9.06.2012

Rozdział 64

~ 12 lat wcześniej ~


- Ej, posuń się, nie widzisz, że chcę się przesiąść? - niebieskooki po raz kolejny popchnął zrównoważonego nastolatka.
- Mógłbyś wreszcie zachowywać się jak trochę poważniejszy dzieciak? Męczy mnie już twoje zachowanie. - czarnowłosy odburknął na zaczepkę, poprawiając ciemny sweter, zlewający się prawie z jego odcieniem włosów i gdzieniegdzie pozginany prawie do granic możliwości. 
- Na to wygląda, że to ty jesteś dzieciakiem, skoro nie wiesz komu masz ustępować i trzeba ci to powtarzać na okrągło. 
- Owszem, nie widzę tutaj nikogo, komu musiałbym być uległy.
- Nienawidzę cię Sasaki, oberwiesz za to, za wszystko! - trzynastolatek poddając się nie jednej już fali gniewu, uniósł wysoko rękę, aby wykonać silny cios, jednak nauczycielka złapała za jego przegub.
- Koizumi, znowu pozwalasz sobie na za dużo! - popatrzyła na niego z pogardą i tupnęła na potwierdzenie słów nogą - Usiądź wreszcie do swojej ławki i zacznij słuchać, bo twoja bezczelność jest zaskakująco coraz większa.
- Tak jest, przepraszam panią.
- Jeszcze raz taki wyskok, to wylecisz z klasy. - starsza kobieta wytrącona z równowagi złamała kredę, która piskliwie jeździła po tablicy.

Zaatakowany uczeń grzecznie odblokował długopis i zapisał w zeszycie parę linijek. Po zakończeniu łatwej roboty oparł szczękę na metalowej końcówce narzędzia i zapatrzył się na niebo, które tego dnia wyjątkowo miało w sobie coś czarującego. Pozostała część wykładów poszła w niepamięć, gdyż młody umysł umiał ten materiał od dobrego roku.


Dlaczego ciągle traktuje mnie jak wroga? Przecież nic mu nigdy nie zrobiłem, a na początku miło nam się rozmawiało. Dopiero potem odbiła mu palma i do teraz uwziął się na mnie za tę cholerną naukę, choć sam ma takie same stopnie. Co za egocentryk, denerwująco jazgotliwy, aż sam się dziwię, że jestem dla niego taki dobry i trzymam swoje emocje wewnątrz.

Brunet wraz z dzwonkiem wyszedł z klasy i skierował się pod następną salę, ponieważ nigdy nie lubił się szwendać. Wolał usiąść, porozmawiać ze znajomymi czy poczytać książkę i tak przetrwać kolejny, szkolny dzień. Za kilka minut miała się rozpocząć jego ulubiona lekcja, a mianowicie biologia. Zawsze interesowało go wnętrze człowieka lub zwierząt, a świat roślin fascynował swoją różnorodnością. Głośny sygnał dzwonka po paru minutach przedarł się przez gwar panujący na korytarzu i nakazał udanie się w odpowiednie miejsca. Wysoki nastolatek odetchnął niegłośno, gdy plecak spoczął na ziemi, rzeczy na szarej ławce, zaś pośladki dotknęły krzesła. Wyprostował się, widząc nauczyciela, a jego wróg numer jeden lekceważąco założył nogę na nogę.

- Sasaki, Koizumi, na wstępie, bo potem zapomnę. Jako, że jesteście najlepszymi uczniami naszej szkoły, bo dorównujecie klasom trzecim, zostaliście wyznaczeni do projektu, za który nasza szkoła może dostać bardzo ważne wyróżnienie. 
- Przepraszam, ale czy to nie może być praca samodzielna?
- Wie pan przecież, że lepiej nam się pracuje osobno, bo jego pomysły nigdy nie współgrają z moimi. - brązowowłosy musiał się wtrącić do w miarę normalniej rozmowy. 
- Chłopaki wiecie jak was lubię, ale tym razem musicie współpracować, potrzebujemy czegoś najlepszego, a co dwie głowy to nie jedna.
- Ale...
- Oczywiście podwyższę wam oceny, potem ustalimy szczegóły. Teraz przejdźmy do lekcji. Kto nie ma pracy domowej?


***


Czarnooki zaczytany w jakiejś grubej książce, powolutku szedł do rodzinnego mieszkania. Słońce ostro przypiekało, jednak wiatr od razu niwelował nieprzyjemne uczucie. Brwi nastolatka znacznie się zwęziły, kiedy ktoś zamknął mu księgę i wyrzucił gdzieś obok.


Zaczyna się.

Gnębiona istotka z westchnięciem nachyliła się do swojej zguby i otrzepała ją spokojnie z piasku, chowając okładkę do szkarłatnej torby. 

- Ej, Sasaki, patrz jak ze mną rozmawiasz. - błękitne tęczówki zmierzyły go chłodno, na co jego odwdzięczyły się tym samym - Nie podoba mi się ten cały projekt, szczególnie, że muszę patrzeć na twoją gębę.
- Wybacz, zawsze możesz się odwrócić.
- Nie wymądrzaj się. Zrobimy jak mówię albo codziennie będziesz miał miłe towarzystwo.
- A wiesz? Bardzo lubię poznawać przemiłe osoby, na przykład takie jak ty. - brunet uśmiechając się promiennie, poprawił spadającą szelkę - Bądź ty wreszcie poważny i skup się na robocie. Nie musisz kogoś lubić, żeby z nim pracować.
- Dlatego nie wchodź mi w drogę, to może łaskawie pokażę ci projekt.
- Prędzej wyrośnie mi trzecie oko.
- Nie denerwuj mnie Sasaki. - młodzieniec złapał swoją ofiarę za sweter i pociągnął na wysokość smukłej szyi.
- No co, Koizumi? W szkole tak się boisz, że dopiero teraz masz odwagę mnie postraszyć?


Źle... Bardzo źle. Powinienem trzymać język za zębami, jak sobie postanowiłem, być mądrzejszy, tak więc... Dlaczego wciąż to robię? Kiedy go widzę normalnie krew mnie zalewa i tylko zachowuję pozory opanowanego. Już dawno z chęcią przywaliłbym mu w tę buźkę.

- Jeśli zaraz nie zamkniesz buzi naprawdę coś ci zrobię. - oboje zmrużyli oczy, spoglądając na siebie wilkiem, a że byli tego samego wzrostu, żaden z nich nie musiał czuć się na straconej pozycji.
- Ah tak, skoro to jest park, a w szkole mogę się odzywać, w miejscach publicznych nie mam twojego pozwolenia. Dobrze zrozumiałem, jestem choć trochę mądrzejszy?
- Widać nie wszystkie komórki wyparowały z twojego mózgu.
- Prawdopodobnie podążyły za twoimi. - sarkastyczny uśmieszek z pewnością doprowadzał napastnika do szału.
- Mam ochotę ukręcić ci łeb. - pojedynczy śmiech zdziwił złapanego za materiał ubrania - Zacisnąć palce i powoli tamować dopływ świeżego powietrza.
- Śmiało, po co ci mój pomysł, bez niego doskonale się pogrążysz. 
- Dobra wymówka Sasaki, bardzo dobra.
- Zaprzeczysz? Pewnie zawsze walisz w domu głową o ścianę, bo wiesz, że kiedyś się potkniesz, a ja cię wyprzedzę.
- Z pewnością, polecisz tak daleko, że będę mógł po tobie podeptać.
- Wiesz co? Jesteś żałosny. Sam sobie współczuję, że muszę pracować z kimś, kto nie potrafi odłożyć urazy na bok. Teraz mówię już poważnie, daj spokój.
- Jeśli ktoś pracuje ze wszystkimi, obojętnie z kim, to nie ma prawa pokazywać się gdziekolwiek.
- Hmm? A dlaczego?
- To uwłacza twojej godności.
- Haha, ależ podejście. - czarnowłosy roześmiał się przeciągle, na co chłopakowi ze złości przyspieszył puls - Kto jak kto, ale po tobie się tego nie spodziewałem. A myślałem, że takie podejście jest tylko w filmach. - śmiech, kpiący śmiech... Potrafi zranić bardziej niż brak jakichkolwiek niemiłych słów. 
- Zamknij się! - szatyn uderzył z otwartej dłoni gładki policzek, który po chwili zrobił się cały różany - Co ty do cholery możesz wiedzieć! Tylko gadasz i nic więcej! - tupnął butem o beton, stanowczo unosząc głos - Nienawidzę cię Sasaki! Ciebie, twojego podejścia do wszystkiego i twojego parszywego uśmieszku!
- Koizumi... - nastolatek, trzymając się za bolące miejsce, podszedł kawałek do rozgoryczonego kolegi, któremu puściły już nerwy. Widać trzyma w sobie jakąś głębszą urazę pokrywającą się z błahymi potyczkami. 
- Zamknij się powiedziałem! - brunet widząc, że ten mierzy w niego po raz kolejny, domknął powieki i czekał na cios, który po kilku sekundach nastąpił, robiąc wcięcie w dolnej wardze. Stróżka krwi uleciała z cieniutkiego naskórka.


I dobrze. Należy mi się, mógł mocniej. Przegiąłem. Nawet jeśli to mój wróg, powinienem wiedzieć, gdzie moje miejsce i jak daleko mogę się posunąć, działając nad tym, co mi powierzono. Tego wymaga profesjonalizm. Nie, nie uderzę go, przeszła mi ochota. Posłucham mamy, bez sensu na ból odpowiadać bólem, jak łatwiej podać bandaż. Każdy ma jakieś problemy, człowiek jest tylko człowiekiem.

- Uderz. - czarnooki niższym tonem przerwał furię trzynastolatka.
- Co?
- Uderz jeszcze raz, należy mi się. 

Modre tęczówki w całej okazałości zaczerpnęły blasku snopów świetlistego słońca, a palce rozluźniły uścisk. Ich właściciel uchylił usta, nie wiedział co ma w takiej sytuacji zrobić, powiedzieć. Leżącego się przecież nie kopie. Dźwięk rozpędzającej się karetki przemknął obok nich, odbijając się echem od chropowatej kory wątłych drzew, które dopiero uczyły się jak należy oddychać.


Tak, właśnie tak. Kiedyś trzeba to zakończyć, a jeśli w ten sposób... Odłożę dumę na bok. Muszę być poważny, bo w przeciwnym razie on też nie będzie.

- A wal się cholera! - zdezorientowany krzyk załamał się w połowie - Do jutra masz wszystko zaplanować. - szatyn odwrócił się niespodziewanie i odszedł do domu, pozostawiając mętlik w głowie bruneta, który w rezultacie poczuł coś takiego jak współczucie. 


***


Młodzieniec siedział pod wielką brzozą, która rosła na sporym wzgórzu, znajdującym się na krawędzi parku. Wystawiał swoją śliczną twarz do cieplutkiego światła, które mozolnie chyliło się ku zachodowi. W pewnym momencie ciemna plama przysłoniła swoją powierzchnią nagrzane promyczki, przez co kurtyna rzęs rozpoczęła przedstawienie, podnosząc się do góry.

- Projekt zrobiony?
- Wszystko dokładnie ci opisałem, jeśli coś ci się nie spodoba skreśl to lub w ogóle wyrzuć projekt do śmieci.
- Zobaczę, pewnie tragedii nie będzie. - rzekł z przekąsem przybysz.
- Dziękuję. - drugi nastolatek przysunął sztywną tubę i wręczył ją drobnym dłoniom.
- Idę.
- Poczekaj. - westchnięcie dotarło do dwóch par uszu nazbyt donośnie.
- Czego chcesz.
- Usiądź tutaj. - brunet wskazał część wystającego pnia, który rzeczywiście wyglądał jak kanapa - Proszę, usiądź. - ostatnie wyrazy przesądziły o wykonaniu czynności.

Szczupły chłopak z kosmykami sięgającymi ledwo za kark, przysiadł na niezbyt miękkiej roślince, po czym popatrzył na rulon, który próbował ugnieść palcami. Od początku można było wyczuć widoczną zmianę w zachowaniu tej dwójki. Oboje chyba coś zrozumieli, więc teoretycznie nic nie stało im na przeszkodzie do zakończenia wojny. Młoda sroka przeleciała tuż przed nimi i wylądowała na ziemi, skocznie zabierając srebrny łańcuszek. Trzepot skrzydeł ożywił atmosferę.

- Powiedz mi, dlaczego od początku mnie nienawidzisz?
- Denerwujesz mnie. Właśnie takimi pytaniami.
- Koizumi, jeśli coś zrobiłem, to powiedz, przeproszę.
- Zawsze masz taki naiwny zwyczaj?
- Jeśli przeprosiny są szczere, to na pewno nie mają w sobie niczego naiwnego. Proszę, powiedz mi.
- Nie chcę, żebyś mnie przepraszał, więc się zamknij.
- To dlaczego? Nie przypominam sobie...
- I nie przypominaj! Nie proś wciąż i wciąż, jakby na serio ci zależało. Mam ciebie dość, zostaw mnie. - krótkowłosy wstał z siedzenia, pospiesznie zmierzając do miasta.
- Nie! - chłopak złapał go za ramię i odwrócił przodem do siebie - Powiedz co do mnie masz, to się odczepię! Denerwują mnie takie typki jak ty.
- A mnie takie jak ty. Myślą, że wszystko potrafią, a tak naprawdę pewnie po jednej pomyłce wyłożyliby się i nie wstali. 
- Nie wiesz co mówisz.
- O, doskonale wiem, co mówię. Znałem takich jak ty. Najlepsi we wszystkim, przerośnięte ego...
- Słucham? Przecież mamy takie same oceny, żaden z nas nigdy nie dostał gorszej, co jest trochę dziwne.
- Zamknij się. Zawsze rozmawiasz z tym, kim ja, wkurwiasz mnie! Gdzie nie pójdę, wszędzie ty i ty chcesz podać dłoń?!
- No przepraszam, że żyję, cholera! Ludzie to nie własność.
- No właśnie. Nie tylko ludzie...
- Co masz na myśli?
- Idę stąd, irytujesz mnie. Dokończę ten projekt i po sprawie, już więcej się do ciebie nie odezwę. Traktuj to jak pożegnanie. Żegnam cię, Hiro Sasaki. 

Brunet stał oszołomiony porywczością kolegi, jego słowami... Po raz pierwszy były tak poważne, że aż przeszły go ciarki. Najlepszy kabaret, to przepraszać kogoś za jego własne błędy. Żarty się skończyły, to było coś głębszego, dlatego tak ciężko było mu ułożyć wydarzenia w jakąś logiczną całość. To nie jest nauka, w której wszystko jest logiczne, czy film, w którym wydarzenia są zaplanowane. To życie, człowiek, który nienawidzi go chyba za jakieś grzechy z poprzedniego życia. 

- Przepraszam... - powiedział bezgłośnie, jakby nabierając pewności - Przepraszam! Cokolwiek zrobiłem, nie chciałem, nie jestem taki!

Sasaki chyba lubił kabarety.

Szatyn żwawiej wznowił marsz, gdyż wypowiedź czarnowłosego zburzyła w nim zewnętrzną warstwę muru, którą tak długo pielęgnował. Skręcił w mniejszą uliczkę i oparł się o pokrytą rdzą rynnę, ledwo trzymającą się na dwóch śrubach tynku. 

- Nie przepraszaj mnie idioto...

Lśniące kosmyki zakryły twarz pogrążoną w świeżym bólu, którego tak dawno nie zaznał.

Być wolnym, jak to jest?


***


Mijały dni. Tydzień, drugi, trzeci, miesiąc... Projekt bardzo się spodobał, wszyscy byli zachwyceni, a szkoła zgarnęła nagrody z najwyższych półek. Sasaki jak i Koizumi zyskali większy respekt wśród uczniów klas wyższych oraz nauczycieli, których nie znali. Życie toczyło się dalej, wszystko było jak dawniej, za czasów początku gimnazjum. 
Brunet zmierzał właśnie do domu, z siatką pełną produktów spożywczych oraz siateczką z lekami i nielicznymi bandażami. Rozcięcie, które miał na wardze po silnym uderzeniu już dawno elegancko się zagoiło.


Czego on właściwie oczekuje? 'Pożegnał się' i od tamtego czasu nie odezwał się do mnie z własnej woli, tylko jak musiał albo ktoś tego od niego wymagał. Ok, niczego nie mówi, ale ciągle patrzy. Obserwuje mój najdrobniejszy ruch, zagląda tam gdzie chodzę i ucieka wzrokiem, kiedy go na tym przyłapię. To mnie zaczyna powoli dobijać, bo nie wiem co mam robić, a taka sytuacja mnie drażni, jakby cały czas czekał na moje upokorzenie czy jak... Co ja mu zrobiłem, no co, że teraz tak mnie męczy?
Hmm, a co to za hałas?

Hiro wyjrzał ostrożnie za róg budynku, gdzie stało dwóch starszych typków zaczepiających tylko odrobinę niższego chłopaka. Nastolatek odstawił zakupy na bok, opierając je o ścianę domu, gdyż obraz, który rozciągał się przed nim w całej okazałości nie był zbyt kolorowy. Blondyn szarpnął młodszego za kurtkę i przyparł do tynku, a on odważnie plunął na jego twarz.

- Ty szczeniaku, szkoda, że nie chodzisz do mojego gimnazjum, rozwaliłbym ci łeb!

Kiedy napastnik chciał wykonać prawdopodobnie śmiertelny cios, Sasaki nie czekał na zgodę. Z błyskiem w oczach podbiegł do zielonookiego i kopnął butem zgięcie nóg, przez co wróg upadł boleśnie na zimny bruk i przeklął pod nosem.

- Hiro? - szatyn otworzył szeroko oczy, patrząc na kolegę, który okrążał niewielkiego wzrostu napastnika.
- Radzę odłożyć ten nóż, nie chcę, by coś ci się stało.
- Ha, taki kurdupel jak ty będzie mi rozkazywał?
- Chciałbym zauważyć, że jestem od ciebie nieco wyższy.
- Stul pysk! - chłopak ślepo rzucił się na Hiro, który zręcznie, trenując od dobrych lat samoobronę, uniknął jego ciosu i wykręcił mu rękę, jednym pchnięciem łokcia w żebra powalając go na ziemię. 
- Chodź, szybko. Dopóki tamten nie wstał, z trójką naraz może być gorzej. - dłoń trzynastolatka zacisnęła się na nadgarstku Koizumiego, który ledwo kontaktował.

Brunet w pośpiechu zwinął z chodnika skromne zakupy i pobiegł do mieszkania, ciągnąc za sobą dobrze znaną mu osobę. Niebieskooki nie mówiąc wiele, zupełnie zszokowany całą akcją, posłusznie dał się zaciągnąć do sporego domku jednorodzinnego. Oboje weszli do mieszkania w zabójczym tempie nadanym przez właściciela lokum, po czym wbiegli do niewielkiego pokoju, prawdopodobnie pracowni albo gabinetu. Brunet po drodze wyrzucił gdzieś torby, tak więc w łapkach trzymał jedynie wodę utlenioną, parę bandaży i wacików.

- Poczekaj... - poszkodowany burknął pod nosem, gdy po raz enty został mimo woli poprowadzony w jakieś miejsce, którym okazała się być sofa. Sasaki usiadł przed nim na kolanach i przygotował potrzebne opatrunki - Hiro, no poczekaj chwilę. - dłoń, niewinna zupełnie jak puszek, odtrąciła pomoc. 


Czy on właśnie nazwał mnie po imieniu? Mnie?

- Nie będę czekał, kiedy krew cieknie z twojego czoła i skroni. - wziął wodę utlenioną i polał nią wcześniej przetarte miejsce. Chłopak cicho syknął, ale dzielnie znosił zabiegi, którym był poddawany - Teraz może bardzo zapiec, bo masz ranę sięgającą wnętrza górnej powieki. - relaksujący, dźwięczny głos przepełniony troską sam w sobie niwelował ból do minimum - No już, już. - przycisnął gazik do rozerwanej skóry, kiedy szatyn trochę się wierzgnął.
- Daj spokój, nie jestem dzieciakiem. Po prostu nie panuję nad odruchami. - mruknął Koizumi, samodzielnie podtrzymując lekarski kwadracik.
- Co oni ci zrobili, że jesteś aż tak poharatany? - czujne, smoliste oko odeszło od tematu zranionego, natychmiast zajmując się jego obrażeniami - Szkoda, że ich nie dobiłem. - przykleił wielgachny plaster na rozległą ranę, znajdującą się tuż nad prawą skronią.
- Dlaczego to robisz?
- Jak to dlaczego? - jego anielskim ruchom nieustannie przyglądały się niebieskie tęczówki, które teraz chyba zupełnie zmieniły swoje nastawienie - Nie pozwolę, by robiono krzywdę moim znajomym.
- Mi się należało.
- Nikomu się nie należy, a tym bardziej tobie.
- Dlaczego?
- Jak już, to mi.
- Skończ z tym, za nic nie musisz mnie przepraszać.
- Muszę, skoro nadal czuję, że coś jest ze mną nie tak, a ty nie chcesz się odezwać.
- Przecież rozmawiam z tobą.
- Ale wcześniej...
- Powiedziałem, skończ. To ze mną jest coś nie halo, dlatego ja to powiem. Przepraszam za moje szczeniackie zachowanie, czegoś się nauczyłem. - dumna postawa wywołała na ustach domownika szczery uśmiech, którego jeszcze nie widział.
- W takim razie mam rozumieć, że mam twoje przebaczenie?
- Tak. - westchnął - Nie lubię się powtarzać, a przyznawanie się do błędu jest u mnie rzadkością, tak więc nie będę się powtarzał.
- Rozumiem...
- Tak więc zacznijmy od nowa, co ty na to? - szczere ślepka popatrzyły na niego zdziwione.
- Jako przyjaciele?
- Może na początek nie tak wysoko... Chociaż... Tak.
- Cieszę się. - głos Sasakiego rozpłynął się w jasnym pokoju.


Teraz zrozumiałem. Myślę, że on jest taki jak ja, tyle, że ja potrafię okiełznać gniew, a on woli go uzewnętrznić.

- Jest ktoś u ciebie?
- Nie, rodzice wracają dopiero jutro, a brat w przedszkolu.
- Yhym, fajnie.
- Chcesz herbaty? - czarnowłosy zebrał porozrzucane skrawki zakrwawionego materiału oraz niewielką buteleczkę i poszedł do drzwi.
- Tak. - szatyn gwałtownie podniósł się z podłogi, przez co zgiął się lekko w pół, czując przeszywający obrzęk.
- Powoli! Jesteś ranny, więc musisz uważać, żeby się nie nadwyrężać. Inaczej rany ci się otworzą.
- Cicho, nie martw się o mnie i nie bądź taki uprzejmy, bo ponownie cię znienawidzę.
- Tak jest!

Radosny śmiech przelał swoją aurę na nową osobistość goszczącą w tym domu, a szuranie skarpetek rozkosznie budziło uśpiony dotąd dom.


3 komentarze:

  1. Ha! W końcu coś większego o Hiro... Jak ja lubię tą postać ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. świenie no poprostu zakochałąm się w tym utworze ! <33 / Jess

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń