9.06.2012

Rozdział 82

' Będziesz w stanie kochać tylko jego do końca swoich dni? Na zawsze? '

Okrutne pytanie rozpłynęło się w myślach, jak musująca tabletka, pozostawiając po sobie gorzki posmak, którego nigdy nie lubiłem.
Zerwałem się spod kołdry, łapiąc dłonią szalenie poruszającą się klatkę piersiową, po czym zamroczony zamrugałem, dobudzając się.

- Shit! - burknąłem pod nosem, wciąż odczuwając szczątki nieprzyjemnego snu, który był istnym koszmarem.

Co to za pytanie, dlaczego właśnie teraz? To oczywiste, że kocham Yasuro od zawsze na zawsze, inaczej umrę!
Postanowiłem udać się pod prysznic, jednak w czasie jakże rozległej wędrówki zatrzymałem się przy oknie, słysząc głos sumienia, które nagle się obudziło.

' Ktoś dojrzalszy nie byłby bardziej odpowiedni? Na przykład... Eizo? ' 

Przypominając sobie w skrócie wszystkie dziwne, niezręczne sytuacje i własne zachowanie, którego nie rozumiem, cały oblałem się rumieńcem.

- Nie, nie, nie! - pospiesznie odkręciłem wodę, studząc swój wyjątkowo nadgorliwy mózg.

Od dzieciństwa Yasuro pomagał mi we wszystkim, był dosłownie aniołem stróżem, kiedy rodzice nie widzieli jak umieram. Swoim optymizmem budził mnie do życia, którego nie chciałem widzieć, uczył rzeczy od nowa pokazując, że nie są takie złe. Ta więź, która nas łączy jest wyjątkowa, ale nie wiem jak ją określić. Jest dla mnie tak ważna, że boję się, iż wszystko zniszczę, a tego sobie nie wybaczę. Innym życzyłbym męczarni, ale dla niego mogę wysłać tam nawet samego siebie.

Westchnąłem, opierając ciało na piąstkach, które podparły śliską ściankę.

Może naprawdę gdybym... Znalazł sobie kogoś dojrzałego, pełnoletniego, dorosłego...? To nie byłoby takie złe wyjście? To inaczej niż z rówieśnikami... Oboje byśmy wiedzieli czego chcemy, nie byłoby nieporozumień, strachu, że mogę coś zepsuć... Z Eizo na pewno by... Kurwa mać!
Rozgniewany wyszedłem spod natrysku i po wytarciu, dosyć boleśnie naciągnąłem na ciało ubrania. Przejechałem opuszkami po twarzy, gdy nagle zamarłem, przypadkowo czując chłód nausznicy... Natychmiastowo domknąłem powieki, a moje wargi skrzywiły się w pogodne półkole, odczuwając napływ miłego ciepła.

Nie ważne jakbym się starał, na chwilę obecną niczego nie zmienię, nawet przy maksymalnych staraniach.
Chyba zamiast walczyć, powinienem się w końcu z tym pogodzić. Skończyć miotać się jak dziecko. Kocham go. Taka jest prawda. Kocham go... Trzeba to zaakceptować.

Przykucnąłem obok plecaka, by wrzucić do niego książki, jednak zamiast tego uchyliłem powieki, zapatrując się w swoje palce.
Kocham cię Yasuro... Jak to fajnie brzmi. Chciałbyś to usłyszeć?

- Kocham go...

Wraz z westchnięciem, godząc się z bezlitosnym, acz sprawiedliwym losem, wyszedłem z domu. Dzisiaj jest jego mecz, nie mogę tego przegapić!



***



- Siem Tai! - czarnowłosy uderzył mnie w ramię i wraz z szatynką pokazał szeroki wyszczerz, jak na nich przystało.
- Oo, hej, co wy tu robicie? - mruknąłem, poprawiając torbę - Macie zaliczenia, do klasy zdawać!
- Tak, tak. Przekaż Yasuro powodzenia, pa! - rzucili, po czym każde z nich rozeszło się w inny korytarz.

Przekaż powodzenia... Huh, jakbym sam mógł to zrobić. Mecz zacznie się za minutę, już za późno, egh, cholerne spotkanie... No ale idę, zaraz pójdę na trybuny i będę kibicował. Pamiętam jego mecze w podstawówce, jak najniższy biegał wśród chłopaków i irytował się, że nikt go niby nie zauważa. Nie wiedział, że był tym, który budził respekt i do którego bano się podać. A potem jak przez gimnazjum nagle wyrósł i chwalił się w liceum... Głupek.

Przystawiłem nadgarstek do warg, kiedy zasiadając na drewnie zaśmiałem się z niezdarnych wspomnień kogoś, kto niedawno wystraszył mnie swoją przygniatającą siłą.
Jakby nie patrzeć, tak się zmienił, że aż nie mogę oderwać od niego wzroku, od wszystkiego, jednak charakterystyczne gesty nigdy się nie zmienią... Sposób, którym się wita, tak śmiesznie machał rączką, a teraz jaki to daje efekt...
Westchnąłem sobie, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że parę dziewczyn usiadło koło mnie i zachwycało się tak, jakbym był jakąś wygraną w totolotka. Eh, pieprzyć je, jestem tu dla Yasu. Niech pokaże to, nad czym tak ciężko pracuje. Abym poczuł, że moje czekanie nie jest bezsensowne.



***



Minęło 45 minut. Wytrwale siedziałem w miejscu jak posąg z zastygniętym zamyśleniem i uśmiechem ukrytym pod dłonią. Jak on się porusza... Kopie piłkę, podaje, krzyczy na boisku tym swoim seksownym tonem, jest taki wybuchowy... Taki... Taki drapieżny! A w domu przy mnie, teraz, kiedyś, taki... ugh! Nie mogę przestać się gapić, kocham sposób w jaki funkcjonuje. Myśl o tym sprawia, że nie mam ochoty zaprzeczać uczuciu, które w pewnym stopniu dołuje. Przeraża mnie to, że zaczynam zwracać na niego uwagę inaczej niż dotychczas, patrzę w przerażających kategoriach...

Orzechowowłosy zatrzymując się na ćwierć minuty, mając uchylone usta i pot na czole oraz policzkach, złapał za krawędź koszulki i podniósł ją, wycierając twarz. 

O mamooooooo! To ułamek czasu, nic nieznaczące odświeżenie ciała, ale patrząc na ten ruch, odsłonięty brzuch i tę mimikę...! Umarłem!

Chłopak pogładził palcami skronie, mrugając kilkakrotnie powiekami, gdyż gałki oczne stały się nagle suche. Po kwadransie coraz częściej zaczął się oblizywać i szeroko otwierać oczy, z trudem zmuszając nogi do wysiłku. Ktoś, kto stałby z nim ramię w ramię, mógłby zobaczyć, że zbiera mu się na płacz, ma sine ślady pod rzęsami, a także posiada bardzo mały stopień koncentracji, przez co prędzej się męczy - jak człowiek błądzący po pustyni bez wody. W pewnym momencie widząc, że piłka bezpańsko gruchnęła o środek boiska, pokręcił głową i rozpoczął szalony bieg. Kiedy dorwał swój cel, na oślep zaczął biec do bramki przeciwnika, ponieważ zacisnął mocno swoje powieki, a wargi znacznie uchylone wyglądały jak element rozżalonego, głęboko płaczącego dziecka. 

Jeju, jak biegnie z tą piłką! Sam, zasuwa błyskawicznie, ucieka graczom, jest świetny, wszyscy mu teraz kibicują! Aniołek jest...


... Mam dość.. Nie mogę już...

Higoshi otworzył szeroko oczy i wydał z ust dźwięk zduszonego bólu, po czym jego spojrzenie stało się puste, a on upadł na ziemię jak długi, raniąc tym swój nos, kolana i łokcie, z których wypłynęła krew.

Przysięgam, że obserwowałem wszystko jak w zwolnionym tempie. Z każdym jego przechyleniem do przodu odnosiłem wrażenie, jakby ktoś wyrywał mi kawałek serca, przecząc mojej miłości. Zaostrzone krawędzie kosmyków zakrywając twarz, kierowały się ku dołowi, aby w ostateczności rozłożyć się na murawie, brudząc powierzchnię mokrą glebą.
Co się kurna stało?! Dlaczego on upadł?! Co się dzieje?!
Trzy pytania wystarczyły, abym spanikowany podskoczył, kiedy inni siedzieli zszokowani incydentem, a po chwili pobiegł na schody, aby dotrzeć do dolnej części boiska. Ogarnęła mnie ogromna panika, nie wiedziałem co się dzieje, mogłem jedynie biec jak inni ludzie, w kierunku siedemnastolatka, czując się jak we śnie.
Nagle w myślach pojawiły się wizje tego, co może mu się stać, że to poważne, mogę go stracić. Co bym bez niego zrobił? Nie, tak nie może być, szybko, lekarz! To niepodobne do niego, żeby tak padać, szczególnie, że miewał się dobrze... Boże! A co jeśli ma jakąś chorobę genetyczną? Pamiętam jak opowiadał mi o swoim dziadku, który zmarł właśnie w jej wyniku...

Zanim dobiegłem na miejsce, sanitariusze zabrali go pospiesznie do gabinetu pielęgniarki. Proszę, niech to będzie sen. Jemu nic nie może się stać! Taki człowiek, osobowość, to musi być chory sen! Jak wtedy ten, gdzie widziałem, jak pakują go do worka, martwego...
Obudźcie mnie, bo zwariuję... Czy w jednej chwili można stracić wszystko?



***



Po raz pierwszy byłem tak roztrzęsiony, krążyłem w kółko, nie mogąc się uspokoić. Teraz wiem jak czuje się rodzina poszkodowanych, naprawdę! A moje wymysły najczarniejszych scenariuszy wcale nie pomagają. 
Zamek od drzwi, choć na drugim końcu korytarza, wrył się od razu w mój czujny słuch, natomiast z pomieszczenia wyszła pielęgniarka, przywołując mnie machnięciem ręki i troskliwym uśmiechem, który troszkę mnie okiełznał.

- Co z nim? - zapytałem niegłośno w momencie, gdy stanęliśmy przy łóżku chorego.
- Zemdlał z wycieńczenia... Poza tym wszystko z nim w porządku, jednak zalecam przeprowadzenie dodatkowych badań, jeśli to nie zdarzało się nigdy wcześniej.
- To dobrze... - położyłem dłoń na piersi, czując ogromną ulgę. Dalsze słowa kobiety nawet do mnie nie dotarły, liczyło się tylko to, że aniołkowi nic nie jest... Jest okej... Matko jak się bałem.
- Masz numer do jego rodziny? - szatynka zerknęła na bok, sprowadzając mnie na ziemię.
- Nie...
- Będę musiała poszukać w sekretariacie... Sam problem z tymi kartami, jak zwykle. On musi odpocząć.
- A nie może tutaj?
- Niestety. Niedługo muszę wyjść, a on nie może tutaj przebywać sam. Zresztą sam rozumiesz. Zaraz wracam.

Rzuciła, przechodząc już przez próg. Szczerze powiedziawszy niewiele zrozumiałem. Byłem tylko nastawiony na to, że jemu nic nie jest. Jakie szczęście! Przecież ja bym na zawał zszedł... 
Sapnąłem i kucnąłem przy łóżku, chowając twarz w jego kocu, którym został odkryty. Pozwoliłem sobie na przejechanie opuszkami po jego delikatnej skórze gładkiej dłoni.

Wiem, panikuję, ale... Boże, jak dobrze, że ze mną jesteś. Najdrobniejsza myśl o twojej stracie sprawia, że szaleję.



***



Zirytowana kobieta po raz siódmy próbowała dodzwonić się do rodziców - bez skutku. Posłusznie czekałem na krzesełku, wyczekując ostatniego werdyktu, jednak dziwił mnie fakt, że nikt nie odbiera. To niepodobne do mamy Higoshiego, a tym bardziej do ojca.

- Co za rodzina! - pielęgniarka machnęła załamana rękami - Wiem, że to niecodzienna prośba, ale czy mógłbyś go zanieść do domu i poczekać aż przyjdą jego rodzice?
- O... Oczywiście! - zaskoczony, wniebowzięty i szczęśliwy, podniosłem tyłek, zbliżając się do wyrka.
- Przepraszam...
- Ale nie ma za co. Jestem jego przyjacielem i wiem, że w domu bardziej wypocznie. Zaopiekuję się nim...
- Dziękuję... Pojawcie się u mnie jutro, dobrze? - ciemnooka pomogła mi złapać w odpowiednim miejscu aniołka i dała karteczkę z godziną.

Łał... Nigdy nie opiszę tego uczucia, kiedy dostałem w objęcia ciężar bezbronnego Yasuro... Czułem jego ciepło, jego cynamonowy zapach, palce dotykające moich nóg, wszystko powodowało, iż myślałem o nim tak, jakbyśmy byli ze sobą... Jakbym był za niego odpowiedzialny... A to jest czymś normalnym, heh.

W końcu jakby nie patrzeć, trzymam go za pas, idąc z przewieszonym przez ramię yasurowym ciałem, którego już nigdy nie mam zamiaru puszczać. Chciałbym go zatrzymać, wsłuchiwać się w miarowy oddech, a także codziennie oglądać tak słodko śpiącą twarz... Wymęczoną, ale nadal czarującą. Wydaje się teraz jak bezbronny maluch zdany wyłącznie na mnie. Eh, miałem iść do jego mieszkania, ale wybiorę swój, tak będzie bezpiecznie. W sumie chcę potrzymać go trochę dłużej... Jestem chory. Cieszę się z jego nieszczęścia tylko dlatego, że mogę obcować w jego towarzystwie trochę dłużej, mieć go tylko dla siebie... Ale... Wydaje mi się, że stało się coś poważnego, skoro jego rodzice nie dają znaku życia... Zastanawiam się dlaczego zemdlał? Jeśli to miało związek z jakimiś problemami... Dlaczego mi nie powiedział? Czy nie jestem kimś ważnym? Kimś więcej? Co najbardziej przerażające - jak mogłem wcześniej niczego nie zauważyć? Przecież on wygląda jak chodząca śmierć...

Muszę z nim poważnie porozmawiać.


8 komentarzy:

  1. Dobra, wypadek wypadkiem, ale od teraz chyba muszę stwierdzić, że wolałabym paring Taisho-Eizo. Może i on czuje coś do Yasuro, ale to może tylko przywiązanie zwykłe, czy coś...
    Tak, starszy kolo jest lepszy ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. ŻżęĘ TĘę noo po kilku latach udało ci się namowić mnie do czytania(i zarazic mnie Y ) a po następnym roku doszłam do konca (albo i nie do konca bo dalej się bd to rozwijać)noo ale i tak jestem z Sb dumna ze przeczytałam i się sama zmusiłam żeby czytać do konca (aah te Y zawsze jakaś blokada)
    NO i powiem skromnie żę bardzo ciekawe (bo nie umiesz pisać) bo jak potrafiłam z 20 przeczytac na raz jak mi oczy pozwalały to łOoO i jak ja zazwyczaj niczego nie czytam to tym bardziej łOOOoOo!!

    Co mi się tu podobało? Wszystkie te eNowskie sceny jak opisywałaś niektóre sytuacje to padałam z załamania albo ze smiechu a wiadomo jak to jest z moja skromna wyobraznią(nieprzewidywalna)
    i tez poważne momenty tez ciekawe i wgl nie jestem stanie wszystkiego opisac .

    Skoro mam się mega rozpisać co pewnie mi się nie uda bo nie wiem za bardzo co pisać ale jak bd tak dalej do Sb gadac…. Pisać to może wyciąga napisze haha… noooo to co tam jeszcze było? Aaa tak siedziałam u cb i czytałam i trafił się rozdział gdzie cały był o jedzeniu a pozniej się za tym ciągnęło 5 kolejnych bo ktos lubi opisywać ludzi i przednioty „ on miał karmelowe włosy …. Ta szawka przypominała wielką kanapke …. Coś tam było znowu jak kakałko… ”i jak tu nie zgłodniec??

    ~~ TAAA nie chciało mi sie 2 komentarzy dawać

    Ooo jestem na bieżąco i znowu rozdział o jedzeniu i to wtedy kiedy ja tez jeem .
    NOOOOOOOO
    Rozwijasz się co raz bardziej i oby tak daleeej! PISZ WIĘCEJ!!!!

    Proszę twój tak długo oczekiwany komentarz
    mam nadzieje ze wystarczająco się rozpisałam

    OdpowiedzUsuń
  3. Taisho chyba chciał sam siebie przekonac, że te sytuacje z Eizo nic nie znaczyły, ale ile można udawać, ze nic się nie stało? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Justus dlaczego my ciagle myslimy podobnie * porywa ja* oki teraz estes moja :D Eizo jest lepszy moze i to taki slodkie ze on kocha Yosuro ale tylko slo0dkie a moja dusza yaostki pragnie jakiejs sceny :D a wiem ze z Yosuro nie doczekam sie jej nawet za 10 lat :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ma być Taisho - Yosuro a Eizo niech spada na drzewo ! z Yosuro może nie doczekasz się żadnej sceny za 10 lat ... ale może za 11...?

      Usuń
  5. Kuuuuuuuuuuurde ja to bym chciała miec tak twardy sen jak Yasura, Tai go niesie przewieszonym przez ramie a on nie obudził sie wooooooooow

    OdpowiedzUsuń