9.06.2012

Rozdział 66

Podpełzłem do kranu, aby obmyć palce z lepkiego soku pomarańczowego, którym oczywiście musiałem się oblać w drodze do pokoju. Wziąłem w dłoń porcelanową miskę wyżłobioną na kształt gondoli i włożyłem do niej kilka zbożowych ciastek, po czym leniwie poszedłem na górę. W moim królestwie dominował teraz kolor jasnego błękitu, ponieważ rolety rozjaśniały granatowy kolor ścian, a dywan został na jakiś czas w pralni. Postawiłem jedzenie na biurku i usadowiłem się wygodnie na pojedynczym, puchatym wręcz foteliku. Yasu podłączył do plazmy kable i włączył ukochany film, wiercąc się na piętach. Popatrzyłem, jak ekran zabawnie podświetla końcówki jego włosów, ale po chwili wzdrygnąłem się zaskoczony głośnym trzaśnięciem. Higoshi zamknął laptopa i wstając, wyłączył telewizor, po czym odwrócił się w moją stronę.

- Koniec. Jakoś przestało mi się chcieć oglądać, chyba nie jesteś zły? - klapnął sobie na moje łóżko, biorąc między palce szklankę.
- Nie, ale jestem zdziwiony, że nie chcesz obejrzeć tego filmu. Pożyczę ci go.
- Wiem. Nie mam ochoty oglądać go z takim humorem.
- Też racja.
- Heh. - przewrócił się na plecy, aby upaść na miękkie poduszki - Wiesz co jest dziwne? 
- Co. - poczęstowałem się ciasteczkiem, opierając podbródek na oparciu materiału mebelka.
- Dopiero zdałem sobie sprawę, że teraz zachowujemy się tak, jak w przedszkolu i podstawówce. Przynajmniej... Podobnie, o. 
- Hmm?
- No bo... W gimnazjum jakoś dziwnie się porobiło, w ogóle ze sobą nie gadaliśmy i jak czasem przychodziliśmy do siebie, to potem całkowicie to zanikło. 
- W sumie w podstawówce ograniczaliśmy znajomość do podwórka i szkoły, rzadko do siebie przychodziliśmy.
- Właśnie... To dziwne, ale w liceum czuję się dużo lepiej niż w gimnazjum, chociaż tam też było fajnie.
- Nie lubiłem gimnazjum, znasz mnie. Niczego nie lubiłem. Często się zastanawiam jak my to robiliśmy, że nasza przyjaźń była taka... Specyficznie dziwna?
- Nie wiem...  - podniósł się nieznacznie, podpierając łokciami ciężar mniejszej części ciała - Ale zmieniłeś się.
- Ja? - zaintrygowany aż wciągnąłem kolejne ciasteczko.
- Yhym. - zaśmiał się - Nie starasz się uciekać od ludzi, tylko im pomagać i jesteś dla nich strasznie uprzejmy.
- Ta? Nie zauważyłem.
- A jak twój ojciec? Mogłem go kiedyś poznać, bo bywał w domu, nie to co mój.
- Ano... - przyjrzałem mu się z linią harmonii w tęczówkach - Po staremu. Wyjeżdża na jakiś czas i potem wraca.
- A mama?
- Nie wiem. Ostatnio ciągle gdzieś biega. - wzruszyłem ramionami.
- I w ogóle do ciebie nie dzwoni? - z uniesionymi brwiami usiadł po turecku na skraju sporego łoża.
- Nie, a po co? Jak przyjdzie to z nią porozmawiam i tyle. Ma własne zajęcia, więc tym bardziej nie będę jej przeszkadzał. Żyję, nic mi nie jest i to wystarczy.
- Niby tak, ale jednak jest twoją matką.
- O nie, o to akurat postarał się Hiro, przebył chyba jakieś nawrócenie, bo w końcu się rozumiemy.
- Fajnie masz. Nie siedzisz sam. Nie słyszysz jak ci w domu czasem coś strzela pod wpływem słońca albo takie inne dziwne rzeczy...
- Są tego plusy i minusy. Chociaż minusów jak na razie nie zauważyłem, pewnie on ich nie ma. 
- Pewnie dba o mieszkanie, co nie?
- Jak przychodzi to tak, ale czasem mu pomagam. Przecież nie jest sprzątaczką.
- To się czuje... - ponownie przechylił się w tył i glebnął na pościel.
- Co się czuje.
- Atmosferę.
- Brudu? - uniosłem wysoko brewcię, na co on się zaśmiał. Moje tęczówki wyjątkowo błyszczały w jasnych promieniach słońca.
- Nie. Widać, że ktoś tu przebywa, a nie tylko przychodzi, żeby spać, myć się i znowu wyjść, czasem łaskawie jedząc obiad. - Yasurowe brzmienie przyjemnie i dźwięcznie roznosiło się po całym pokoju, aż rozkosznie było wsłuchać się w ledwo słyszalne echo.
- Twoi rodzice tak robią...?
- No... Nic tylko praca i praca. Nie chcę zachowywać się jak dziecko, ale jednak nie można żyć z rodziną w takich stosunkach. Brakuje mi tego trochę, heh. - podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Dzieckiem na pewno nie jesteś, ale jeśli nawet to masz do tego prawo. Tak masz codziennie?
- Yhym, w rezultacie można się przyzwyczaić. - westchnął niegłośno, przewracając się na prawy bok - Dobry dom i tyle, bez duszy. Puste ściany, czyste pomieszczenia, szyby...
- A tam. Każda rodzina ma swój klimat, pewnie oni też nie robią tego celowo. A może właśnie ma on taki być, aby się nikt nie kłócił? - kąciki ust podniosły się do góry, na co on przechylił łepetynę.
- Pewnie nie...
- To zaakceptuj to.
- Niestety nie jestem tobą. - chłopak wstał i stawiając kilka odważnych kroków, podszedł do drzwiczek małej garderoby, przyglądając się plakatowi - To on? Ten sławny gitarzysta?
- Tak. - stanąłem obok niego i szczerząc dumnie kiełki, zaciągnąłem się orientalnym zapachem? Hmm... - Moresuke Hamada. 
- Słyszałem jego kilka kawałków, może być. - wystawił mi język.
- Jaki 'może być'?! - podskoczyłem w miejscu, wskazując na idola - On jest guru wszystkich gitarzystów podobnych do mnie!
- Dobra, dobra, nie ekscytuj się. - posłał mi szeroki uśmiech, gdy zauważył moje spojrzenie pełne oburzenia - Fajny ma styl, podoba mi się. Najlepsze są jego kolczyki, mógłbyś sobie takie zrobić. - w tym momencie skoncentrowałem się na jego słowach, jakby to pomogło mi w tym, aby się do niego zbliżyć. Podobałbym mu się...? Zaraz... Ja i kolczyki? Nie no... Może bez tego i tego, ale ten większy jest ładny.
- Kolczyki?
- No tak. Takie coś co się błyszczy i znajduje się na uszach.
- Ja i kolczyki? No Yasuro, chcesz ze mnie babę zrobić czy co?
- Nie przesadzaj, wielu ludzi teraz takie nosi i wyglądają super.
- To sam przebij uszy.
- Mi taki styl nie pasuje, ale może coś bym sobie walnął... Zastanowię się, ale o tobie mówię poważnie, chcesz, to zapytaj się Akane, jestem pewien, że odpowie tak samo.
- No nie wiem... Jakoś nie widzę siebie z kolczykami.
- Nie mów, że boisz się przebijania... - załamał ręce, kiedy nie odpowiedziałem, a zbliżyłem się do plakatu, wpatrując w zdjęcie gwiazdy.
- Nie... Ale jakoś mnie to nie przekonuje. - zerknąłem na lustro stojące w kącie pomieszczenia - Wtedy to już w ogóle...
- W ogóle co.
- No... Yasu? Jestem chuderlakiem?
- Słucham? - cienkie powieki podskoczyły do góry nie wierząc, że ja mogę o coś takiego zapytać. Nigdy przecież nie miałem kompleksów, a na pewno nie dzieliłem się nimi z aniołkiem.
- Odpowiedz.
- Sądzę... Że jesteś normalny, chociaż ciało masz... Wymarzone, jak dla modela? - przystopował z wypowiedzią, jakby bał się, że zabrzmi ona dwuznacznie. Dwie szklanice chyba robiły swoje, bo zachciało mi się zadać kolejne pytanie.
- Tak myślisz?
- No...
- A jeślibym zapuścił włosy? - cały czas gapiłem się w lustro, oceniając swój każdy kawałeczek. No, no Taisho, popiło się, prawda?
- Myślę, że to zły pomysł. Tak jest okej. - poklepał moje plecy, przez co odwróciłem głowę, spoglądając z bliska w kuszącą zieleń. Bardzo bliziutko, huu.... Czy on tam ma złote gwiazdeczki? Uhuhu, jakie fajne! Stop. Taisho stop, nie majacz. Potrząsłem głową.
- Okej. 
- Może mi coś zagrasz?
- No nie... Wiedziałem, że w końcu to walniesz. - burknąłem, podchodząc do pokrowca, gdyż wiedziałem, że tak łatwo nie odpuści, więc opór nie ma sensu. 
- Jaa? Skądże. Zagrasz...? - jego oczy zamieniły się w słodkie guziczki, które - przysięgam - uśmiechały się do mnie.
- Dobra... A co chcesz usłyszeć? - zawiesiłem elektryka na ramieniu, złapałem za kostkę, po czym podłączyłem kabel, ściszając nieco wzmacniacz.
- Obojętnie, wybierz coś.
- Eh, znowu to samo... Dogódź takiemu. - pokręciłem mózgownicą - Dlaczego rzucasz mi kłody pod nogi? - mój lament odbił się od tynku, który przygotowywał się na starcie z falami dźwiękowymi już od dłuższej chwili. Zielonooki wzruszył ramionami i zadowolony oparł się o krawędź niewielkiej, stalowej rączki należącej do łóżka - Okej...

Wziąłem głębszy wdech i powoli przejechałem kostką po strunach, zaczynając od basowych. Przypominając sobie oryginalne wykonanie tego utworu, zamknąłem oczy i zakołysałem się, aby następnie podskoczyć, podkręcając tempo. Uważny obserwator z zachwytem począł śledzić mój taniec, który przerodził się w chaotyczną wędrówkę po pokoju. W pewnym momencie moja dłoń wpadła w tak szybkie drgania, że sam nie wiem jak byłem w stanie tak grać. Z pewnością dla widza wygląda to jak cud, ale... Co ja mogę poradzić?
Dzisiaj mój głos ma spokój, wybrałem kawałek, w którym mogę popisać się samą grą. Kończąc swoje żwawe podskoki, mozolnie otworzyłem oczy, pozwalając na wyciszenie się instrumentu. Przypomniały mi się dawne oklaski, uśmiechnięte twarze, i...

- Świetnie. - ktoś skutecznie przerwał moje drętwe myśli - Aż skręca mnie z podziwu. Ja bym pewnie wysiadł na początku, a ty jeszcze biegasz... 
- Dzięki. - zacząłem odkładać sprzęt, a moja mina zrzedła. Dołujące myśli na nowo wznowiły ruch, wiercąc plamy w moim mózgu.
- Widać, że bawisz się muzyką... Dlaczego tak bardzo nie chcesz zagrać na tym koncercie charytatywnym? - dlaczego wiedziałem, że on to zaraz powie? Przez moje gardło prześlizgnął się chyba walec zaopatrzony w ostre narzędzia, stające na środku mojego biednego przełyku.
- Mówiłem już... - dosyć smętnie znalazłem się tuż przy jego osobie.
- Co mówiłeś? Że nie, bo 'nie'? - wyraźnie zirytowany stanął na jednej nodze - Takiej odpowiedzi w życiu bym się po tobie nie spodziewał. Co się z tobą dzieje?
- A jakiej niby?
- No nie wiem... Coś w stylu 'boję się' albo 'nie chce mi się'.
- W takim razie, nie chce mi się.
- Taisho... - warknął cichutko, na co przygnębiony odwróciłem wzrok. Co mam mu powiedzieć, no co?
- Sorry, naprawdę nie mogę.
- To coś z rodziną? - o nie, nienawidzę tego drążenia.
- Nie...
- Może jakiś uraz czy coś?
- Nie mam, ale... Nie zmuszaj mnie do odpowiedzi, okej?
- A...
- Nie lubię dzieci, ale nigdy naumyślnie nie potrafiłbym odmówić im pomocy. Nie jestem bezdusznym posągiem, za jakiego mnie masz. - ton moich strun głosowych znacznie się obniżył, a także złagodniał.
- Wcale tak o tobie nie myślę.
- Tak? - zerknąłem na niego - Doprawdy, to ciekawe, bo ja czuję zupełnie co innego.
- Po prostu nie mogę cię zrozumieć, a ty zachowujesz się jak uparty osioł! - ze złości zacisnął palce - Nie rozumiem ciebie.
- Yasuro, chyba musisz już iść.

Mrożące słowa wbiły aniołka w podłogę, na której się znajdował. Nie patrzyłem na jego zdezorientowaną minę, po prostu nie byłem w stanie. Nie mogłem pozwolić na wypłynięcie łez, które z trudem powstrzymywałem, toteż musiałem wypowiedzieć coś okropnego, karygodnego, jak to. Zabawne, jak ktoś chce ci pomóc, martwi się o ciebie, ale nieświadomie rani cię jeszcze bardziej, niż byś tego chciał, chociaż ty wiesz, że on chce dobrze. W takich sytuacjach trzeba postąpić tak jak ja, prawda?
Czułem, jak moja krtań zasuwa otwór szerokim głazem, a płuca zwiększają objętość.

Mój anioł... Bez cienia sprzeciwu - wyszedł. 

Będziesz tu? Będziesz tam? Kogo spotkam u twych bram?


2 komentarze:

  1. Zamiast zadawać pytania pod wpływem to mógłby coś zrobić pikantnego ... xD
    Mój guru od gitary to Miyavi... Kocham Gazeciaków ale jako cały zespół,jeśli chodzi o solistów to Mev zawładnął mną do reszty i tym swoim 'Gravity' *ryczy za każdym razem jak słucha tego rozdzierającego głosu* ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh Num mogliby -.-' -YoOomi Ale po co

    OdpowiedzUsuń