9.06.2012

Rozdział 71

Podążasz pustą uliczką, błądząc między raniącymi kroplami deszczu, bo boisz się prawdy. Obawiasz się, że nie żyjesz, dlatego z mordem w iskrzących oczach zaciskasz mocniej palce, nasłuchując brzęku broni. Chcesz zabić, stąpasz po krwi, którą sam z kogoś wyssałeś - tak, kocham ten kawałek mojej ulubionej książki i już nawet wiem dlaczego. Mam ochotę udusić wszystko co żyje. Mam nadzieję, że po przyjściu ktoś mnie uspokoi i nie dowali swoich racji bądź też w ogóle zostanę olany i będzie to racjonalne wyjście z sytuacji.

Impulsywnie przekroczyłem próg milczącego mieszkania i trzasnąłem drzwiami, rzucając plecak gdzieś pod szafkę. Zmierzając w stronę kuchni, z której dochodziły dźwięki opróżnianych toreb, przyjąłem spokojną postawę i oczekując jakichś wyjaśnień, podparłem się ręką o blat stołu. 

- Witaj Taisho, dawno cię nie widziałam. Co chcesz na obiad? - uśmiechnęła się jak zwykle, układając zakupy na półce. Nawet na mnie nie zerknęła. Czyli gramy w nic-się-nie-stało. Yhym, okej - Byłam w sklepie, więc możesz sobie zażyczyć czego chcesz. Przez jakiś czas będę w domu.
- Nie ma z tobą koleżanki? - zapytałem, gdy po dłuższym okresie mojego milczenia zaniepokojona łaskawie luknęła w moją stronę. Do ściany nie będę przecież mówił, ponieważ ona mi nie odpowie. Kobieta przystopowała z rozpakowywaniem, kiedy dostrzegła, że nie jestem zbyt skory do świętowania jej wspaniałomyślnego przyjazdu.
- Pojechała taksówką do domu, bo jej mąż przyjechał.
- Aha. Pewnie ona też nie miała telefonu, żeby o tym napomknąć, prawda?
- Daj spokój, Taisho, przecież mówiłam, żebyś jechał do domu, jak mnie nie będzie. 
- Jeśli bym to wiedział, nie sterczałbym jak głupek na dworcu, kiedy miałem inne plany, na które czekałem od dawna.
- Chyba raz w roku możesz wybaczyć matce, że o coś cię poprosiła.
- Argh, nie o to mi chodziło. Dlaczego w ogóle na mnie nie poczekałaś?
- Przyjechał mąż koleżanki, więc on mi pomógł z zakup...
- Nie mogłaś na mnie poczekać? Poszlibyśmy razem.
- Taisho, przecież n i c się nie stało. Nie zachowuj się jak dziecko.
- No jasne. Dzwoń, stój sobie i powiedz na moim miejscu to samo, powodzenia życzę. - niezdarnie odsunąłem krzesło i z piskiem usiadłem przy stole. Wziąłem głębszy wdech na uspokojenie i zebranie powagi, po czym przemyślałem swoje zachowanie i doszedłem do wniosku, że trochę mnie poniosło - Dobra, mama, przepraszam. Jestem dzisiaj trochę...
- Z Hiro na pewno nie byłoby takich problemów. - weszła mi w zdanie, gdy nasypywała do solniczki bialutki proszek.
- Pewnie tak. - zamknąłem oczy i ugryzłem się w język, aby nie powiedzieć paru słów za dużo. Ten temat od zawsze nienaturalnie mnie drażnił, toteż muszę sobie przypomnieć dawne, codzienne opanowanie - Bo do Hiro pewnie byś zadzwoniła, ma lepszy telefon. - mówiłem powoli i spokojnie, jednak mój ton z lekka ociekał sarkazmem.
- Wiesz, że nie to miałam na myśli.
- Tak, wiem, zawsze będę tym młodszym, który jest dzieckiem, zdążyłem się przyzwyczaić. - tym razem powaga pomieszana z westchnięciem przewiała moją złość.
- Nawet nie zaczynaj tego tematu. Gdyby ojciec tu był, już dawno rozmowa o takie duperele dobiegłaby końca.
- Dobrze, w takim razie co robisz na obiad? - zmieniłem temat, aby choć raz wina takich sprzeczek nie spadła tylko na mnie.
- Twój tata ciężko pracuje, aby tutaj było w porządku, a ty nawet się nie starasz. Całe życie nie skupiasz się nawet na nauce, czas się obudzić.

Koniec, miarka się przebrała. Nikt mi nie będzie mówił po raz kolejny, że moja nauka i zmarnowane przez to wolne chwile nic nie dały. Całe gimnazjum moim słońcem było okno lub lampa, kiedy zapadał zmierzch, a rozrywką stały się litery skaczące po kartkach. Opuściłem głowę i zaciskając palce, gwałtownie odsunąłem się od stołu. Tak, wiem, że moje zachowanie pewnie jest dziecinne, ale tego tematu nigdy nie zaakceptuję, bo ciągle do niego wracają, drażniąc mnie.

- Nie masz mi niczego do zarzucenia. - powiedziałem przeszywającym tonem i natychmiast się odwróciłem, bo nie miałem ochoty oglądać jej zaskoczonej miny.
- A o...
- Zjem na mieście. I tak niedługo wychodzę. Smacznego.

Zostawiłem ją z ręcznikiem w ręku i wkurzony poszedłem na górę, aby przygotować się do spotkania z rodzicami Akane. W końcu mam tylko marną godzinę.



***



- Spierdalaj! - czarnowłosy szarpnął się, wyrywając z rąk rudzielca swój kołnierz i rozgoryczony przyspieszył, by tylko wydostać się spoza szkolnych murów - Nosz kurwa. - mruknął do siebie, kiedy poczuł, że ktoś leciutko stuknął go w ramię.
- Spokojnie, pędzisz jak koń, któremu świeżo podbili podkowy stworzone z płomieni ogromnego ognia.
- A, Katsu... - nastolatek popatrzył na starszego przyjaciela z nutką rezygnacji, ponieważ tradycyjnie nie mógł zrozumieć co temu człowiekowi chodzi po głowie. 
- Kto cię tak zdenerwował, że zioniesz ogniem na odległość?
- Aaa, taki tam koleś. - machnął dłonią, ani razu nie spoglądając na białowłosego - To ja lecę, spieszy mi się.
- Chwileczkę, zaczekaj. Przecież idziemy w tym samym kierunku. 
- Już piątek dzisiaj? Hym...
- To co się stało? - Hanari wygodniej narzucając na ramię szelkę, razem z Ukyo wyszedł na ulicę.
- Takie tam. Wychodzę, chłopak na mnie wpadł i jak zwykle to moja wina, normalka.
- Raczej jego, a nie twoja.
- Dobra, koniec tematu. I tak jestem zmęczony.
- Jesteś na mnie zły? - to zdanie spowodowało, że Igichi w końcu spojrzał prosto w szare tęczówki, które luźno wystawały spod przymkniętych powiek.
- Dlaczego miałbym być zły?
- Ponieważ wczoraj powiedziałem, że samotność mi odpowiada i w pewnym stopniu mogłem sprawić tobie przykrość, gdyż możesz odczuwać coś zupełnie innego?
- Nie... - czarnooki zaśmiał się półgębkiem i odetchnął, powoli wypuszczając powietrze - Powinienem być chyba zły na siebie, za swoje fochy. Czasem cię nie rozumiem, wiesz?
- Domyślam się.
- Ale nie mówisz cały czas zagadkowym tonem.
- Staram się, więc pewnie nijak naturalnie mi to wychodzi.
- Jest dobrze. Nikt nie jest idealny.
- Chodź, przejdziemy się tam. - Katsuyoshi pokazał niewielki skrawek parku z dwoma wzgórzami.
- Po co? Przecież mówiłem, że mi się spieszy.
- Ponieważ chcę wiedzieć co jest powodem twojego zdenerwowania i frustracji, a czas zdąży jeszcze uciec.

Siedemnastolatek zamrugał kilkakrotnie zdezorientowany, lecz po chwili uśmiechnął się i kręcąc łebkiem poszedł za szkolnym księciem, który potrafił dostrzec to, czego większość nie była w stanie zobaczyć.

- Jesteś tego pewny?
- Oczywiście. Pójdziemy na górkę, gdzie chodzi mniej ludzi. Aż dziw bierze, że dzisiaj jest ich wyjątkowo dużo, wręcz tłok. 
- Nie lubię tłoku.
- Ja również.
- Jak tam twoja rana?
- Jak widzisz moja ręka ma się dobrze, chociaż jak przypuszczałem zostanie po niej prawdopodobnie mała blizna, ponieważ za późno zacząłem tamować krew.
- To źle.
- Dobrze, ręka ręką, ale teraz możesz mi opowiedzieć o swojej złości.
- Czemu siedzimy na brzegu górki, gdzie rzucamy się w oczy?
- Nie chcę, aby ludzie wsłuchiwali się w rozmowę.
- W sumie ja też. - chłopak usiadł po turecku na giętkiej trawie, a bożyszcz klapnął obok niego, dłońmi oplatając kolana.
- Wiesz co, mam wrażenie, że ten facet zaraz coś powie. Widziałeś jak się gapi?
- Spokojnie, z tyłu wyglądam jak dziewczyna, szczególnie kiedy siedzę, więc bez obaw. A teraz śmiało. - subtelny uśmiech Hanariego dodał brunetowi nieco entuzjazmu, którego dziś mu nadzwyczaj brakowało.

Od tyłu faktycznie wyglądali jak para siedząca sobie na wzgórzu, odpoczywająca, luźno rozmawiająca. Długie włosy Katsuyoshiego i dziewczęca postura Ukyo mogły przyciągać uwagę lub też napawać słodkim obrazem dobranej pary. Śnieżne kosmyki połaskotały policzki Igichiego, ponieważ osiemnastolatek nie dosłyszał wypowiedzi niższego i przez to musiał się nachylić. Smoliste tęczówki wejrzały w głąb srebra, które pochodziło z najszlachetniejszych złóż.



***



Moje palce dopinały ciemne guziki przyszyte na jasnobłękitną koszulę w pionowe, cienkie paski, a stopa trenowała mięśnie, starając się złapać leżący na podłodze długopis. Ponownie machnąłem głową, aby przepędzić z oka opadające wciąż pasma grzywki obciętej na bok i zacisnąłem mocniej pasek spodni. Ściągnąłem pieszczoszkę dochodząc do wniosku, że przestała pasować do mojego image'u. Będę musiał poprosić Yasu o taką samą bransoletkę, ale bez ćwieków. Może być nawet ze sztywnego materiału lub skóry, obojętnie. Wyciągnąłem z plecaka telefon i podłączając słuchawki, ustawiłem ulubione nagranie, wciskając komórkę do kieszeni obcisłych dżinsów.

- Wychodzę, będę wieczorem!

Rzuciłem głośno, aby było mnie słychać z przedpokoju, po czym wyszedłem na zewnątrz, gdzie chodnik był już przyjemnie nagrzany.



***



Ukyo odwrócił smętny wzrok i patrzył przed siebie, obserwując jak w oddali ktoś pucuje szklane szyby biurowca.

- Odkąd pamiętam zawsze miałem problemy z akceptacją. Lubiłem rozrabiać, do dziś jestem głośny i takie tam, wiesz o czym mówię. - położył brodę na kolanach, a białowłosy swoją opierając na nadgarstku, uważnie słuchał zwierzenia - Pamiętam, jak w podstawówce miałem włosy do ramion i większość chłopaków nazywało mnie dziewczyną. Pomyślałem, że jak je zetnę, dadzą mi spokój. Podstawówka jak podstawówka, płytkie myślenie, na jakiś czas miałem spokój. Potem przyszło gimnazjum. Włosy sięgały jedynie czubków skroni, czyli jednym słowem były ścięte na krótko. Standardowo mój temperament oraz to, że lubiłem pomagać przyczyniły się do tego, że znowu porównali mnie do dziewczyny. Przez swoje delikatne rysy twarzy oraz krępą budowę ciała dokuczali mi przez cały czas. Najbardziej wnerwiał mnie jeden rudzielec, z którym dosłownie codziennie darłem koty.
- Czyli nie załamywałeś się przez to, co mówili?
- Nie, oczywiście, że nie! Jestem wybuchowym człowiekiem, więc jak słowne docinki nie starczały, natychmiast biegłem do walki. Nigdy nie akceptowałem tej niesprawiedliwości, że przypominałem dziewczynę, dlatego ciągle chciałem się bić, aby tylko jej nie przypominać. Głupie, co nie? Fakt faktem przez coś tak durnego miałem znajomych, bo mimo wszystkiego mnie lubili, ale nikt nigdy nie chciał zostać moim przyjacielem. Zadawać się z babą? Już lepiej się z niej pośmiać albo wbić nóż w plecy, żeby zdechła od razu. Było mi wtedy przykro, ale jak mówiłem nie stałem w miejscu, zamartwiając się tym. Już w gimnazjum postanowiłem żyć, jak mi się podoba i zaakceptowałem siebie, wzmacniając wolę i pewność. - tutaj przerwał, a jego tęczówki stały się matowe. Domknął powieki i wtulił nos w kolana na tyle, aby mógł wyraźnie mówić - Skoro są różni ludzie, to kiedyś spotkałem kogoś normalnego, bardziej dojrzałego - tak wtedy pomyślałem. W liceum miałem już takie włosy jak teraz, bardziej złagodniałem, nabrałem dystansu a przede wszystkim uspokoiłem się, ponieważ tutejsi ludzie są naprawdę mili. No, nie licząc dzisiejszego chłopaka, który przyczepił się do mnie tak samo jak tamten rudzielec, a na dodatek ma ten sam kolor czupryny.
- Rozumiem... Ludzie naprawdę nie wiedzą, kiedy przestać biegać jak zwierzęta po zoo. Mam nadzieję, że nie przejmujesz się już takimi rzeczami?
- Nie. Po prostu przypomniał mi przeszłość i dlatego tak się zbulwersowałem.
- Miałeś ciężko. Osobiście należałem do spokojnych osób, olewających środowisko, dlatego miałem ciszę.
- Ta, a ja walczyłem, bo nie chciałem sobie pozwalać na obrażanie mnie. Jestem jeszcze dzieckiem, ale nie przeszkadza mi to.
- Nie jesteś już dzieckiem. Optymistyczne, otwarte zachowanie i pomoc dla każdego, kto jej potrzebuje, nie są dziecinne. Masz taki charakter i to jest twój największy atut, który nigdy nie zgaśnie.
- Yhym... - Ukyś uchylił powieki, oglądając świat. 
- Prawdopodobnie straciłeś dzieciństwo, kiedy zacząłeś walczyć. Jedynie cele się zmieniły. - siedemnastolatek nie rozumiejąc myśli Hanariego, próbował znaleźć racjonalną definicję - Bohater, który doznał szkód nigdy nie wyjdzie z nich cało. Może jedynie zmniejszyć obrażenia, uodparniając się na ból, którego świadomie będzie pragnął, aby prowadzić walkę. Nie podda się, dopóki nie wygra.
- Nie rozumiem... - stłumiony głos wstydliwie zdradził swoją niewiedzę, a szklaczki prosząco czekały na olśnienie.
- Poza tym, nie bądź już taki.
- Jaki?
- Smutny. Nie pasuje ci smutek, dlatego staraj się często uśmiechać, prawdziwie rzecz jasna. Aby inni mogli szerzyć pozytywną energię.
- Ta, sorka. Przejdzie mi za kilka minut - wyszczerzył się - Zawsze tak mam, kiedy przypomnę sobie tę sytuację. 

Odpowiedzią szarookiego na monolog bruneta było sympatyczne uniesienie różanych warg do góry. 


10 komentarzy:

  1. Mało przyjemny rozdział... Matka Tai mogłaby zacząć zwracać na niego większą uwagę,zwyczajnie go olewa -.-

    OdpowiedzUsuń
  2. No strasznie nieprzyjemny też mnie irytuje jego matka xD a ta rozmowa była wzruszająca Nu :| - YoOomixkun

    OdpowiedzUsuń
  3. jak mógł zciągnąć pieszczoszkę którą dostał od Yousu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa bardzo umiem pisać imiona... normalnie tak bardzo jak komentarze , ale korzystając z tego , że dzisiaj za dużo mówię i , że chce mi się pisać komentarz to napisze ci , że ten rozdział jest świetny zresztą tak jak wszystkie i choć niczego nowego właściwie nie wnosi to bardzo mi się spodobał . Jego matka przypomina mi moją ... Jest tak samo irytująca . Idę czytać dalej , choć już czytałam to opowiadanie nadal ciekawi mnie tak samo c: .

      Usuń
  4. Mam tyle do powiedzenia w sprawie opowiadania, jednak zrobię to po skończeniu wszystkich rozdziałów ;) Niestety martwi mnie w opowiadaniu, że ciekawsze są postacie drugoplanowe od głównych bohaterów. A skoro już piszę... Ogólnie opowiadanie wciąga, choć ciągle czuć niedosyt seksu, nawet u innych bohaterów, ciekawe nowe wątki, które się często przeplatają tworząc zawiłą fabułę (np. tajemniczy przyjaciel Hiro). Muszę ostatnio duużo czasu spędzać w pociągu i gdyby nie to opowiadanie, umarłbym pewnie z nudów. ALE - bo takie zawsze jest - niektóre określenia użyte w opisach postaci i otoczenia są... tandetne np. "spojrzałem w jego zieleń, a on w mój lód, a tamten w jego szarość, który z koli popatrzył głęboko w jego czerń" :/ Drugim niedociągnięciem wg mnie jest tzw. suche poczucie humoru bohaterów, ich żarty zwykle są żenujące i całkowicie nieśmieszne. Jedno mnie jeszcze dziwi (oczywiście to element fikcji literackiej i autor może sobie pozwolić na wszystko) a mianowicie fakt, że spoora większość męskich postaci jest homoseksualna (biseksualna) - to podejrzane... Na szczęście ogólna ocena wychodzi zdecydowanie na plus, ponieważ opowiadanie po prostu wciągu. Ponadto kiedyś mi pomogło, kiedy miałem kryzys w życiu i pozwoliło mi "odpłynąć" od problemów za co jestem wdzięczny autorowi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze tylko, że niezłym pomysłem jest charakterystyczny wstęp oraz zakończenie rozdziałów w formie refleksji, puenty. Może to kojarzyć się z oklepanymi sentencjami ze stron typu temysli.pl, ale moim zdaniem nadają głębszego wyrazu opowiadaniu i to go po części odróżnia od pozostałych z tego gatunku.

      Usuń
  5. Zakochałam się w tym cytacie na początku czy jak tutaj pisze fragmencie książki =3 Czy mogłabym wiedzieć z czego to? =) Przeczytałam całe opowiadanie i kocham je <3 jesteś genialna =*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wymyślone przeze mnie, więc nie istnieje taka książka, dziękuję~ ♥.

      Usuń
  6. A jakby tak wepchnąć matkę Tai'a pod samochód? -,-

    OdpowiedzUsuń
  7. Najpierw Akane, teraz jego matka, wszyscy pod samochód xp
    Jacieeee, trzeba nam konkretnego Ukyo x Katsu, noo ;-;

    OdpowiedzUsuń