Wywróciłem
oczami, kiedy kolejny raz w ciągu kilku dni stanąłem przed lustrem i patrzyłem
na swoje odbicie. Trzeba wziąć się w garść. Ostatnie dni spędziłem na ponownym
rozmyślaniu. Przywoływałem niechciane myśli, by je przegryźć i raz na zawsze
pogodzić się z tym wszystkim i zrozumieć, że hyung kiedyś był facetem marzeń, a
teraz jest zwyczajną świnią, więc dobrze wyszło. W głowie również postanowiłem
nie wyżywać się tak na Taeminie ani nie dawać się prowokować. Co będzie to
będzie, ale muszę zacząć zachowywać się racjonalnie, bo irytuje mnie już mój
chaos w myślach, jak i działaniu. Posklejam się do kupy i będę mógł na nowo
żyć sobie w spokoju, jakoś znosząc to, że nie mam wielkich planów ani żadnego
celu. Tymczasowo odstawiłem leki, chcąc sobie poradzić siłą woli i wysiłkiem
fizycznym.
Uśmiechnąłem
się kącikiem do swojego drugiego ja, patrzącego prosto w moje tęczówki, po czym
przeczesałem kosmyki, modelując je niechlujnie za pomocą gumy. Zręcznie
ogoliłem twarz, naciągnąłem na siebie białą koszulkę, a na nią dżinsową katanę,
dopełniając to spodniami będącymi w tym samym odcieniu co kurtka. No, teraz
mogę wyjść. Jeszcze tylko parę razy się wyspać, nałożyć jakieś plastry jak mi
się zachce i sińce powinny trochę ustąpić. Nie będę ćpunem, jej... Pokiwałem głową,
wydostając się po jakimś czasie z mieszkania. Czułem dzisiaj wyjątkowo dużą
ilośc siły i mam nadzieję, że nic mnie z tego nie wytrąci. Choć znając życie i
jego przewrotność w stosunku do mnie, mogłem spodziewać się dosłownie
wszystkiego.
Cały
dzień w pracy ludzie się za mną oglądali, więc w pewnym momencie poszedłem do
lustra i obejrzałem się od stóp do głów, by upewnić się, że nie mam nigdzie
dziury czy jakiejś dziwnej plamy na twarzy. Pod koniec dnia, kiedy na dworzu
było już ciemno, zacząłem się powoli szykować. Spojrzałem na okno, które całe
było ochlapane nawarstwiającymi się kroplami deszczu. Przekręciłem łepetynę w
prawo, podziwiając zacieki tworzące się na szkle. Odkąd pamiętam lubiłem
jesień, bo było w niej coś kojącego. Większość ludzi uważała tę porę roku za
smutną i gnuśną, bo nikomu nie chciało się nic robić, gdy wiecznie lało. Ja tam
zawsze lubiłem deszcz, wydawał się oczyszczający i taki jakiś... Sam nie wiem,
po prostu dobrze się w nim czułem. Dość energicznie złapałem za ciemną kurtkę,
a parasol zacisnąłem w dłoniach. Wychodzę stąd. Nie powiem, żeby to był jakiś
gorszy dzień, ale miałem ochotę odpocząć i zregenerować ciało jak i umysł.
Przechodząc
przez automatyczne, szklane drzwi,
zostałem zatrzymany przez dłoń zaciskającą się lekko na moim ramieniu.
Uniosłem brew, patrząc na blondyna, który chyba uwielbiał mi robić nadgodziny
albo też wyrabiać sobie jakieś normy w dręczeniu mnie. O dziwo byłem póki co
spokojny, tak więc przystanąłem, by wysłuchać co ciekawego ma mi do
powiedzenia.
- Hej? –
przywitał się pytaniem, jakby nie dowierzał, że na mojej twarzy nie widnieje
żaden grymas związany z patrzeniem na niego – Skończyłeś już?
- Jak
widać, właśnie wychodzę z pracy? – wzruszyłem ramionami, zerkając sobie na
lekkie opady atmosferyczne.
- Masz
chwilę? Wiem, że pogoda jest nie ten... No i skończyłeś pracę...
- Mam, o
co chodzi? – przerwałem mu, bo naprawdę nie interesowało mnie co tam sobie
wymyśli. Chce porozmawiać? Okej, nie będę dzisiaj robił problemu.
- O...
okej, to chodźmy gdzieś czy coś, nie będziemy stali pod szpitalem nie?
- W
sumie nie musimy nigdzie iść, możemy po prostu przejść się do ławeczki, nie
powinniśmy zmoknąć.
Rozłożyłem
szkarłatną parasolkę, przenosząc ją nad nasze głowy. No i co on się tak dziwi?
Jest podejrzanie spokojny, nie podoba mi się to. Właśnie takie zachowanie
sprawia, że spodziewam się z jego strony jakiejś tykającej bomby. Juz nie chce
mi się nawet roztrząsać, skąd wziął mój grafik, chociaż mogłem się domyślić, że
od rodziców. Nikt inny nie mógłby go w taki łatwy sposób upowszechnić. W
milczeniu szliśmy pod osłoną mojego parasola w stronę drzew, pod którymi kryła
się metalowa ławeczka, mająca jedynie drewniane siedzenia. Zwinąłem wilgotny
materiał w prostą linię, przystawiając rączkę przedmiotu do wystającej części
siedzenia. Taemin od razu klapnął sobie po lewej stronie ławki, odwracając się
przodem w moją stronę. Bez pośpiechu przygotowałem się do rozmowy, poprawiając
sobie przy tym włosy. Spojrzałem wprost w jego oczy, czekając na to co będzie
miał mi do powiedzenia. Dawaj.
-
Więc... Ogólnie nie chcę cię dzisiaj męczyć... – odetchnął ciężko, ewidentnie
się denerwując. To jest zły znak Minho, baaaardzo zły znak. – Chciałem cię
przeprosić za moje zachowanie w gimnazjum. Jestem z natury uszczypliwy i
potrafię nie dostrzec granicy pomiędzy dobrym żartem a chamstwem.
- Nie
no, chyba nie ma potrzeby roztrząsania naszych sporów ze szkoły, jak byliśmy
młodzi i niedojrzali. – machnąłem ręką, bo naprawdę nie widziałem w tym
najmniejszego sensu.
- Niby
nie, ale i tak nie chciałbym, żeby nasz kontakt opierał się na jakimś niesmaku
pozostawionym z przeszłości.
- Skąd u
ciebie ta nagła zmiana? – zarzuciłem sobie nogę na kolano, wpatrując się w
niego z lekkim rozbawieniem. Taemin i skrucha? To dość niespotykane, nawet jak
na niego.
- No...
– spojrzał na swoje kostki, które trzymał zacisnięte na kolanach. Przygryzł
wargę, na co ja ściągnąłem brwi – Bo ja nie wiedziałem, że ty i... No wiesz...
- Co...?
– zapowietrzyłem się, gdy uderzyła we mnie fala gorąca i szoku, że on wie... Skąd
on wie?!
- No ty
i twój hyung... Ja naprawdę niczego nie wiedziałem, nie dawałeś nic po sobie
poznać, choć jakby zastanowić się nad wieloma sytuacjami, wszystko by
pasowało...
- Skąd
to wiesz? – zacisnąłem palce w pięść, starając się nie panikować, ale miałem
ochotę uciec i nie wracać już nigdy więcej do tego świata. Skąd on do cholery o
tym wie?!
- Ale
spokojnie, ja nic do tego nie mam! Po prostu mi głupio, że ci dowalałem i w
sumie już teraz wiem, skąd ta niechęć... I nasze spięcia...
- Skąd
to wiesz. – powtórzyłem, by nie wymijał mojego pytania.
- Jak
wychodziłem z łazienki w pubie, zobaczyłem was i z czystej ciekawości jak się
dogadujecie, podsłuchałem... – przyznał się prawie, że szeptem, więc musiałem
się nieźle nachylić, by cokolwiek wyłapać. On natomiast podniósł nieco wzrok i
zerknął na mnie z autentycznym przejęciem. Ale co z tego?! On wie... A... A jak
on wie, to inni... też?
- Nie no
nie wytrzymam... – podniosłem się, łapiąc dłońmi za głowę – Dlaczego znowu się
wpieprzasz w moje życie! – warknąłem, spoglądając na niego niczym kat na swoją
ofiarę, tuż przed zarżnięciem. No, to by było na tyle z mojego pozytywnego
nastawienia do odpoczynku. – Specjalnie za mną łazisz, żeby sobie znaleźć
sensację? Dobry, stary Choi Minho zawsze służy całym wachlarzem! A jak!
- Minho,
spokojnie, to nie tak. Naprawdę nie chciałem, ale sam nie wiem czemu byłem
ciekawy no! Nie sądziłem, że mógłbym coś takiego usłyszeć...
- Tak? A
na co liczyłeś?
- No...
Sam nie wiem! Przestań się wściekać! – zirytował się, kiedy znalazł się w
potrzasku, a doskonale wiedział, że zrobił źle.
- Jak
mam się nie wściekać?! Wystarczyło mi, że przypomniałem sobie to wszystko! I
magicznym sposobem, znowu pojawiasz się ty. Zawsze o czasie i w idealnym
miejscu. Przypadek?!
-
Przypadek. Przecież za tobą nie łażę. Zresztą, co ty się tak denerwujesz! Nie
mam nic przeciwko twojej orientacji i naprawdę jest mi głupio, jak cię kiedyś
traktowałem. Gdybym tylko wiedział...
- To
pewnie ze swojej złośliwości wygadałbyś wszystko hyungowi. – mruknąłem, dokańczając
za niego wypowiedź.
- Na
pewno bym tego nie zrobił. Jestem jaki jestem, ale już nie przesadzaj, okej?
- Nie
okej, zejdź mi z oczu. Jak mogłem myśleć, że może dobrze się stało, że
przyszedłeś z tą blondyną? – wypaliłem, niewiele myśląc nad tym co mówię. Byłem
zdenerwowany, spanikowany jak i zestresowany. Emocje wzięły górę.
-
Niczego nigdy nie zrobiłem specjalnie, więc przestań się tak zachowywać.
Przecież gdybym wiedział co was łączyło, to bym nie zorganizował tego całego
zjazdu.
Teraz to
już we mnie zawrzało. Czy to właśnie Taemin Lee był pomysłodawcą na ten
przewspaniały zjazd absolwentów? Nie no, zajebiiiiście, po prostu... Kopnąłem
ławkę, na co blondyn podskoczył, nie spodziewając się mojej reakcji. Jestem
tak wkurwiony, że mam ochotę ukręcić mu ten głupi, jasny łeb! Co on sobie
myślał, że jak wszystko wie, to przyjdzie, przyzna się do winy, bo nagle trochę
mu głupio i co? I ja mu wybaczę oh ah i wszystko będzie okej? Biegnę!
-
Powiedz, że się przesłyszałem i to nie ty zorganizowałeś to spotkanie.
-
Niestety, ale ja. Sądziłem, że to będzie dobry pomysł, aby porozmawiać sobie ze
starymi znajomymi... Ale uwierz, ja też się zdziwiłem na jego zachowanie! Nigdy
bym nie pomyślał, że zmieni się w takiego chama, więc dobrze się stało.
- Co się
dobrze stało?! Znowu włazisz z buciorskami w moje życie i jeszcze liczysz na
zakopanie toporu wojennego? Mam uśmiechnąć się i zapomnieć o latach przeżywania
bólu?!
- Nie,
ale mógłbyś się wziąć w garść. – mężczyzna podniósł się z ławki, by skupić
swoje spojrzenie na moich ciemnych, brązowych oczach. – Przyznaję, nie miałeś
lekko, ale życie toczy się dalej i trzeba jakoś to przetrwać.
-
Trzeba? A po co? – westchnąłem, czując, że mam ochotę się rozpłakać z
bezradności i nadmiaru odczuć – Naprawdę, nie cierpię cię. Działasz mi na
nerwy. Ilekroć się do ciebie nie nastawię dobrze, pojawiasz się i wszystko
rujnujesz, jak jakiś snob.
- Jesteś
za bardzo skupiony na sobie, dlatego nie widzisz niczego poza czubkiem swojego
nosa. – schował ręce do kieszeni – Nie dziwię się, że zostałeś tym lekarzem.
Najwygodniej załatwić sobie pracę u rodziców, nie wkładając w to żadnej pracy i
potem jeszcze obwiniać świat, za swoje indywidualne porażki. To żałosne, Choi.
– spojrzał na mnie z wyższością, jakby naprawdę miał wiele do powiedzenia, a ja
był niedojrzałym gnojkiem, który w ogóle nie znał się na życiu.
- I o
tym właśnie mówię. Przychodzisz, wymądrzasz się, jakbyś był pępkiem świata i
jeszcze wymagasz, żeby każdy biegał jak mu zagrasz. A nie, przepraszam, żeby
każdy zachowywał się dorośle. Tak przecież uważasz. – na moje słowa Lee
przewrócił oczami.
-
Naprawdę Choi, ogarnij się. Nie zazdroszczę ci przeszłości, ale poza odrzuconą
miłością, nie musiałeś się z niczym wysilać. Zawsze miałeś wszystko pod nosem i
jeszcze masz czelność narzekać. Aż mnie niesmak bierze!
-
Zamknij się wreszcie. Gówno wiesz. – podszedłem do niego i mając nierówny
oddech, złapałem go za kołnierz, wykręcając trochę materiał kurtki.
- Tak proszę państwa, to jest właśnie dojrzały
Choi! – ciemnooki nie przejął się moim chwytem, tylko zmrużył oczy, patrząc się
na mnie jak wilk na swoją zwierzynę i zaczął klaskać w dłonie. Warknąłem,
odpychając go od siebie – Naprawdę nie stać cię na więcej? Zawsze wydawałeś mi
się dojrzały, inny niż ta cała reszta i właśnie dlatego nieudolnie próbowałem
nawiązać z tobą kontakt! Ale ty oczywiście zapatrzony w siebie musiałeś to
widzieć jako atak, wieczny atak! Nawet wtedy, jak płakałeś w kącie i do ciebie
przyszedłem, ty zadufany w sobie bucu!
- Wal się.
– zagryzłem zęby, by mu nie przywalić w jego śnieżną klawiaturę, schowaną za
wargami. Nie miałem nawet jak się bronić, bo ze zdenerwowania nie wiedziałem
jak poprowadzić rozmowę.
- Nie
dziwię się, że wybrał Yun. Nie pasowałbyś do niego, choć miałeś szansę, bo
hyung wtedy zastanawiał się jak to jest być z facetem.
Po jego
słowach zamarłem. Właśnie mi powiedział, że mogłem żyć z hyungiem, gdybym tylko
chciał zaryzykować i nie poddawać się, wmawiając sobie jakieś ograniczenia.
Zacisnąłem usta, patrząc na ziemię. Faktycznie, jestem żałosny. Nie
zawalczyłem, nigdy nie przekonałem się, jak to było. Marnowałem te wszystkie
lata, robiąc jak marionetka to, na co moi rodzice mieli ochotę. Potem zwalałem
winę na innych. Ten blondyn ma cholerną rację... Poczułem, jak w moim gardle
tworzy się wielka gula, która uciskała na tchawicę, co utrudniało mi spokojne
oddychanie. Boże, to są tak prawdziwe słowa, że aż mam ochotę się rozpłakać.
Jestem taki żałosny, a mam już 26 lat...
Niespodziewanie
odwróciłem się na pięcie, przez co blondyn zaskoczony wyciągnął ręce z kieszeni
i złapał mnie za ramię, by jakoś zatrzymać mój dziki pęd. Szarpnąłem się, chcąc
zostać jak najszybciej sam. Nie rozpłaczę się przy nim drugi raz. Nieważne, że
w mojej głowie wszystko się wali. Nie mogę tu zostać, nie obok niego.
Zachwiałem się w tył, gdy Taemin pociągnął za moją kurtkę.
-
Ostrzegam, zostaw mnie. – powiedziałem zimnym głosem, prostując się do
nienagannej pozycji pionowej.
-
Minho... – wyciągnął rękę, ale nie zbliżył jej do mojego ciała. Wiedział, czym
by to skutkowało. Wolał nie ryzykować.
Zacząłem
się oddalać, by otworzyć samochód i przejechać się do innej części miasta, w
której niegdyś przesiadywałem, kiedy chciałem się nad czymś zastanowić i
znaleźć sensowne rozwiązanie albo chociaż ukoić nadszarpnięte nerwy.
-
Minho... – blondyn opuściwszy głowę, stał w samym środku ulewy nie zważając na
to, że było dość zimno.
Moje
oczy były szklane, a panika sięgała zenitu. Nie miałem przy sobie leków, które
zmniejszyłyby nerwicę i stany lękowe. Musiałem sobie jakoś sam poradzić, ale
nie wiedziałem jak. Całe śmieszne życie stanęło mi przed oczami. Cały ten czas
się opierdalałem. Nie osiągnąłem niczego dla siebie. Nie robiłem tego, co
lubię. Co naprawdę kocham w głębi serca. Spełniałem tylko polecenia albo
wmawiałem sobie, że robię coś, bo takie są moje zainteresowania. Przecież ja
siebie kompletnie nie znam, a najgorsze jest to, że może przy hyungu byłbym w
stanie odkryć kim jestem... Spod moich powiek wypłynęły dwie strużki słonych
łez, a moje zęby prawie że trzeszczały od wzajemnego napierania na siebie.
Mogłem być szczęśliwy, mogłem tyle mieć... Ale wolałem się chować i uciekać,
bać się życia... Boże, ile ja już go zmarnowałem... Wytarłem rękawem mokre
ślady, naciskając nieźle pedał gazu. Wyjechałem na główną ulicę, pędząc jak
jakiś wariat. Nie do końca zdawałem sobie sprawę, że przekraczam dozwoloną
prędkość. Byłem jak mały chłopiec, który siedział w swojej bańce i bał się
wykonać najmniejszy ruch. Zupełnie, jakby bańka miała się przebić, a ja byłbym
skazany na bliskie spotkanie z przepaścią.
I to
wszystko powiedział mi Taemin, znowu wpieprzając się w moje życie! Jestem
wściekły, że kolejny raz się pojawia, a w dodatku jego słowa są cholerną
prawdą. Skąd on to wszystko wie?! Nie znamy się, bo nasz kontakt to było
jedynie dogryzanie sobie nawzajem albo milczenie. A on bez żadnych skrupułów
wykłada mi całą prawdę prosto w twarz i jeszcze zmusza mnie do przyznania się
przed nim do błędów. Niedoczekanie!
Mimo, że
wycieraczki działały bardzo szybko, widoczność przy takiej prędkości z jaką
jechałem, była przerażająco mała. Zakręty brałem prawie że na najwyższym biegu,
nie patrząc nawet czy gdzieś stoją jacyś przechodnie. W tej chwili byłem tak
spanikowany, że nie docierało do mnie, że jeżdżę w prawdziwym świecie, a nie
jakiejś grze. Zbliżałem się do obrzeży miasta, gdzie lamp przy jezdni było
znacznie mniej, tak więc widoczność spadła na jeszcze mniejszy stopień. Nie
zważałem na czyhające niebezpieczeństwo. Liczyło się dla mnie tylko to, żeby
moje emocje znalazły jakieś ujście. Nie mogłem już znieść skrajnych odczuć,
które rozrywały mnie z każdej strony. Docisnąłem pedał, przez co
niespodziewanie zbliżyłem się do ostrego zakrętu i nie zdążyłem wyhamować.
Beżowy samochód wyleciał z jezdni, trafiając prosto na drzewo, które odepchnęło
atak.
Ciemne
smugi lejące się z nieba niczym wodospad, zagłuszały odgłosy wypadku. Jedynie
światła, które nie uległy całkowitemu uszkodzeniu, dawały jakiś sygnał, by
zainteresować się sytuacją na poboczu. Gęsta mgła pojawiła się wokół maszyny,
która syczała, jakby uderzenie rzeczywiście ją zabolało.
I jak ja mam się nie denerwować? No jak?! Przecież ten dzban jeden, zwany Minho, kiedyś mnie dobije.
OdpowiedzUsuń" Nie dam się sprowokować. Nie będę się wkurzał na Taemina" bla bla bla. I co zrobił? No wydarł się na niego i wyżył :) :) :) no ja jebie.
Bo chociaż Taemin też nie był fair, okej.. to się bronił! Kijowo, bo kijowo, ale to Minhoś zaczął taką gadkę >:C.
I gdyby nie fakt, że kocham Minho jako Minho, to pewnie bym napisała, że dobrze mu z tym wypadkiem. Karma :/.
Ale go kocham, więc nie napiszę tego <3.
(serio deie?...)
Nie będę udawać przerażenia, że nie wiem co z Minho, bo już kolejny rozdział jest no i no. Z wiadomych przyczyn nie martwiuszkam się aż tak XD.
Serio, jak na moje, Minho sam szuka sobie problemów i sam "wmawia" jakieś depresje, smutki i sresje. Okej. Może na razie nie ma jakoś wielkiego celu w życiu, ale jak będzie jęczał i dziamolił i tylko narzekał, to nic się nie zmieni... Więc heloł?!
[ AHA. PISZĘ, A TU MI COŚ USUWA KAWAŁEK KOMCIA >:C ]
Wybacz za takie spóźnienie <3. Ale już jestem nadrabiam, tak!?
No.
Lecę do kolejnego rozdziału *_*_*_* Ihihihi. Jak miło w sumie czytać tak po kolei, nie oczekując na rozdziały.
Wenusi B) B)
Papa <3. Zw.
Oczywiście nie mogę zostawić jednego komentarza.
UsuńSkoro nie mogę być druga, to będą dwa komcie. Proste nie? B)
Nie będę się rozpisywać, bo już chcę kolejny rozdzialik czytać, soł idę! B)
Hej,
OdpowiedzUsuńach a był taki miły poranek i cały dzień, skąd Teamin wiedział, że Hyung zastanawiał się nad taką kwestią? a końcówka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, zastanawiam się skąd Teamin wiedział o tym, że Hyung się właśnie zastanawia jak to by było być z chłopakiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga