcji w tym dziwacznym dniu, udałem się do miasta, gdyż musiałem zajść do herbaciarni, aby kupić jakieś nowe smaki wyśmienitych naparów, od których dosłownie nie można było mnie odciągnąć. Przez cały czas wszyscy wydawali się jacyś przygaszeni, a Katsu w ogóle nie zaskoczył nas swoją obecnością, przepadł jak kamień w wodę. On to chyba telepatycznie potrafi wyczuć kiedy coś jest ok, a kiedy źle. Jestem strasznie ciekawy co by powiedział w tamtym momencie, też by był przeciwko mnie? Nie, nie mogę tak myśleć, bo w rezultacie mogę czuć się winny. Koncert charytatywny nie osiągnie największych dochodów. Wyszedłem na egoistę, którym w zasadzie nie jestem. Mam nadzieję, że życie nie jest cały czas tak skomplikowane. Mina aniołka i gadka o samotności przypomniały mi dość niemiłe czasy, choć miały one w sobie coś dobrego... Dzieciństwo to podstawa bycia dorosłym, tak? W takim razie jestem ciekawy na kogo wyrosnę, skoro nie byłem zbyt sympatycznym szkrabem. 

Miałem wrażenie jakbym chodził po jakimś nieznanym mieście. Ludzie jacyś tacy powolni, gdzie na ogół się spieszą, wiaterek leciutko powiewa, a promienie słońca wbijają się dosłownie wszędzie, a zazwyczaj jest tu ciemnawo przez duże, wystające dachy. Tak, ten dzień jest jakiś porąbany, pozbawiony sensu.

- Hi... Taisho! - niski, ale młody głos dotarł do mnie wraz z dłonią, która prawie zsunęła z mojego barku czarny plecak.
- Przepraszam... Znasz mnie?

Przestraszyłem się troszkę tego faceta, bo w ogóle go nie kojarzyłem, a jak widać on znał mnie doskonale? Nie no, na serio, kto to jest? Ma chyba z 188cm wzrostu, ciemnobrązowe włosy sięgające łopatek, grzywkę podobną do Katsu i niebieskie oczy. Taki czarujący błękit, przepiękny... Taki, jaki chciałbym mieć... W dodatku znajdowała się na nim ciekawa, jasna koszula i obcisłe spodnie, przez co przeszła mnie myśl, że on jest podobny do Hiro, bo wygląda jednej ociupinkę młodziej niż Eizo czy Kaoru. Ogólnie sprawiał wrażenie sympatycznego. Jakieś skórzane bransoletki na nadgarstkach dodawały mu optymizmu.

- Tak. Nie... Tak jakby. - zaśmiał się, aż przyjemnie wsłuchałem się w typ niespotykanego głosu.
- Nie rozumiem. - wyciągnąłem telefon i wyłączyłem muzykę, chowając słuchawki do tylnej kieszeni teczki. Zainteresował mnie, tak więc należy być kulturalnym.
- Możemy chwilkę porozmawiać? Albo na ławce, albo w kawiarni...?
- To może tam. - wskazałem na mój ulubiony lokaj, gdzie podawali przepyszne koktajle, od których byłem w pewnym stopniu uzależniony.
- Dzięki. - ukłonił się nieznacznie, po czym wyciągnął z torby skórzany portfel.

Skusiłem się na napój wyciśnięty ze świeżych grejpfrutów z dodatkiem zmielonego kardamonu oraz szczyptą mięty, nadającej drinkowi orzeźwienia. Mój towarzysz zamówił chyba coś jagodowego, chociaż po kolorze nie jestem do końca przekonany co do smaku. Obydwoje zręcznie przedarliśmy się przez tłum stolików i usiedliśmy na zewnątrz, obok żywopłotu, który oddzielał kawiarenkę od ulicy. Byłem ciekawy kto się mną zainteresował na tyle, aby znać moje imię.

- Przepraszam, że tak z marszu i w ogóle, pewnie mogłeś pomyśleć, że jestem jakimś zboczeńcem albo co. - przełykając sok oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Mogę powiedzieć, że miałem podobne myśli.
- No właśnie... W takim razie przedstawię się. Jestem Haruki Koizumi. Kojarzę ci się z kimś?
- W ogóle... Pierwsze słyszę, widzieliśmy się kiedyś?
- Nie. - spojrzałem na niego pytająco - Zacznijmy może od tego, że jestem kolegą twojego brata. - ze zdumienia aż zacząłem śmiało wypełniać słomkę zimną, schłodzoną cieczą - Nigdy się nie spotkaliśmy. Raz czy dwa byłem u was przelotnie, bo Hiro miał własne mieszkanie w centrum, blisko pracy. Nie chciał ponoć hałasować po nocach.
- Miał własne mieszkanie? Nie wiedziałem o tym... W sumie zawsze myślałem, że bywał na noc w pokoju. - zamyśliłem się.
- Wracając. Tylko mu tego nie mów, bo nie udusi. Trzymał na biurku w pracy, domu, portfelu wasze zdjęcie rodzinne oraz jedno, gdzie wskoczyłeś mu na plecy, ale ono stało na szafce w jego mieszkaniu. - zaczął mi się uważnie przyglądać, przez co poczułem się cokolwiek dziwnie - Muszę powiedzieć, że dużo się w tobie zmieniło, ale dzięki oczom byłem w stanie upewnić się, że to na pewno ty.
- Ta, słyszę to już po raz któryś...
- Ciesz się z takich oczu. Myślałem, że będzie mi się z tobą ciężko rozmawiało, ale nie jest tak źle, bo wiesz... Dziwne uczucie, jeśli ja wiem o tobie sporo rzeczy, a ty jak powiedziałeś w ogóle mnie nie znasz.
- Jak to... - odłożyłem napój, mierząc go od torsu w górę - O mnie? Przecież jestem tylko jego bratem.
- Heh, tylko jego bratem mówisz... - mężczyzna oparł głowę na swojej dłoni, wpatrując się we mnie z łagodnych uśmiechem i przymrużonymi oczami - Jesteście wyjątkowym rodzeństwem, wiesz?
- Wyjątkowym? - moje wspomnienia dotyczące czarnowłosego nie były zbyt zgodne z teorią niebieskookiego. 
- Nigdy jeszcze nie widziałem, aby ktoś tak bardzo myślał o swoim bracie. Martwił się, opowiadał, a co najważniejsze troszczył nawet na odległość. - otworzyłem powieki, mrugając z niedowierzania - Widzę, że chyba od środka sprawa wygląda inaczej?
- Po prostu jestem zaskoczony... Hiro i troska o mnie? Mów dalej...
- Pamiętam jak któregoś dnia przyszedł z rodzinnego spotkania taki uradowany, a na jego usta uśmiech cisnął się co chwilę. Opowiadał mi wtedy jak to cieszyłeś się z prezentu i takie tam.
- Zaraz, zaraz, mieszkasz z nim?
- Tak, studiowaliśmy na tej samej uczelni, więc znając się od gimnazjum wspólnie kupiliśmy mieszkanie. 
- Ciekawe... Nawet nie wiesz jak dobrze dowiedzieć się czegoś o własnym bracie.
- Czyli jednak w domu nie rozmawialiście.
- To też ci powiedział...? - zrezygnowany wypuściłem głośno powietrze.
- Tak. Opowiadał, robiąc sobie tradycyjnie kawę, jakby bardzo mu ulżyło gdybyś nareszcie się otworzył. - dosłownie przeszły mnie ciarki zapierające wdech, jakbym zobaczył jakiegoś przerażającego upiora. Czyli wiedział...? - Zdawał sobie sprawę z tego, że był we wszystkim najlepszy, a wy nie mieliście ze sobą dobrego kontaktu. Często mówił, jak żałuje tego, co zdobył, że przez to nie dotrzymał słowa, że zaopiekuje się tobą.
- Geez, przecież mam rodziców, co on, matka? - mruknąłem, jednak w środku zbierało mi się na płacz. Na wszystko patrzyłem jak jakiś cholerny samolub, szczeniak...
- Waszego taty ciągle nie ma, a mama zmęczona lub notorycznie do kogoś wychodzi, prawda?
- No tak... O matko, nigdy nie narzekałem na samotność, co za baran...
- Masz wspaniałego brata, takich chyba jest teraz niewielu.
- A teraz... Czemu cię u nas nie było? - mając w naturze spostrzegawczość, zaskoczyłem go tak nagłą zmianą tematu - On już od kilku tygodni mieszka tam, gdzie ja, zmieniły mu się godziny pracy, więc rozmawiamy ze sobą codziennie.
- Tak?! - zerwał się nagle, jak gdyby ktoś zatopił go całego we wrzątku.
- No... Tak. Porozmawialiśmy i jest już okej.
- To dobrze... Nie wiedziałem o tym, nawet zdobył pracę, miło mi to słyszeć.
- Nie rozmawialiście?
- Nie mam jego numeru telefonu i tak dalej.
- Jak to, nie jesteście przyjaciółmi?
- Nie... Już nie. - uśmiechnął się smutno, przez co ciężki głaz upadł na moje serce. Zdążyłem polubić tego faceta, a już słyszę tak niemiłe informacje - Przeze mnie wyprowadził się natychmiast z mieszkania, zmienił pracę, numer telefonu.
- Adresu nie zmienił, więc mogłeś przyjść.
- Byłem dwa razy, ale nikogo nie zastałem, a na domiar złego wszystko tak się ułożyło, że musiałem wylecieć za granicę.
- Ale jak to... Nie rozumiem, co takiego zrobiłeś, że wyrzucili go z pracy? Hiro i wyrzucenie?
- Nie, nie wyrzucili, ale on był zmuszony ją opuścić, nie chcąc zostać właśnie wywalonym, co pewnie by nastąpiło... - widząc jego wzrok przepełniony żalem, miałem ochotę przywalić Hiro w głowę.
- Zapomnij o tym. Hiro to głupek. Pewnie jakbyś teraz przyszedł, porozmawialibyście na poważnie to sprawa by się rozwiązała, nie jesteście przecież dziećmi. 
- Tak, pewnie niedługo wpadnę... Dalej mieszkacie pod tym samym adresem?
- Yhym. A ty...? - moje ważne pytanie przerwał dzwonek komórki.

Brązowowłosy podniósł się energicznie i położył pieniądze na stole. Przez ułamek sekundy mogłem dojrzeć malutkie zdjęcie Hiro, które było przyklejone taśmą do przezroczystej folii, by nigdzie nigdy nie wypadło. Coś mi się wydaje, że ta osoba wie więcej niż mówi. Czyżby to było to, co braciszek starał się przede mną ukryć? A co teraz tak szybko ucieka...

- Przepraszam cię bardzo, ale muszę lecieć. Może kiedyś się jeszcze spotkamy, postaram się wziąć za siebie.
- Chwila...
- Nie mów Hiro, że się widzieliśmy, ufam ci. - machnął mi ręką na pożegnanie i wybiegł poza teren lokalu, odbierając w locie telefon. Popatrzyłem tylko za nim, uchylając usta.

Czyżby to był klucz do skrywanego sekretu Hiro?


6 komentarzy:

  1. Tajemniczo,tajemniczo...
    Ale w końcu poznam więcej szczegółów na temat Hiro... Całe to opowiadanie jest takie niejasne,tyle jeszcze się nie wyjaśniło ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam najpierw parę rodziałów przeczytać, a potem dodać koma ... I tak zleciało to 60... Ogólnie mówiąc.. SUPER :** Twój styl pisania jest taki.. Lekki? Naturalny? :) Czekam na więcej yaoi *w* ( chyba coś było więcej między Hiro i tym ludziem.. ^^ Ma zboczona dosza domaga się więcej yaoi! *.*)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawia mnie ejdno czemu napisała ze to yaoi skoro to ledwo podchodzi pod shounen-ai i watpie aby sie zmieniło ;<

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie tam raczej ciekawi przeszlosc Taisho i to dlaczego nie chce grac przed innymi *^*

    OdpowiedzUsuń
  5. Robi się ciekawie

    OdpowiedzUsuń
  6. Nosz...zaraz się zdenerwuję. Potrzebuję akcji, Taisho x Yasuro! Daleko jeszcze? :C

    OdpowiedzUsuń