9.06.2012

Rozdział 69

- Akane, proszę cię! Przestaaaań już, nogi włażą mi do tyłka, a naprawdę mam dobrą kondycję... - opierając się jej przerażającej sile, złapałem najbliżej stojący słup, który dziwnym trafem pojawił się w centrum handlowym. 
- Nie zachowuj się jak mój tata. Bądź mężczyzną i chodź dalej, bo jeszcze niczego nie znaleźliśmy. 
- Następnym razem zapamiętam, aby o nic cię nie pytać. - mruknąłem.
- Ale to twoja wina, że ci nic nie pasuje. Ta za jasna, ta zbyt w kratkę, ta nie, bo ma dziwny kołnierz... - dziewczyna zaczęła gestykulować całym ciałem moje wcześniejsze wybrzydzanie - Gorzej niż ja. A mi to ciężko cokolwiek dopasować.
- Hehe, widzisz. Przebiłem cię. - posłałem jej szeroki uśmiech oznaczający zwycięstwo - O! Too jest cudo. - poszedłem błyskawicznie do olbrzymiego sklepu posiadającego ubrania jak i biżuterię. 
- Hmm?
- Ta będzie okej. - pociągnąłem dwa rękawy, aby zaprezentować koszulę, która po jednej stronie, wzdłuż linii guzików miała inny obrazek niż po prawej, chociaż po zapięciu, części utworzą interesujący, ciemny kontrast na białym tle w większości pokrywającym ubranie. 
- Super... - Watanabe poszukała odpowiedniego rozmiaru i zaczęła się zachwycać - Masz oko. Nosisz L, co nie?
- A nawet dwa. Tak, L. - wystawiłem jej język i zacząłem szukać portfela - Szkoda, że Yasu siedzi całymi dniami w szkole, nie?
- Biedny jest, ale chyba jakby nie chciał tego robić, to by zrezygnował, co nie?
- Pewnie tak... - wzruszyłem ramionami i zapłaciłem za zakupy.
- Czekaj, nie przymierzasz jej?
- Nie chce mi się, ale będzie pasować.
- Oho, jaki skromny.
- A właśnie, żebym nie wyszedł na jakiegoś idiotę. Jutro mam się ubrać jakoś na galowo, czy po prostu schludnie? - brązowowłosa popatrzyła na mnie przez chwilę sceptycznie - Bo już nie raz spotykałem dziwne, wyrafinowane osoby.
- Aha, a to nie, moi rodzice są normalni. Nawet gdybyś przyszedł w dresie to pewnie by cię polubili. Nawet bardziej niż w normalnych ciuchach, haha.
- Dobra, czyli jest luz. - zerknąłem w prawą stronę i odgarnąłem troszkę grzywkę - Idziemy się napić?
- No możemy. Mam jeszcze około godziny, potem musiałabym długo czekać na autobus, a na piechotę nie chcę leźć.
- Oke. Chcesz to co zawsze?
- Yhym.

Siedemnastolatka wzięła ode mnie niebieską torbę i poszła zająć miejsce, natomiast ja szperałem w portfelu. Coraz bardziej zaczynał mi doskwierać brak aniołka. No dobra. Może widzieliśmy się niedawno, ale znowu długo nie będzie miał dla mnie czasu. Do tego nauka i zero przyjemności. Cholerna szkoła!

Westchnąłem, gdy między palcami poczułem lodowate szkło. Odwróciłem się od lady i ostrożnie skierowałem kroki w kierunku zaklepanego stolika, przy którym siedziała dziewczyna. Zawsze lubiłem jak największe miasta, ponieważ ludzie nie zwracają na ciebie zbytniej uwagi. Jeśli kogoś interesujesz, to owszem, ale tak, to nie, wtapiasz się w tłum. Taa...

- Trzymaj. - podałem jej szklankę i rozsiadłem się w fotelu. 
- Ale ty dobry. - zaśmiała się i wzięła łyk - Co będziesz potem robił?
- Pewnie trochę się pouczę no i pogram na gitarze. Ooo, poszedłbym sobie na jakąś imprezę... - rozmarzyłem się.
- Pouczysz? Po co.
- No... Bo nie umiem?
- Przecież masz ze wszystkiego dobre oceny i słyszałam, że nie lubisz się uczyć.
- Heh, no tak. Przez kochanego Eizo muszę się pouczyć do olimpiady z geografii. - Akane zakrztusiła się sokiem, a ja wsłuchałem się w brzdęk kostek lodu - Tak, tak, wiem. Przede mną dużo pracy, ale wygram to i wtedy będę zwolniony z pisania sprawdzianów.
- Oszukista. - burknęła pod nosem - Ale życzę ci powodzenia. Fajnie masz. Bo jeśli się postarasz, możesz nauczyć się wszystkiego, nie jak ja. Do tego trzeba mieć jednak talent.
- Aj, przesadzasz... Dzięki.
- Masz już coś na koncert?
- Jaki... Aaa, w sumie nie. Muszę się pospieszyć, ale nie mam ostatnio weny i nie czuję życia w swoich utworach.
- Nie masz melodii? - cały czas obserwowałem jej mimikę, ponieważ miałem zwyczaj patrzenia ludziom w oczy, co ją chyba nieco speszyło? Albo po prostu ona nie przywiązuje do tego uwagi, dlatego przy jej następnym spojrzeniu w inną stronę uśmiechnąłem się do siebie. O czym ja kurna myślę, hah.
- Ani melodii, ani piosenki i zastanawiam się, czy poprosić kogoś o akompaniowanie mi na perkusji.
- Ooo! To może załóż sobie zespół.
- Niee... Już kilka gra i jest za mało czasu. Pamiętaj, że nie jestem maszyną i nie gram 24 godzin na dobę, a zespół trzeba przygotować.
- Jaa! Piosenki tworzysz sam?! - zaskoczona aż podniosła się z miejsca i uderzyła dłońmi o stół, nachylając się w moją stronę.
- No... Tak.
- I znikąd nie zżynasz tekstów?!
- Nie... Po co miałbym to robić? - jej nos prawie stykał się z moim, dzięki czemu mogłem dostrzec, że miała nieziemsko zgrabny nos, jakby profesjonalista ulepił go i dokleił również jej.
- Super... - powiedziała niegłośno, nie spuszczając uwagi z moich lodowych tęczówek, aż nagle coś w jej wnętrzu rozpętało pożar, przez co cofnęła się energicznie do tyłu - Ja bym nie potrafiła i śpiewać i komponować i jeszcze myśleć o dodatkach. Za dużo tego. - chowając swoje usta za nadgarstkiem mruknęła cicho, ale na tyle zrozumiale, bym mógł jej odpowiedzieć. Uniosłem lekko brew, gdy doszedłem do wniosku, że dziewczyny są strasznie płochliwe.
- Ee tam, wydaje się. - dopiłem swój napój i potarłem wargi dłonią - Kiedy złapie się to 'coś', zaczynasz nucić pod nosem. Potem tekst przenosisz na papier, nanosisz poprawki, wczuwasz się w muzykę, ustalasz odpowiedni rytm. Robisz wiele prób, dzięki którym słowa piosenki są zmieniane na lepsze i utwór gotowy. Prościzna. - szatynka spoglądała na mnie z zainteresowaniem, stukając palcem o kolano - Ale dopóki nie poczujesz kopa, to nic nie idzie. No, tak jest przynajmniej w moim przypadku.
- Niesamowite... Ale chyba wiesz, czego będzie dotyczyła twoja piosenka?
- Pewnie. Na pewno planuję coś związanego z ludźmi, gdzie zapominamy o ważnych sprawach, czas nam ucieka no i żałujemy wielu rzeczy, które z chęcią byśmy zmienili.
- Jeej...! Ja już chcę ten hicior usłyszeć!
- Zobaczymy. - poczekałem, aż dopije sok, aby się nie zakrztusiła - Jak myślisz, pasowałyby mi kolczyki?
- Co? Co ty tak nagle...? - zamrugała parę razy - Nie poznaję cię dzisiaj.
- Bo myślałem o tym kiedyś, ale mam jakieś obawy, że będę... Zbyt babski? No nie wiem jak to wytłumaczyć, ale dla Yasu nie ma to znaczenia no i znowu zacząłem się nad tym zastanawiać.
- Wiesz... Akurat jestem dziewczyną, więc nie potrafię wyobrazić sobie twoich obaw, - roześmiała się, dodając mi tym otuchy - ale tobie akurat kolczyki pasują. Oczywiście zależy jakie.
- Planowałem o tu, - wskazałem prawe ucho, odgarniając kłaczki - dać jakiś większy, zapinany kolczyk, żaden długi, nie ma mowy. Na lewym chciałem jakiś mały, no i nieco wyżej, z boku ucha trzy kółeczka lub kolczyka przypominającego obrączkę, plus nausznicę na chrząstkę...
- Ten pomysł zaczyna mi się coraz bardziej podobać...
- Czyli jesteś za...?
- No pewnie! Teraz to chyba nie odpędzisz się od dziewczyn...
- Hehe, serio? Jakoś nie zauważyłem, aby tłumy do mnie rwały.
- No bo się nie rozglądasz. - klepnęła mnie w ramię - Jestem w tej szkole od niedawna, ale zdążyłam zauważyć, że ty i Katsu budzicie ogromny szacunek, ale z tą różnicą, że ty rozpościerasz wokół siebie coś takiego innego. Jak gwiazda Hollywood, która wcale nie chce nią być. - zerknąłem na nią wielce zdumiony i uchyliłem usta.
- Serio tak jest?
- Naprawdę, przecież nie kłamię.
- Heh, to zabawne, bo od zawsze odnoszę wrażenie, że ludzie mnie unikają.
- Unikają? Co ty. Przecież jesteś miły i pewnie jakby ktoś podszedł, to spokojnie byś z tym kimś porozmawiał. Może jedynie ludzie się wstydzą, to wszystko.
- Na takiego wyglądam? - pokiwała twierdząco łepetyną - Ciekawe... Przecież ja nie jestem miły i otwarty dla wszystkich... - bynajmniej nigdy nie byłem, bo nienawidziłem całego świata za to, że on nienawidził mnie i wciąż się na mnie wyżywał lub zabierał coś cennego. Zaśmiałem się pod nosem.
- Coś ty! Chyba przesadzasz. Ja znam optymistycznego Taisho, który zawsze pomoże! - kolejny raz poklepała mnie po barku, na co rozchmurzyłem się i powaliłem ją subtelnym uśmiechem.
- Ale tych kolczyków i tak nie będzie widać, bo włosy je zasłaniają. No, może nausznicę. - dumnie prezentowałem małą część ciała i razem wyszliśmy z lokalu.
- Przecież nie jesteś kłodą i będziesz się ruszał, to będzie widać.
- No pewnie tak. Aaa, nie jestem pewny, to na pewno dobra decyzja? Tak wszystkie na raz? - poczekałem na odpowiedź, ale kiedy Watanabe jej nie udzieliła, zaintrygowany odwróciłem się w tył. Zatrzymała się przed sklepem obuwniczym i szeroko rozwarła powieki, a jej palce w żelaznym uścisku wymęczyły pasek od siatki. Tego stanu jeszcze u niej nie widziałem - Akane...?
- To on! To ten facet, co wysiadł z samochodu! - zerwała się z miejsca i sprintem pobiegła do drzwi, za którymi znajdowały się parkingi, a przybysz przedzierał się przez tłumy.
- Co? Samochód...? - odruchowo wybiegłem z nią ze szklanego budynku, ale dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że chodzi jej o wypadek jej brata, w którym zaginął.
- Był tu! - krzyknęła, gdy trop mężczyzny urwał się w samym zarodku, a on zniknął w ogromnym tłoku. Rozglądała się nerwowo, cała drżała, dlatego podszedłem do niej i objąłem ją ramieniem.
- Spokojnie... To na pewno był on?
- Taisho, widziałam go, widziałam! To na pewno był on! Szedł do wyjścia! - stanęła przodem do mnie, a z jej oczu powoli zaczęły wyciekać łzy - Na pewno go widziałam! To był on! I... Zgubiłam go. - szlochając wtuliła się spontanicznie w moją koszulę, na co przygarnąłem rozdygotane ciało i pogłaskałem ją po głowie, posyłając jakiejś babci spojrzenie mówiące, żeby lepiej się nie wtrącała - Zgubiłam...
- No już, uspokój się. To, że go widziałaś to już jest znak, że istnieje i może być w tym mieście.
- Ale...
- Tak więc skoro jest, pewnie znowu go zobaczysz, jeśli zaczniesz szukać lub poczekasz. - mówiłem stanowczo, ale i z nutką spokoju, która wpijała się w ucho nastolatki. Dzięki temu czułem, że dziewczyna przestaje drżeć.
- Prawdopodobieństwo znalezienia tego faceta w jednym z największych miast jest prawie zerowe. - podniosła wzrok, oczekując w moich oczach dojrzenia jakiejkolwiek nadziei. 
- Nigdy się nie poddawaj, dobra? Trzeba...
- Przepraszam Tai. - zaśmiała się, pociągając nosem - Taka mała chwila słabości. Nie spodziewałam się tego i dlatego tak wyszło. No nic. Przynajmniej wiem, że sobie tego nie wymyśliłam. No dobra, już jest w porządku, będę czekała, jak zwykle, przecież nie wyrośnie mi teraz spod ziemi. - uśmiechnąłem się ze współczuciem. Co za silna osoba...  Podziwiam ją, normalnie brak słów na cokolwiek... - Równie dobrze on może już nie żyć, więc nie powinnam się ekscytować.
- O nie, tak nie mów. Chodź, odprowadzę cię na przystanek. - wzięliśmy siebie pod pachy i ruszyliśmy do parku.
- Dzięki. - uśmiechnęła się, dzielnie trzymając zakupy.
- Nie ma za co... - luknąłem na czarny samochód, który prawie najechał mi na stopę.
- Hejcia braciszku, Akane, gdzie idziecie?
- Hiro? Ciebie spodziewałem się najmniej. Idę odprowadzić Akane.
- Wskakujcie, podwiozę was. Szczególnie zagubionego kwiatuszka.
- Nie trzeba, to da... - Sasaki posłał szatynce bardzo wymowne spojrzenie, dzięki któremu udało mu się zaszantażować biedną siedemnastolatkę, która nie znała jego sztuczek - leko... No dobrze, dziękuję. - skruszona wsiadła do wozu na tylne siedzenie. 
- Tylko niech ci się nie zachce szaleć, mam cię pod kontrolą... - zapiąłem pas, kładąc dłoń blisko skrzyni biegów.
- Tak się składa kochany, że to ja dostałem prawo jazdy, nie ty. - wystawił mi złośliwie język, przez co na moim czole wyskoczyła widoczna żyłka, a brązowooka wybuchnęła śmiechem.
- Jedźmy już... - burknąłem, klnąc coś pod nosem.

Skandal. Jak dojadę w jednym kawałku, to będzie dobrze.


***


- I pamiętaj! Czekolada to tanie sztuczki na podryw! - Hiro gibał się przy kierownicy, machając dziewczynie na pożegnanie.
- Tak, tak, będę pamiętała! - cała roześmiana weszła do domu, a my odjechaliśmy z podjazdu. Głupota brata zaczynała mnie coraz bardziej dobijać.
- Sympatyczna jest.
- A tak w ogóle to kiedy kupiłeś sobie ten samochód?
- Nie mów, że go nie widziałeś...
- Widziałem... - pstryknąłem go za karę w nos - Ty chyba masz za dużo kasy. Przecież to auto jest drogie! Ile zarabiasz?
- Tajemnica. - zaśmiał się, szczerząc szeroko aż do bólu - Ale na to cacko musiałem się napracować i to sporo.
- Ta, ojciec Yasu pewnie kupiłby taki wóz od niechcenia. - wzruszyłem ramionami, przypominając sobie jego dom.
- Aż tyle kasy?
- Taa... Ej, to Yasu! Co on tu robi?! - przykleiłem dłonie do okna, widząc, jak obraz odstawionego w garnitur Higoshego i jego rodziny przemyka przed moimi gałkami jak jakaś tania reklama.

Po moim okrzyku nastało milczenie, zakłócane jedynie dźwiękiem pracy silnika i klimatyzacji oraz ruchu ulicznego za szybą, która aż błyszczała ze szczęśliwej czystości.

Co on robi na mieście z rodzicami, w garniaku? Ale śliczny... Te włosy takie nieco odstające, wyprostowany, spodnie... Zaraz, przecież miał mieć trening.

7 komentarzy:

  1. Akane,Akane,Akane -.- Sorry,ale za dużo jej w tym rozdziale... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hiro mógłby ją "przez przypadek" najechać tym autkiem...

      Kurde czytam to opowiadanie drugi raz a nadal mnie tak strasznie ciekawi ! I nadal Akane mnie irytuje ...

      Usuń
  2. Ja tam zedecydowanie lubię Akane a zaś Yasu mnie irytuje. Kolejny świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam to opowiadanie od wczoraj i jestem zakochana w nim *,* chociaż mnie smuci trochę to że w 69 rozdziale miałam nadzieję na rozwój akcji, ale i tak zajebiste

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nom też myślałam o tej liczbie kiedy czytałam rozdział i też miałam nadzieję na jakiś rozwój akcji

      Suzi

      Usuń
  4. Rozdzial 69 a tu pol rozdzialu z Akane, juz nawet tego nie czytalam tylko przewinelam lel~RR

    OdpowiedzUsuń