9.06.2012

Rozdział 77

Wczorajszy dzień poleciał bardzo szybko. Odprowadzanie Asahiego, popołudniowe odwiedziny Yasuro plus rozmowa z Hiro i granie na gitarce. Jak to poleciało w ekspresowym tempie, to co mam powiedzieć o dzisiejszym dniu?

Po skończonych lekcjach skierowałem kroki na szkolne boisko do piłki nożnej, gdyż Igichi miał jeszcze historię, a zależało nam, aby pograć na gitarze. Dzień jak każdy, nic ciekawego, znowu byłem zmuszony do odmówienia Akane. Swoją drogą uwielbiam ich. Od szatynki dosłownie z dnia na dzień dostałem czarną kuleczkę, a od Ukysia płaski, kulisty brylancik koloru niebieskiego jak moje oczy oraz dwa, srebrne kółka dla mojego uszka. Jak to powiedział 'będziesz miał na zmianę', heh.

Pokręciłem głową i z łagodnym uśmiechem zacząłem wspinać się na trybuny.

- Nie gadaj głupot! Każdy wie, że jest najładniejszy! A jakie ma zgrabne pośladki...
- A Katsuyoshi? Też super! Tacy ludzie w ogóle istnieją...
- Ale Taisho i tak wymiata. Nie mogę się doczekać jego koncertu.
- Cii, idzie!

Dwie brunetki swobodnie gawędziły sobie o mojej osobie, robiąc jakiś chory ranking, heh. Pewnie dwie pierwsze i ostatnie, bo kogo ja interesuję i kto interesuje mnie. Katsu to bóstwo i tak powinno zostać. 
Przechodząc obok nich zadarłem trochę brodę i posłałem im powalające spojrzenie, słysząc westchnięcia. Obydwie po moim odejściu pisnęły i zaczęły plotkować. Naprawdę - nie rozumiem dziewczyn.

Mmm, mam zgrabne pośladki? No co one nie powiedzą, nie zwróciłem na to uwagi. Eh, koniec tych dwuznacznych myśli, właśnie zauważyłem aniołka.

Rozluźniony usiadłem na ławce i położyłem łokcie na kolanach, z dłoni tworząc podpurkę. Przymknąłem powieki i z subtelną radością rozpocząłem obserwację. Nie, żebym faworyzował Yasuro, ale tylko on, no i może taki jeden chłopak grają rewelacyjnie. Dobrać jeszcze dwóch takich i na luzie rozgromiliby całą drużynę. Widać, że się stara... Dla mnie nawet w tym zachowuje swój naturalny urok i wdzięk. Mógłbym tak siedzieć i patrzeć... Nawet nie mam po co iść do domu, ostatnio lepiej czuję się w szkole, gdzie ciągle mogę go zobaczyć, chociaż tyle. Po co wracać do mieszkania, gdzie nie czeka na ciebie to, czego byś chciał? Chyba do końca życia nie wydziękuję takiego wielkiego cudu jaki mnie zastał. Już nie mówię o aniołku, lecz ogólnie o życiu. Chyba coś zaczyna się układać, wiele starań nie poszło na marne. 

Ani razu nie spojrzał poza pole boiska. W sumie dobrze, nie chcę go rozpraszać. Nie mam pojęcia ile tam siedziałem, ale brunet przypomniał mi, gdzie miałem się wybrać. 

- To jak, idziemy? - uśmiechnął się szeroko - Dostałem pięć!
- Oo, gratuluję. Widzisz, a tak narzekałeś, że czwórki nawet nie będziesz miał. Mam nadzieję, że zdążymy dojść zanim się rozpada. - podniosłem z desek swoje cztery litery i założyłem plecak.
- Musimy!

Zaśmiał się i oboje ruszyliśmy do wyjścia. Schodząc z trybun ostatni raz popatrzyłem na zziajanego szatyna i złapałem się za ucho, mając świadomość, że tylko od niego nie dostałem jeszcze kolczyka. Resztę niedługo będę mógł założyć.

Minął dopiero jeden dzień.



***



- Ukyo! Coś mi się zdaje, że nie zdążymy dojść bez zmoknięcia. - burknąłem, gdy w połowie drogi złapała nas ogromna ulewa.
- No co ty? - roześmiał się - Masz parasolkę? - zapytał, ciągnąc mnie pod dach jednego ze sklepów znajdujących się wokół placu.
- A jakbym miał, moknąłbym jak palant? - nieco zziajany pokręciłem łepetyną, rozpryskując kryształki.
- Szkoda.
- A nie możemy iść do ciebie? Kiedyś mówiłeś, że mieszkasz w okolicy. - nie uszło mojej uwadze to, że w jednej sekundzie spoważniał.
- Dlaczego do mnie?
- Bo jest blisko, a nie chcę, żebyśmy się przeziębili przez skoki temperatury.
- Ale... Remontują mi ulicę, a zresztą jest ciepło.
- Oj tam jak ty wchodzisz do mieszkania, to ja też sobie poradzę.
- Takim czymś popsikali posadzkę... No i ubrudzisz sobie buty.
- Trudno, wyczyści się. Ty masz bialutkie. - uśmiechnąłem się - No dawaj, co jest?
- Nic, ale nie możemy poczekać?
- Na co? O co ci chodzi? Jakoś nikt nawet nie wie gdzie mieszkasz.
- Bo nie ma się czym chwalić.
- Co?
- Nic, do jutra, nie chcę grać. - wybiegł spod zadaszenia, mocząc swoje włosy. 
- Czekaj! - bardzo zdziwił mnie taki obrót spraw, dlatego odruchowo pobiegłem za nim i złapałem go za rękę - Co się stało?
- Puść! Bo moknę. - szarpnął się, ale ponownie go zatrzymałem.
- Ukyo! O co chodzi? Powiedz mi, chcę wiedzieć!

Z wyczekiwaniem przeglądałem się w czarnych tęczówkach, które ukazywały zarówno irytację jak i zmieszanie. Czułem, jak ciężkie, zimne krople odbijały się od mojej dłoni, którą trzymałem na jego barku, a koszulka niezbyt przyjemnie przyklejała się do mojego ciała. Woda ułożona w malutkie strumyczki skapywała z naszych twarzy, a kosmyki powoli opadały, czekając na odpowiedź jednego z nas. Klaksony samochodów zostały uciszone przez szturm gęstego deszczu, a kilka par oczu patrzyła na nas jak na wariatów. Niebo runęło.

- Chcesz wiedzieć? - ciemne brwi w ułamku sekundy zacisnęły się, nastawiając buntowniczo - No okey, sam tego chciałeś. Tylko potem niczego nie komentuj, jak się nie spodoba zachowaj dla siebie. Teraz nic nie gadaj, aż dojdziemy, bo nie chce mi się mówić.

Zaskoczył mnie słowami, tonem jakim przemawiał, a także siłą, kiedy mocno i gwałtownie pociągnął mnie za rękaw koszuli. Przerzedziłem podeszwami płytkie kałuże i prawie biegłem, nie mogąc nadążyć za jego upiornym tempem. Powstrzymałem się od pytań, gdy przeszliśmy jakieś stare klatki. Wyszliśmy na jakieś podwórka i w kilka minut dotarliśmy do zadbanej kamienicy, która z pozoru wydawała się bezpieczna. Dla przejezdnego tak, dla miejscowego, nie. Nie, żeby budynki były złe, po prostu tymi ulicami przechodzi dużo miejscowej hołoty, która często niekoniecznie wie co to trzeźwość. Na ostrym zakręcie zostałem pociągnięty w przeciwną stronę, toteż przytrzymałem się murku dostrzegając w łapkach siedemnastolatka niewielki pęk kluczy. Drzwi od klatki były tylko od ulicy, więc niezbyt ciekawie, jeśli chciałoby się uciec 'tyłem'. Zostałem wepchnięty do czystej klatki i skierowany na wyższe piętra, ledwie stawiając prosto stopy. Woda lała się z nas jak z kranu, ale widocznie komuś to nie przeszkadzało, bo minęła chwila i już stałem w jasnym przedpokoju. Czarnooki zamknął drzwi na klucz i stanął naprzeciwko mnie, z obojętną miną ściągając z siebie bluzę.

- No proszę. To jest mój mały dom w dzielnicy ćpunów i pijaków. Nie mam takiego domu jak ty, Yasuro czy Akane i pewnie Katsu. Można nawet powiedzieć, że jestem biedny. Tak, mieszkam sam.
- Ukyo, czekaj... - spróbowałem mu jakoś przerwać, ale za bardzo się nakręcił.
- Nie mam rodziny. Wywalili mnie z domu. Zawsze byłem popychadłem, nikt mnie nie lubił. Od zawsze sam. Rozwrzeszczany bachor grający w swoją idealną grę.
- Ukyo.
- O, tu masz salon, tam jest mój pokój. Mała dziura, co nie? Okolice jeszcze lepsze. - machnął rękami, ze stóp zrzucając trampki - Wszyscy mnie nienawidzą. Przyjść? Przestań! Jeszcze dostaną w łeb i co wtedy. Dla takiego emosa jak ja nawet nie warto tu przychodzić. Obejrzane? A teraz żegnam...
- Ukyo! Zamknij się! - wydarłem się, co go skutecznie otrzeźwiło. Odetchnąłem i na spokojnie rozpocząłem temat - O to chodziło? Tego się właśnie wstydziłeś? Ten cały... Dom? - nie mogłem zrozumieć absurdalności jego wyimaginowanych kompleksów.
- Jak to 'tego'? Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego kim jestem, gdzie mieszkam? Najgorsza dzielnia. Taisho, jestem sierotą, lebiegą, debilem!
- Nie jesteś sierotą, bo masz rodziców. Lebiegą tym bardziej, skoro sam tu mieszkasz, a o debilu nawet nie wspominaj, bo cię walnę. Co ty masz do mieszkania? Przecież ono jest ładne, świeżo po remoncie!
- Fakt, ale jest małe. Wy wszyscy macie takie wielkie domy, a ja małe gówno. - spuścił wzrok, zaciskając palce i wargi.
- Jak ty coś wymyślisz... A mi się podobają takie mieszkania, serio. Przytulne, a nie hale. W dodatku masz normalne wymiary, jak w bloku, takim lepszym, więc nie masz co narzekać. Chcesz zaimponować wielkością?
- Nie. Ale... Kto by chciał do mnie przyjść? Jestem głupi. - biedny zaczął się rozklejać, zakrywając wilgotną twarz dłońmi.
- Nie mów tak... Nie jesteś głupi. Nawet nie wiesz jak potrafisz poprawić humor.
- Komu? Pośmiejecie się i pa, nie mogę na nikim polegać. - pociągnął nosem - Zawsze byłem sam. Jestem pechowcem. Sam bym się bał takiej okolicy.
- Przestań... Masz nas. A na pewno mnie. Bardzo podnosisz mnie na duchu i smutno mi, gdy ukrywasz wszystko w sobie... Wiesz. Dopóki komuś nie powiesz, bądź wykrzyczysz co czujesz, ten ktoś nigdy nie będzie wiedział. - mój melodyjny i ciepły głos rozbudził w nim rzewne łzy, dlatego pogłaskałem go po mokrych włosach - A jak ktoś cię odrzuca, to jest głupi.
- Czemu właśnie ja mam takie porąbane życie? Dlaczego to właśnie spotkało mnie? Co ja takiego kurna zrobiłem?! Do dupy! - krzyknął, krztusząc się łzami.
- No właśnie Ukyo, dlaczego ty? - nie znając odpowiedzi na jego pytanie, chociaż tak postanowiłem dodać mu otuchy - Życie jest niesprawiedliwe.

Bez pośpiechu przytuliłem to drobne, drżące ciało, które nie dość, że od życia dostaje lód, to teraz jest całe przemarznięte od pogody. Dobrze, że piaskowe ściany jakoś ogrzewały atmosferę.

- Rodzice... Ja nie wiem za co oni mnie nienawidzą. Odkąd pamiętam wymagali ode mnie więcej, niż byłem w stanie zrobić, a sami siedzieli, nie pomagali. Wszystko miało być idealnie. Zero pracy, a dziecko w wzorowymi wynikami, wychowane. Ale nie, jestem diabłem. Bałaganiłem w domu, a jak trochę podrosłem - w szkole. Przynajmniej tak mogłem odreagować samotność. Schować się za maską beztroski. 
Za mało...
Kiedy miałem trzynaście lat usłyszałem, że obydwoje wstydzą się takiego syna i najlepiej by było, gdybym nigdy się nie urodził. Wiedziałem, że mnie nienawidzili, ale nie chciałem tego usłyszeć. Rok później postanowili mnie wywalić z domu. Nie mają problemów z pieniędzmi, można powiedzieć, że na nich śpią, jednak fakt, że musieli trochę wydać na zwyrodniałego syna budził w nich obrzydzenie. Żeby sobie ulżyć, wywalili mnie za miasto, byłem zdany sam na siebie, ale dziękuję im za to, bo spoważniałem. Ulżyło mi w pewnym stopniu. Jedyne co muszą robić do czasu mojej pełnoletności, to przesyłać mi pieniądze na utrzymanie, naukę i wydatki. Każdy przelew jest bez słowa, nic. Kto by chciał mieć nieidealnego syna, jak lepiej można zająć się samym sobą? Kto chciałby mieć lebiegę, która łudzi się, że cokolwiek umie?
- Przestań... Każdy ma talenty, trzeba je tylko odkryć... - pogładziłem jego plecy i odetchnąłem, kładąc podbródek na twardym ramieniu.
- Jaki niby mam ja? Świetnie się uczysz, grasz na gitarze, jednoczysz ludzi, śpiewasz, piszesz piosenki, budzisz sympatię, jesteś cudowny, jak model. - wszystkie wymieniane uwagi wywróciły półki własnego mniemania. Jakby nie patrzeć czegoś się dorobiłem...
- A ty masz coś, co pocieszy nawet najbardziej zamkniętego w sobie człowieka. Lubisz dzieci, kochasz pomagać wszystkim. Przez doświadczenia życiowe rozumiesz lepiej niż ktoś inny, jesteś dorosły, poradzisz sobie, masz lepszy start. Ja jestem cholernym egoistą, bo w ogień rzuciłbym się tylko za ludźmi, których znam. Poza tym, też grasz na gitarze, tylko później zacząłeś, a z takim ciałem nie jedna agencja wspięłaby się na sam szczyt.
- Taisho... - wybuchnął płaczem plamiąc moją i tak wilgotną koszulę, po czym bardzo mocno i szczelnie przyczepił się do mojego torsu, palcami ciągnąc w dół biały materiał, sięgający już poza pośladki - Znowu sprawiam kłopoty i niepotrzebnie was martwię swoimi emocjonalnymi reakcjami. A do tego włosy mi się zawinęły!
- Głupek z ciebie! Niby sprawiasz kłopot? Chyba samemu sobie. No, Ukyo. - zaśmiałem się, tuląc go do siebie jak młodszego brata - Lepiej jak mówisz o swoich problemach, niż trzymasz to w sobie. Nie wiem jak inni, ale ja widziałem jak się męczysz, chowając się za uśmiechem, dlatego jestem szczęśliwy, że to właśnie ja mogę słuchać twojej historii. Wolę takiego Ukyo. Jeśli mi ufasz, pozwól sobie pomóc i bądź szczery, okej?
- Okey... - tym swoim akcentem na ostatnią literę przypieczętował obietnicę i zamknął powieki, pozwalając się obejmować - Ale i tak będzie mi głupio, nigdy o sobie nie mówię.
- A niech będzie, masz mówić, to zrobię to samo, bo mam wstydziochę jak ty. - jakoś nie interesowało mnie jak wyglądam... Zauważyłem, że aby go uspokoić, trzeba dać trochę błahego ciepła, niby niewiele, ale dla kogoś samotnego jest to jak kocioł żaru, który miło cię rozpala - Jeśli trzeba będzie, pomogę ci w domu, obojętnie. Nie jesteś już sam, uśmiechnij się. Nie lubię, gdy się smucisz.
- Dzięki... - ostatni raz pociągnął nosem i przetarł powieki, bidulka... Zżera mnie myśl, jaką miał niesprawiedliwą przeszłość. - Aj! Jesteś cały mokry, pewnie ci zimno, chcesz coś do picia? - zerwał się gwałtownie, zabierając w otchłań czarny humor.
- Noo, trochę przemokłem. Mógłbyś mi zrobić kawy? Ja pójdę wysuszyć koszulę i włosy.
- Mam tylko herbatę... Może być? - zaśmiał się, pokazując ząbki.
- Może.

Zachichotałem pod nosem i poczłapałem do łazienki, w której unosił się wyjątkowo niezbyt intensywny, kwiatowy zapach. Naprawdę lubię takie mieszkania, bo mają swój klimat. Mógłbym w takim mieszkać, bo wielkość nie robi mi różnicy, zawsze czuję się dobrze. 
Po krótkich poszukiwaniach suszarki, ściągnąłem lepki materiał, aż przeszły mnie ciarki i wcisnąłem do kontaktu wtyczkę.

Szkoda mi Ukyo, cholernie, bo doskonale mogę go zrozumieć, jeśli chodzi o samotność. Ja jednak miałem troszkę lepiej, bo utrzymywałem z rodzicami dobry kontakt. Z własnej woli izolowałem się od społeczeństwa, nienawidziłem go do czasu spotkania Yasuro... Jestem wdzięczny za to, że po wielu obojętnych latach mogło spotkać mnie coś wspaniałego, a jednocześnie raniącego bardziej niż cokolwiek innego. Ukyś ma w sobie iskrę, ten optymistyczny charakter, więc trzeba go podnieść na duchu, a potem pójdzie jak burza. Chciałbym mu zadać jeszcze parę pytań, ale na razie nie czuję potrzeby. Zrozumiałem co chciał przekazać, nie będę go bardziej męczył.

Kurde, zimno mi przez te ciuchy, brr!

Włączyłem suszarkę, celując nią najpierw na klatkę piersiową.

- Gotowa, niech trochę ostygnie. Muszę się dosuszyć. - chłopak odwrócił wzrok, kiedy po rozpracowaniu guziczka zerknąłem na jego minę.
- Szybko wysuszę koszulę i już ci daję suszareczkę.
- Patrz jaki mam myk. - podszedł do kremowej półeczki i wycisnął z niej granatowe urządzenie - Tu mam drugą, ha! - rozradowany pokazał mi kabel, a jego twarz przybrała delikatny odcień szkarłatu, gdy wzrokiem zjechał poniżej mojej szyi, na nagą skórę.
- Po co ci dwie suszarki? - uniosłem brew, kierując gorące powietrze na rękawy.
- Jedna jest z zimnym powietrzem, a druga szybciej suszy. Tak, mam obsesję na punkcie włosów. - ulubiona barwa głosu zawibrowała w powietrzu.
- Ale to dobrze, bo ja też! Nienawidzę jak każdy włos sterczy w inną stronę. - głośny powiew zakłócił spokojne szumy poprzedniego trybu ustrojstwa.
- U ciebie akurat nie widać, kiedy odstaje ci jeden włos, bo przecież masz z tyłu nastroszone... Trochę.
- Bo układam... Chciałbym mieć takie jak Hiro, zawijające się nad karkiem, odstające od szyi. Ale dobra, Taisho burza. Elektryczna gitara, elektryczny fryz.
- Nastroszymy go! - rzucił się na moją głowę z suszarką, na co odrzuciłem suchutką koszulę na dzięki Bogu suchy zlew.
- Nie! Nie rób tego. - puściłem mu w twarz strumień największego powietrza, przez co przymknął oczy.
- No eej, ale będzie fajny...! - jego łapki powędrowały na moje kosmyki, zaczynając je rozklejać.
- Ukyo, zabije cię, nie chcę mieć szopy! - złapałem go za nadgarstki, a w zamian dostałem widok, jakim był wysunięty, czerwoniutki język.
- Jak nie chcesz, żeby ci tak mocno stały, to przeczesuj je czasem palcami, coś powinno pomóc.
- Serio?
- Yhm... - odłączył obie suszarki i schował je w odpowiednie miejsce.
- Wiesz, że masz fajnie pozawijane włosy? - uśmiechnąłem się delikatnie, ponieważ obrazek Ukysia ze słodko podwiniętymi na różne strony, w zależności od rozmieszczenia, kosmykami, rozczulił moje serducho.
- Oj no! Wiem, nie chce mi się teraz prostować! - oburzony zgasił wewnętrzne światło i wyszedł speszony z łazienki - Herbata stygnie!
- Tak, tak... - zgarnąłem szkolny mundurek i poszedłem z nim do salonu, po nagrzanych panelach.

Yasu ma prościutkie jak struny włosy, a jak są mokre... Chcę go!


3 komentarze:

  1. Jaka smutna historyja z tyk Ukyo.
    no i nie ma to jak rozmowa facetów o układaniu włosów ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet jak jest z Ukyo to myśli o Yasu aaach to jest miłość XD

    Suzi

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam bol Ukyo z prostowaniem wlosow! Tez zawsze musze je prostowac bo sa poskrecane kazde w inna strone >.< Taisho jest fajny, zawsze pomaga wszystkim, chvialabym miec takiego przyjaciela, czekam tylko na jakas akcje i juz szczerze niecierpliwie sie i chyba przejde sie do tego Taia aby w koncu wyznal swoje uczucia aniolkowi~RR

    OdpowiedzUsuń